,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
J. R. R. TOLKIEN Niedokończone opowieści Tom I Przekład: Radosław Kot Tytuł oryginału: Uninished Tales Data wydania polskiego: 1995 Data pierwszego wydania oryginalnego: 1990 OD TŁUMACZA Uznając funkcjonowanie rzeczy (według purystów) niedoskonałej jako faktu kulturowego, niniejszy przekład odwołuje się do stworzonego przez panią Marię Skibniewską kanonu tłumaczenia prac J. R. R. Tolkiena. Wykorzystane w tekście cytaty pochodzą z następujących wydań: Hobbit, czyli tam i z powrotem — Iskry, Warszawa 1985; Władca Pierścieni (Wyprawa, Dwie wieże, Powrót Króla) — Czytelnik, Warszawa 1981; Siłmarillion — Czytelnik, Warszawa 1985. R.K. WSTĘP Trudno jest rozwiązać problemy związane z odpowiedzialnością za pisma nie- żyjącego już autora komuś, kogo pieczy dzieła owe powierzono. Bywa, że niektó- rzy w takiej sytuacji powstrzymują się przed drukowaniem najmniejszego nawet fragmentu, wyjąwszy co najwyżej te urywki, które do czasu śmierci autora zosta- ły praktycznie ukończone. W przypadku twórczości J. R. R. Tolkiena takie właśnie podejście mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać najwłaściwsze, szczególnie że on sam, nader wymagający i wobec własnych płodów krytyczny, w żadnym ra- zie nie pozwoliłby na publikację nawet najbardziej dopracowanych fragmentów niniejszej książki, bez daleko idących poprawek. Z drugiej jednak strony, istota i rozmach jego wyobraźni każą spojrzeć na te odrzucone wcześniej opowieści nieco inaczej. Kwestia, czy Silmarillion w ogóle powinien zostać opublikowany, nie postała mi nawet w głowie, i to niezależnie od faktu, że dzieło było nie uporządkowane i ojciec zamierzał dopiero je przereda- gować, czego jednak dokonać już nie zdążył. Po długim wahaniu zdecydowałem się zatem w tamtym przypadku przedstawić pracę jako kompletną i spójną całość, miast nadać jej postać studium historycznego, zbioru połączonych komentarzem tekstów. W przypadku tej książki rzecz ma się jednak inaczej, zebrane tu bowiem pisma nie tworzą żadnej całości, pozostając po prostu szeregiem różniących się formą, zamysłem, stopniem ukończenia jak i czasem powstania (jak i sposobem, w jaki ja je potraktowałem) utworów tyczących Numenoru i Śródziemia. Jednak powód przemawiający za ich ogłoszeniem drukiem nie różni się zasadniczo od tego, który przyświecał mi przy publikacji Silmarilliona 1 , chociaż cichszy może jest nieco tym razem ów głos. Ci, którym nie dane jest zapomnieć obrazu Melko- ra i Ugolianty spoglądających ze szczytu Hyarmentiru na „pola i pastwiska Yavan- ny, ozłocone łanami wysokiej pszenicy”; cieni rzucanych przez lud Fingolina przy pierwszym wzejściu księżyca w krainach Zachodu; Berena skradającego się w wil- czej postaci ku tronowi Morgotha czy też blasku Silmarila, który zapłonął nagle w mroku Lasu Neldoreth, uznają zapewne, że niedoskonałość formy owych opo- wieści blednie wobec głosu Gandalfa (odzywającego się tutaj po raz ostatni) szy- dzącego z dumnego Sarumana podczas spotkania Białej Rady w roku 2851, czy też 1 Silmarillion, s. 84-85 4 relacjonującego w Minath Tirith, już po zakończeniu Wojny o Pierścień, jak do- szło do tego, że wysłał krasnoludów na słynne przyjęcie w Bag End. Cóż niedosko- nałość znaczy wobec obrazu Ulma, Pana Wód wynurzającego się z morza w Viny- amarze, wobec Mablunga z Doriathu ukrywającego się jak kret pod ruinami mo- stu w Nargothrondzie, czy też wobec sceny śmierci Isildura u mulistych brzegów Anduiny. Wiele fragmentów tej książki stanowi rozwinięcie wątków wspomnianych po- krótce lub zasygnalizowanych już gdzie indziej. Jedno trzeba jednak powiedzieć wyraźnie, a to mianowicie, że spora część tego dzieła nie okaże się szczególnie in- teresująca dla tych miłośników Władcy Pierścieni, którzy przemykali podczas lek- tury nad historycznymi dygresjami, mając je za element wzbogacający opowieść jedynie, a nie za cel sam w sobie i nie pożądają wcale dalszych szczegółów, obojęt- nymi pozostając wobec kwestii tyczących zorganizowania jeźdźców Marchii Ro- hanu, Dzikich Ludzi z lasu Druadan zostawiając własnemu losowi... Mój ojciec z pewnością nie miałby im tego za złe. W liście z marca 1955 roku, a zatem jeszcze przed ukazaniem się trzeciego tomu Władcy Pierścieni, pisał: Żałuję teraz obietnicy zamieszczenia dodatków! Mam wrażenie, że ich pojawie- nie się w formie okrojonej i skondensowanej nie zadowoli nikogo, z pewnością zaś nie zadowoli mnie ani też tych, którzy mnogością listów dają mi do zrozumie- nia, że szczegóły takie lubią. Jest ich zaskakująco wielu. Natomiast czytelnicy radu- jący się tą książką jedynie jako „heroicznym romansem” i uznający owe wtręty za sposób wzbogacania prozy, całkiem słusznie zignorują dodatki. Mocno obecnie powątpiewam, czy pomysł potraktowania całej sprawy jako rozwiniętej gry był spośród tych najlepszych, szczególnie że nazbyt mnie snucie takich wątków wciąga. Jest to, jak podejrzewam, cena do zapłacenia za wzboga- cenie opowieści o liczne szczegóły dotyczące geograii, chronologii i języka, przez co wielu domagać się potem może obszerniejszych „informacji” czy wprost „wie- dzy”. W liście z następnego roku czytamy: ...podczas, gdy wielu tobie podobnych żąda map, inni jeszcze upominają się o szcze- góły geologiczne; ktoś pragnie poznać zasady gramatyki języka elfów, detale fonety- ki i stosowne przykłady; pojawiają się prośby o miary metryczne i prozodie... Muzy- cy chcą tonacji i zapisów nutowych, archeolodzy ceramiki i danych o metalurgii, bo- tanicy domagają się bardziej szczegółowych opisów mallornów oraz elanor, niphredil, alirin, mailos i symbelmyne, historycy oczekują informacji o społecznej i politycznej strukturze Gondoru, a wszelka ciekawska gawiedź dopytuje się o Woźniców, Harad, pochodzenie krasnoludów, Umarłych z Dunharrow, Plemię Beorna, jak o dwóch bra- 5 [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Wątki
|