, J. M. McD - Dzieci demonow, Ebooki z podarków, pobierz pdf 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->J. M. McDermottDZIECI DEMONÓWCZĘŚC ITRYLOGII PSIA ZIEMIALudziom, którzy dbali o mnie podczas pracy nad książką iktórzy wciąż o mnie dbają.Matce, Ojcu, Bratu, Siostrze - Wam wszystkim jądedykuję.Rozdział IMój mąż i ja umieściliśmy głowę z ciała, któreznaleźliśmy, na wysokiej skale, gdzie zawsze będzie na niąpadało światło słońca i księżyca. Za życia nosił mundur ludzikróla, lecz wśród przodków miał demona i splamił ziemię wmiejscu, gdzie umarł. Mój mąż i ja modliliśmy się nad tągłową do bogini Erin i unosiliśmy oczy ku niebu, ku niej.Pościliśmy i pościliśmy, cały dzień. Piliśmy jedynie wodę,gdy księżyc wyłonił się zza chmur. Modliliśmy się imodliliśmy. W półmroku poranka Erin zesłała mi wizję.Zawyłam z bólu. Gdzie jest moje ciało?!! - wrzasnęła czaszka.Gdzie jest Rachel?!On i Rachel się kochali. Ona go porzuciła. On umarł,goniąc ją.Zapytałam męża, czy umarłby dla mnie. Powiedział, żenie.Jona powiedziałby to samo, aż do chwili, gdy uświadomiłsobie, co zrobił.Jego umysł był teraz moim. Mogłabym przetrząsnąć jegowspomnienia, gdybym wiedziała, czego szukać, wniknąć wżycie ludzi wokół niego, tak jak on ich znał. Mogłamprzeniknąć swoimi oczami do jego świata. Ręka jego ludzkiejmatki na jego twarzy, jego dni i bezsenne noce, jego wielkamiłość, to wszystko unosiło się na powierzchni świata.Wejrzałam w lesiste wzgórza, widząc, którędy chodził pośródnich - jak widział mój dom i jak tęsknił za własnym.Mąż dotknął mojej ręki. Nawet gdy byliśmy ludźmi,mówiliśmy do siebie pod postacią wilków. Jakiś trop?Jego matka była człowiekiem. Jego ojca już nie ma. Żyjejeszcze jedno dziecko demona. Nie, dwoje dzieci.A więc do jego miasta, by chodzić za jegowspomnieniami. Nasienie Elishty musi zostać doszczętniewypalone, nieważne, kim jest ani kim było. Ci zrodzeni ztakiej krwi plugawią życie na każdym kroku.Jak on się nazywał?Jona. Jest jeszcze dwoje - Rachel Nolander i... Drugie imięmam na końcu języka.Oni mogą nas doprowadzić do reszty. Nie spiesz się.Przypomnisz sobie to imię. Wszystko sobie przypomnisz.***Mój mąż i ja znaleźliśmy ciało opodal niewysokiego klifu.Najpierw je poczuliśmy, coś wypaliło dziurę w zapachusłoneczników. Potem zobaczyliśmy - leżało twarzą do ziemi,do połowy zagrzebane w błocie, sztywne i zimne.Wszystko co żywe umarło tam, gdzie rozlała się skażonakrew. Małe czerwone grzyby, śmiertelnie trujące, wyrosły tamniczym kurzajki. To trujące ciało miało na sobie mundur ludzikróla.Mój mąż zmarszczył czoło. Ostatnim razem był tylkojeden. Nie miał braci ani sióstr. W miarę poszukiwań tychdwoje pozostałych może zaprowadzić nas do kolejnych.Mój ukochany odnalazł jednego dawno temu, gdy byłmłody, a ja jeszcze się nie urodziłam. Po tym, jak go zabił,przez wiele miesięcy chorował z powodu trucizny we krwitego człowieka. Wypaliła mu wszystkie włosy na głowie.Patrzę na niego i nie potrafię go sobie wyobrazić bez długichsrebrnych włosów spadających na plecy.Opowiadał mi historie ze wspomnień tego demona, ożyciu wiedzionym w ukryciu, w zaułkach miasta i na górskichzboczach. Ten czort zjawiał się w mieście tylko po to, bykraść klatki z gołębiami i małe gołąbki. Lubił ptaszki, lubiłobserwować, jak latają. Gdy go znaleziono, wszystkie jegoptaki trzeba było zabić i spalić. Nie można było pozwolić, byjastrzębie i koty złapały je i rozniosły zarazę ze spoconychdłoni demona głaszczących gołębie pióra.Dzieci demonów nie pojawiały się już często.Bezimiennych Elishty zapędzono głęboko pod ziemię, gdzienie mogli płodzić dzieci z ludzkimi matkami. Tegoznaleźliśmy już jako dorosłego mężczyznę, martwego naziemi, niczym pamiątkę dawno minionych czasów.Oderwaliśmy głowę od reszty ciała za pomocą grubegorzemienia. Musieliśmy uważać, by nasza skóra nie zetknęłasię z jego krwią. Umieściliśmy głowę na wysokiej skale wpełnym świetle słońca i księżyca, a Erin obdarzyła mnieumysłem demonowego pomiotu.***Mój mąż i ja narzuciliśmy na siebie wilcze skóry, gdypowróciliśmy na miejsce znalezienia ciała. Z nosami przyziemi węszyliśmy wszędzie dookoła, szukając śladów, którepobudziłyby moją świadomość - inne ciało, zgubionenarzędzie albo coś cennego, czyjś zapach, jakikolwiek śladbudzący wspomnienia Jony. Zapach Rachel był dla niegowszystkim. Jej trop wiódł na północ, wciąż na północ. Tutajnie znaleźliśmy już nic innego. On nie był z lasów, jak my.Mrówki nie mają dusz, które mogłyby stracić. Imoddaliśmy skażoną głowę. Wsadziliśmy dwie czerwonekrólowe w jej rozdziawione usta i pobłogosławiliśmyobydwie, by przyspieszyć narodziny ich głodnych córek. Gdypozostaną nagie kości, wokół zasadzimy wytrzymałe mniszki,by wchłonęły najgorszą część jadu z ziemi. Zbierzemypierwsze pokolenie mniszków, nim rozprzestrzenią swojebiałe nasiona. Potem zasadzimy słoneczniki. Pierwszewyrosną małe i pokryte kolcami, ale następne będą się miałylepiej. Kilka pokoleń później kwiatów nie trzeba będzie jużpalić.Kiedyś słoneczniki tutaj znów będą wysokie jak człowieki słodko pachnące.*** [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • paulink19.keep.pl