, Józef Bachórz-O pieniądzach w Lalce Bolesława Prusa, BIBLIOTEKA, Pieniądz w literaturze i teatrze, ebook, pdf 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Józef Bachórz
O pieniądzach i kwestiach ekonomicznych w
Lalce
Bolesława Prusa
1.
Stanisław Wokulski, właściciel sklepu galanteryjnego przy Krakowskim Przedmieściu w
Warszawie, dorobił się wielkiej fortuny jako dostawca aprowizacji – głównie żywności – dla
armii rosyjskiej podczas wojny zwanej bałkańską. Ten imponujący sukces finansowy
liweranta (tak w XIX wieku nazywano dostawcę) dokonał się w ciągu mniej więcej ośmiu
miesięcy, bo aczkolwiek wojna zaczęła się w kwietniu 1877 roku, a zakończyła się traktatem
pokojowym w marcu 1878, to jednak bohater
Lalki
włączył się do liwerunku dopiero w
czerwcu 1877 roku.
Powróciwszy z Bułgarii do Warszawy zaszedł Wokulski prosto z drogi do swojego
przyjaciela i zarazem plenipotenta, Ignacego Rzeckiego. Spotkanie – jak to bywa w
podobnych sytuacjach – zaczyna się od chaotycznych wykrzykników, pełnych obopólnego
wzruszenia rozmówców, a potem przy zaimprowizowanym poczęstunku przemienia się w
relację z wyników finansowych ekspedycji:
“– No, a jakże tobie poszło? – zapytał Rzecki już zwykłym tonem.
Wokulskiemu błysnęły oczy. Położył bułkę i oparł się o poręcz kanapy.
– Pamiętasz – rzekł – ile wziąłem pieniędzy, gdym stąd wyjeżdżał?
– Trzydzieści tysięcy rubli, całą gotówkę.
– A jak ci się zdaje: ile przywiozłem?
– Pięćdzi ... ze czterdzieści tysięcy... Zgadłem?... – pytał Rzecki, niepewnie patrząc na niego.
Wokulski nalał szklankę wina i wypił ją powoli.
– Dwieście pięćdziesiąt tysięcy rubli, z czego dużą część w złocie – rzekł dobitnie. – A
ponieważ kazałem zakupić banknoty, które po zawarciu pokoju sprzedam, więc będę miał
przeszło trzysta tysięcy rubli...
Rzecki pochylił się ku niemu i otworzył usta.
– Nie bój się – ciągnął Wokulski. – Grosz ten zarobiłem uczciwie, nawet ciężko, bardzo
ciężko. [...] No – dodał – miałem też szalone szczęście... Jak gracz, któremu dziesięć razy z
rzędu wychodzi ten sam numer w rulecie” [I, 73-74]
1
.
Rzecki ma powód, by ze zdziwienia otworzyć usta. Dobrze wie, że na trzydzieści tysięcy
rubli, które przed wyjazdem do Bułgarii zabrał Wokulski z banku, pracowały w sklepie
galanteryjnym i korzennym dwa pokolenia Minclów i ich subiektów. Powiększenie tego
kapitału już tylko o dziesięć tysięcy rubli byłoby w świetle jego doświadczeń sklepikarskich
nie lada sukcesem. Zdziesięciokrotnienie go w ciągu zaledwie ośmiu miesięcy? – nie, to się
nie mieści w głowie człowieka, który swoją mentalność kupiecką ukształtował przy Minclach,
większą część życia zawodowego spędził za kontuarem w ich firmie i nie ma praktycznego
pojęcia o wielkich operacjach handlowych czy szaleństwach ryzykownych gier kapitałowych.
Także późniejsze sukcesy finansowe Wokulskiego po jego zainstalowaniu się w Warszawie
zdumiewały starego subiekta, bo najzupełniej nie przystawały do standardów drobnego
ciułania, do których nawykł.
Drażniły zresztą także – choć z trochę innych przyczyn – niektórych dziewiętnastowiecznych
komentatorów
Lalki
. Aleksander Świętochowski, który jednak o tej powieści wypowiadał się
kwaśno, a Prusa miał za pisarza średniej jakości krajowej, w eseju opublikowanym w 1890
roku opiniował całą buchalterię sukcesów Wokulskiego-dorobkiewicza jako fantazmat
naiwnego romansisty, a nie rzetelnego obserwatora rzeczywistości. Oto z łaski autora –
czytamy w eseju
Aleksander Głowacki
– nieustannie spływają na bohatera obfite strumienie
rubli zarówno podczas wojny bułgarskiej, jak i później: “Wyjeżdża np. raz do Moskwy i «nie
wiadomo, co tam robi», dość że przewozi 70 00 rubli; wyjeżdża drugi raz dla uregulowania
rachunku z dawnym wspólnikiem, u którego ma «pół miliona rubli»; znajduje się w Paryżu,
gdzie ten wspólnik nabywa statki – i znowu z tej operacji przypada Wokulskiemu «ogromny,
a najzupełniej legalny zysk». Toteż wygląda on czasem jak rozpruty worek pieniędzy, z
którego one wylatują na bruk, a biegnąca za wozem gawiedź zbiera je skwapliwie”
2
.
Nie będziemy się tu wdawać w szczegóły kwotowe przyrastania aktywów finansowych
Wokulskiego, których to szczegółów Świętochowski domagał się może i nie bez odrobiny
racji, ale chyba z nadmiarem pedanckich upodobań “organizacyjno-technicznych”, mimo że
nieraz obruszał się na konwencje literackie przypominające protokół lub dokumentację biura
meldunkowego. Trzeba jednak powiedzieć, że ze stanowiska realizmu słuszność bezsporną
miał Prus. Nie ulega kwestii, że dokładnie obmyślał i ważył, a w pewnym momencie także w
tekście
Lalki
korygował finansowe rezultaty decyzji Wokulskiego
3
. Świętochowski grymasił i
szydził, jakby nie wierzył w bajońskie profity z rzeczywistych kontraktów handlowych,
poręczanych przez rządy mocarstw europejskich. Jakby nie słyszał, że o koncesje w
przedsięwzięciach finansowych z gwarancjami rządu petersburskiego bili się bez pardonu
drapieżcy kapitałowi z całego świata i jakby się nie domyślał dochodów dostawców
wojskowych w czasie zwycięskich działań wojennych. Prus o tym wiedział doskonale.
Naturalnie: wiedział też, że nie tylko na wojnach rodzą się potężne majątki. Pokazywał, że w
czasach pokoju profity rekinów handlowych, którzy na zlecenie rządu kupują za ciężkie
miliony np. całe flotylle okrętów wojennych, liczą się przecież nie na kilkanaście czy nawet
kilkadziesiąt tysięcy rubli. To właśnie Wokulski, cieszący się zaufaniem jednego z takich
rekinów, moskiewskiego kupca Suzina, potrzebny mu w charakterze dyskretnego tłumacza i
doradcy, może za swoje usługi otrzymać tych kilkadziesiąt tysięcy.
Prus nieraz doświadcza swego bohatera przejmującymi doznaniami tragizmu egzystencji,
chwilami zapaści psychicznej albo i euforii odbierającej poczucie rzeczywistości, ale
jednocześnie pilnuje, by w momentach nadziei i zaufania do losu skrupulatnie – jak na kupca
przystało – liczył pieniądze i przewidywał skutki finansowe swoich decyzji. Szykującemu
rozstrzygające posunięcia taktyczne z zamiarem zbliżenia się do panny Łęckiej – w tym udział
w wyścigach i kupno kamienicy – każe wydobyć z biurka notatnik i rachować:
“Klacz wyścigowa – głupstwo... Wydam najwyżej tysiąc rubli, z których wróci się
przynajmniej część... Dom rs. 60 000, posag panny Izabeli rs. 30 000, razem rs. 90 000.
Bagatela!... prawie trzecia część mego majątku... W każdym razie za dom wróci mi się ze 60
000 albo i więcej... No!... trzeba będzie skłonić Łęckiego, ażeby te 30 000 mnie powierzył:
będę mu płacił 5 000 rubli rocznie jako dywidendę...” [I, 372-373].
W tego rodzaju obrachunkach nie zaniedbuje się ani narrator, ani bohater Lalki do samego
końca, toteż czytelnik wie, że jesienią 1879 roku Wokulski dysponuje majątkiem
przynajmniej 450 tysięcy rubli. W ostatnim rozdziale powieści otrzymujemy także wiadomość
o jego testamencie. Dowiadujemy się wówczas, jak z dokładnością do 500 rubli zostały
rozdysponowane kwoty (70 tys. i 120 tys. rubli), złożone w którymś banku warszawskim i
pozostawione u Henryka Szlangbauma, tj. nabywcy sklepu i spółki do handlu z Cesarstwem
[II, 678-679].
2.
Autor
Lalki
– jak wszyscy wybitni realiści dziewiętnastowieczni – osadza swych bohaterów w
historii, toteż nie może lekceważyć uwarunkowań materialnych i podstaw obyczajowo-
społecznych ich bytu. Nie chodzi mu o oczywiście o to, by poetykę powieści nasycić “poetyką
księgowości”, nie wątpi jednak, że obowiązkiem powieściopisarza jest informować
czytelnika, kto z czego żyje, szczególnie jeśli tworzy powieść mieszczańską i na dodatek
kupiecką (tak nieraz nazywano
Lalkę
)
4
.
Można by zatem sądzić – zwłaszcza gdyby się problematyka pieniędzy w ujęciu Prusa
kończyła na tego typu kwestiach – że
Lalka
(także pozostałe utwory współczesne Prusa) nie
różni się specjalnie od powieści innych pozytywistów, gdzie – jak w
Nad Niemnem
(1887)
Orzeszkowej i
Rodzinie Połanieckich
(1893-1894) Sienkiewicza – czytelnik zna pozycję
majątkową bohaterów i wie zarówno o ich wyczynach finansowych, jak tarapatach lub
obierzach pieniężnych. W biografię powieściową Benedykta Korczyńskiego zostały przecież
wpisane np. dramatyczne obciążenia represyjne majątku po powstaniu styczniowym, spłata
posagu siostry itp. Podobnie jest z
Rodziną Połanieckich
, których akcja rozpoczyna się od
wizyty Stanisława Połanieckiego w Krzemieniu z zamiarem wyegzekwowania na jego
właścicielu, panu Pławickim, depozytu 12 tys. rubli (złożonego u niego na procent i po
dwudziestu latach podwojonego do wartości 24 tys. rubli), a potem odgrywają w niej pewną
rolę operacje gotówkowe podobnego rozmiaru.
Różnice między
Lalką
a tymi utworami w ujmowaniu problematyki pieniądza i ekonomii są
jednak bardzo rozległe i głębokie.
Już przy zdawaniu sprawy z zasobów majątkowych postaci powieściowych
i z ich stosunku do gotówki widać, jak Orzeszkowa i Sienkiewicz często zaokrąglają cyfry,
posługują się przyimkiem “około” i liczebnikami nieokreślonymi (kilka, kilkanaście itp.), a
ich bohaterowie pozytywni niekiedy traktują dobra materialne z rodzajem wyniosłości lub
wzgardy. W
Nad Niemnem
posag Darzeckiej wycenia się na kilkanaście tysięcy rubli, jakby
Benedyktowi Korczyńskiemu było wszystko jedno: dziewiętnaście to czy jedenaście tych
tysięcy. Pisarka pochwala Witolda Korczyńskiego, gdy oburza się na ojca za uniżone błaganie
szwagra-wierzyciela o zwłokę spłaty długu, jakby ten entuzjasta sprawiedliwości miał pomysł
na rozwiązanie problemu, gdy tymczasem nie ma on żadnego pomysłu. Bez trudu zauważymy
tu – podobnie jak i w
Rodzinie Połanieckich
– że bohaterowie mówią i myślą o pieniądzach
na sposób przypominający metodę znaną nam z
Trylogii
. Tam raczej opiniuje się “całokształt”
czyjegoś bogactwa niż podaje jego wyraz finansowy, a przysługi opłaca się sakiewkami bez
wdawania się w szczegóły ich zawartości. “Jednostką obrachunkową” zamożności bywa garść
klejnotów (Andrzej Kmicic tak właśnie na Jasnej Górze “odmierza” swoje zdobyczne
zasoby). Oczywiście: w rzeczywistości dziewiętnastowiecznej nie ma już klejnotów na garście
i nie ciska się famulusom sakiewek, w których brzęczy kruszec. Trwa tutaj pewna
nonszalancja narracyjna przy określaniu ceny lub ogólnikowość nazywania wartości
materialnych, która jest echem tamtej tradycji, zapewne także romantycznej tradycji
lekceważenia “zimnego złota”. Jeśli więc w finale powieści Sienkiewicza słyszymy od
Połanieckiego po nabyciu Krzemienia: “Tanio kupiłem! bardzo tanio!” – a narracja niczego
nie dopowiada do tych słów, to jesteśmy raczej jeszcze w krainie starodawnego romansu niż
nowoczesnej powieści, tym bardziej powieści kupieckiej
5
.
Utwory Prusa, zwłaszcza zaś
Lalka
, to już nie tradycja. Tu nie tylko o grubszych pieniądzach
mówi się zazwyczaj bez unikowego wyokrąglania sum, ale przede wszystkim stale pamięta
się o sumach małych. Tu wraz z wejściem do sklepu “pod firmą J. Mincel i S. Wokulski”
posłyszymy, ile kosztuje para kaloszy wraz z monogramem imienia i nazwiska klienta (a
kosztuje 2 ruble i 50 kopiejek), i tu wraz z wejrzeniem do księgi dłużników dowiemy się, ile
panna Izabela Łęcka zapłaciła za portmonetkę (a zapłaciła 3 ruble). Później świadkujemy
medytacji Wokulskiego przy odliczaniu półimperiałów na wielkotygodniowy popis
filantropijny w kościele (zaczęło się od 5 złotych monet, zakończyło się na 20), a przy innej
okazji – ile wynosi nagroda za zwycięstwo konia w gonitwie na torze wyścigowym (wynosi
zaś 300 rubli). W tym samym rozdziale, w którym Wokulski opowiada Rzeckiemu o setkach
tysięcy rubli przywiezionych z Bułgarii, jest mowa o 7 rublach, które “po strąceniu rabatu”
trzeba zapłacić za drobiazgi wzięte z własnego sklepu, jeśli się respektuje zasady porządnego
kupiectwa [I, 84]. Znajdziemy też w
Lalce
informację, że dobrego konia wyścigowego można
kupić okazyjnie za 600 rubli, jeśli właściciel chce się go pozbyć prędko, a 800 rubli trzeba
zapłacić po udanym występie rumaka na wyścigach. Że lokaj hrabiny Karolowej dostanie od
Wokulskiego “na wejściu” na święcone w jej apartamentach 5 rubli napiwku i tyleż rubli
kamerdyner pana Łęckiego za przyniesienie zaproszenia na obiad, natomiast lokaj w
przedpokoju barona Krzeszowskiego otrzymuje 2 ruble za fatygę doręczenia swemu panu
biletu wizytowego. I dowiemy się, że baronowa Krzeszowska przeznacza na trzy wotywy 9
rubli, a Ignacy Rzecki na jedną mszę w intencji księcia Ludwika Napoleona – 5 rubli. Tenże
pan Ignacy za niecałego rubla otrzymał na śniadanie “w handelku”: “Kieliszek anyżówki i
kawałek śledzia przy bufecie, a do stołu porcyjkę flaków i ćwiartkę porteru” [I, 296].
Dodajmy, że informacje powieściowe Prusa-beletrysty odzwierciedlają rzeczywisty stan cen,
płac i nawyków pieniężnych pod zaborem rosyjskim w opisywanych przezeń latach, toteż
odbiorcom
Lalki
w jej czasie macierzystym pewne stwierdzenia mówiły więcej, niż mówią jej
czytelnikom u schyłku wieku XX. Jeśli Wokulski np. woźnicy Wysockiemu proponuje
zarobek 3 rubli dziennie, to czytelnik “Kuriera Codziennego” orientował się, że Wysocki
otrzymał bardzo korzystną propozycję, bo zarobki w tej grupie robotników transportowych
wynosiły od 2 do 2,5 rubla
6
. Jeśli łajdak Maruszewicz zgłasza się do Wokulskiego z
życzeniem objęcia stanowiska z pensją co najmniej 1 tys., a najchętniej 2 tys. rubli rocznie, to
współcześni Prusa zdawali sobie sprawę z groteskowego charakteru tego życzenia, bo
wiedzieli, że płace rzędu 2 tys. rubli zdarzały się na posadach wyższych urzędników
magistrackich lub na dyrekcyjnych fotelach przedsiębiorstw. A jeśli w pewnym momencie
czytano, że stary finansista Szlangbaum “ofiarowywał dorożkarzowi złoty i groszy osiem za
kurs, zamiast czterdziestu groszy” i że odbywał na ten temat zażarty a zwycięski targ [I, 525],
to wiedziano, o co chodziło (a chodziło o dwa grosze: dawny złoty w Królestwie Polskim
równał się 30 groszy). Wiedziano też, według jakiego szacunku przelicza się ruble i kopiejki
na wycofane z obiegu złotówki i grosze
7
.
Nie ma tu szansy na sporządzanie pełnego rejestru informacji o cenach i płacach w
Lalce
, ale
warto uświadomić sobie, że wyraz “pieniądz” występuje w tej powieści aż 229 razy (nadto 5
razy przymiotnik “pieniężny”). O rublu wspomina się 407 razy (nadto 5 razy występuje
wyrażenie “rs”, tj. “ruble srebrem”, 8 razy – rubelek), “kopiejka” 10 razy (nadto “kopiejkowy”
– 1 raz), “złoty” (jako nazwa pieniądza) – 17 razy (nadto raz “złotówka”), 41 razy “grosz”
(nadto 2 razy “groszowy”). Jeśli doliczyć kilkanaście przywołań imperiałów i półimperiałów
oraz nazwy innych walut (np. 31 przywołań franka, 5 – reńskiego, 3 guldena, 1 gwinei), a
nadto synonimiczny wobec pieniądza “kapitał” (57 razy), to się okaże, że około 850 dowodów
frekwencji nazw “pieniężnych” oznacza ich obecność na większości stronic (w formatach
“ósemkowych” drukuje się
Lalkę
na około 1 080 stronicach). W każdym razie nazewnictwo
“pieniężne” stanowi w powieści Prusa grupę znaczącą. Dla porównania: słowo “miłość” pada
tu 104 razy, “praca” 94 razy. O rublach wspomina się częściej (407 razy) niż np. o domu (351
razy)
8
. Doprawdy – nie ma w naszej literaturze dziewiętnastowiecznej utworu, w którym by
równie często, równie konkretnie i z podobnie przekonywującym uzasadnieniem mówiło się o
pieniądzach.
3.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • paulink19.keep.pl