,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
J.G. BALLARDZATOPIONY �WIAT(Prze�o�y�: MACIEJ �WIERKOCKI)Rozdzia� INa pla�y hotelu RitzBy�o kilka minut po �smej i zbli�a� si� ju� straszliwy upa�. Kerans wyjrza� z hotelowego balkonu i przypatrywa� si� s�o�cu, wstaj�cemu za g�stymi gajami olbrzymich ro�lin nagozal��kowych, porastaj�cych obficie dachy opuszczonych dom�w towarowych czterysta jard�w dalej, po wschodniej stronie laguny. Nieub�agan� moc s�o�ca czu�o si� wyra�nie nawet przez masywne, oliwkowozielone, pierzaste li�cie. T�pe, za�amane promienie b�bni�y po nagiej piersi i ramionach Keransa, wyciskaj�c z niego pierwsze krople potu. Za�o�y� ci�kie okulary przeciws�oneczne, �eby os�oni� oczy. Tarcza s�o�ca nie by�a ju� ostro zarysowan� kul�, lecz szerok�, rozd�t� elips�, ci�gn�c� si� na wschodnim widnokr�gu niczym gigantyczny meteor, kt�rego odbicie zamienia�o martwo o�owian� powierzchni� laguny w o�lepiaj�c� tarcz� miedzi. W po�udnie, za nieca�e cztery godziny, woda b�dzie wygl�da�a jak ogarni�ta po�og�.Zazwyczaj Kerans budzi� si� o pi�tej i dociera� do stacji bada� biologicznych na czas, by popracowa� przynajmniej cztery lub pi�� godzin, zanim upa� stanie si� nie do zniesienia, ale dzisiejszego ranka nie chcia�o mu si� opuszcza� ch�odnego, klimatyzowanego schronienia hotelowego apartamentu. Przygotowanie i zjedzenie �niadania zaj�o mu dwie godziny, a potem zapisa� a� sze�� stron w swoim dzienniku, celowo oci�gaj�c si� z wyj�ciem do pracy, dop�ki pod hotelem nie pojawi si� ��d� patrolowa pu�kownika Riggsa, Kerans wiedzia� bowiem, �e wtedy b�dzie ju� za p�no, by uda� si� na stacj�. Pu�kownik zawsze mia� ochot� na przynajmniej godzinn� pogaw�dk�, zw�aszcza gdy m�g� j� podtrzyma� kilkoma koktajlami, by�oby wi�c co najmniej wp� do dwunastej, kiedy musia�by wyj��, a wtedy Kerans my�la�by ju� tylko o lunchu w bazie.Z niewiadomej przyczyny Riggs si� jednak sp�nia�. By� mo�e d�u�ej ni� zwykle patrolowa� pobliskie laguny, a mo�e czeka� na Keransa na stacji badawczej. Przez chwil� Kerans zastanawia� si�, czy nie spr�bowa� z�apa� go przez nadajnik zainstalowany w hallu przy radiostacji, ale odbiornik by� przecie� przywalony stert� ksi��ek i mia� roz�adowan� bateri�. Kapral dowodz�cy radiostacj� w bazie poskar�y� si� Riggsowi, kiedy jego weso�a poranna audycja sk�adaj�ca si� ze starych piosenek pop i lokalnych wiadomo�ci, jak wczorajszy atak dw�ch iguan na helikopter czy ostatnie pomiary temperatury i wilgotno�ci powietrza, zosta�a nagle przerwana w po�owie pierwszej pozycji programu. Ale Riggs spostrzeg� pod�wiadom� pr�b� ze strony Keransa, �eby zerwa� kontakt z baz� - staranna przypadkowo�� piramidy ksi��ek kryj�cych nadajnik sta�a w zbyt jaskrawej sprzeczno�ci z jego drobiazgow� w innych wypadkach schludno�ci� i tolerancyjnie zgodzi� si� zaakceptowa� jego potrzeb� odosobnienia.Wychylony przez por�cz balkonu ponad leniw� wod�, w kt�rej odbija�y si� jego kanciaste, chude ramiona i wymizerowany profil, Kerans przygl�da� si�, jak jedna z niezliczonych burz termicznych rozrywa k�p� olbrzymich skrzyp�w, porastaj�cych brzegi potoku prowadz�cego do laguny. Zakleszczone mi�dzy okolicznymi budynkami a kolejnymi warstwami inwersji termicznej sto st�p nad powierzchni� wody, b�ble powietrza nagrzewa�y si� b�yskawicznie, a potem eksplodowa�y, wystrzelaj�c w g�r� jak uwolnione z uwi�zi balony, niespodziewanie pozostawiaj�c za sob� rozbrzmiewaj�c� detonacj� pr�ni�. Wtedy wisz�ce nad potokiem k��by pary rozprasza�y si� na kilka sekund i po�r�d wysokich na sze��dziesi�t st�p ro�lin rozp�tywa�o si� w�ciek�e, miniaturowe tornado, kt�re przewraca�o skrzypy jak zapa�ki. Burza ko�czy�a si� r�wnie raptownie, jak si� zacz�a, a wielkie, przypominaj�ce kolumny pnie osuwa�y si� obok siebie w wod� niczym oci�a�e aligatory.Z racjonalnego punktu widzenia Kerans wmawia� sobie, �e post�pi� roztropnie, nie opuszczaj�c hotelu - burze wybucha�y ostatnio coraz cz�ciej, w miar� wzrostu temperatury - ale w g��bi duszy wiedzia�, �e zosta� w mieszkaniu, poniewa� pogodzi� si� ju� z prze�wiadczeniem, i� niewiele pozosta�o do zrobienia. Sporz�dzanie map biologicznych sta�o si� bezcelow� zabaw�, jako �e nowa flora rozrasta�a si� dok�adnie wzd�u� granic przewidzianych jeszcze przed dwudziestu laty. Kerans by� pewien, �e nikt w Camp Byrd na p�nocnej Grenlandii nie zadaje sobie trudu, �eby cho� katalogowa� jego raporty, a co dopiero je czyta�.Ba, stary doktor Bodkin spreparowa� nawet chytrze rzekom� relacj� naocznego �wiadka, jednego z sier�ant�w pu�kownika Riggsa, zawieraj�c� opis wielkiego jaszczura, obdarzonego wygl�daj�c� jak �agiel gigantyczn� p�etw� grzbietow�, a widzianego podobno w jednej z lagun i przypominaj�cego pod ka�dym wzgl�dem pelikozaura, przedpotopowego gada, �yj�cego niegdy� na terenach dzisiejszej Pensylwanii. Gdyby ten raport zosta� odczytany literalnie, a wi�c jako donios�y meldunek, zapowiadaj�cy powr�t ery wielkich gad�w, natychmiast zwali�aby si� im na kark ca�a armia ekolog�w wraz z jednostk� taktycznej broni j�drowej i rozkazem ruszenia na po�udnie przy zachowaniu sta�ej pr�dko�ci dwudziestu w�z��w na godzin�. Ale, nie licz�c rutynowego potwierdzenia odbioru, z Grenlandii nie nadszed� �aden sygna�. By� mo�e specjali�ci w Camp Byrd byli ju� tak wym�czeni, �e nawet nie mieli si�y si� �mia�.Pod koniec miesi�ca pu�kownik Riggs i jego szczup�y oddzia� operacyjny planowali zako�czy� badanie miasta (Kerans zadawa� sobie pytanie, czy by� to niegdy� Berlin, Pary� czy mo�e Londyn) i powinien ruszy� na p�noc, bior�c na hol stacj� badawcz�. Keransowi trudno by�o uwierzy�, �e kiedy� opu�ci apartament w nadbud�wce na dachu hotelu, gdzie mieszka� przez ostatnie p� roku. Przyznawa� ch�tnie, �e znakomita reputacja Ritza by�a z pewno�ci� zas�u�ona - na przyk�ad �azienka, wyposa�ona w umywalki z czarnego marmuru, poz�acane krany i lustra, przypomina�a nieco boczn� kaplic� w katedrze. W pewien dziwny spos�b sprawia�a mu przyjemno�� my�l, �e jest ostatnim go�ciem, mieszkaj�cym w tym hotelu, �e wkroczy� w decyduj�c� faz� swego w�asnego �ycia - cho� czeka�a go jeszcze wiod�ca na p�noc odyseja szlakiem zatopionych miast, maj�ca sko�czy� si� ostatecznie powrotem do Camp Byrd i jego krzepi�cej dyscypliny - i �e stanie si� �wiadkiem po�egnalnego zachodu s�o�ca, ostatniego w d�ugiej i wspania�ej historii hotelu.Mieszkanie u Ritza zaj�� dzie� po przyje�dzie, nie mog�c si� doczeka�, kiedy zamieni ciasn� kabin� stacji badawczej, zastawion� sto�ami laboratoryjnymi, na przestronne, wysokie sale recepcyjne wyludnionego hotelu. Przyzwyczai� si� ju� od tamtej pory, �e naturalne t�o jego-codzienno�ci stanowi� bogato zdobione, obite brokatem meble i secesyjne pos�gi z br�zu, stoj�ce w niszach korytarzy, i rozsmakowa� si� w subtelnej atmosferze melancholii, spowijaj�cej ostatnie pozosta�o�ci cywilizacji, kt�ra zagina�a praktycznie bezpowrotnie. Wiele innych budynk�w wok� laguny osun�o si� ju�, pod mu�, ods�aniaj�c swoj� tandetn� konstrukcj�, i teraz, na zachodnim brzegu Ritz sta� samotnie w majestatycznym odosobnieniu, a bujna, b��kitna ple��, porastaj�ca tu i �wdzie dywany w mrocznych korytarzach, dodawa�a mu tylko dziewi�tnastowiecznej godno�ci.Apartament, kt�ry zajmowa� Kerans, zbudowano kiedy� dla pewnego mediola�skiego finansisty, mieszkanie zosta�o wice bogato umeblowane i wyposa�one. Zas�ony przeciws�oneczne zachowa�y idealn� szczelno��, cho� pierwszych sze�� kondygnacji budynku sta�o ju� pod wod�, �ciany no�ne zaczyna�y p�ka�, a dwustupi��-dziesi�cioamperowe urz�dzenie klimatyzacyjne pracowa�o stale bez wytchnienia. Mimo �e pokoju nie zajmowa� przed nim nikt od dziesi�ciu lat, niewiele kurzu osiad�o na kominkach, sto�ach o poz�acanych brzegach i fotograficznym tryptyku portretowym, stoj�cym na biurku obitym sk�r� krokodyla - oto finansista, oto finansista i jego nijaka, dobrze odkarmiona rodzina, a oto finansista i jeszcze bardziej nijaki pi��dziesi�ciopi�trowy biurowiec. Na zdj�ciach nie by�o ani jednej skazy. Szcz�liwie dla Keransa poprzedni lokator wyprowadzi� si� w po�piechu, dlatego kredensy i szafy pe�ne by�y rozmaitych skarb�w, jak rakiety do squasha z r�czkami z ko�ci s�oniowej, r�cznie malowane szlafroki i barek, zawieraj�cy spory zapas starych i rzadkich ju� obecnie gatunk�w whisky i brandy.Olbrzymi komar z gatunku Anopheles, niemal wielko�ci wa�ki, plun�� mu w twarz �wistem powietrza, a potem zanurkowa� w d�, w kierunku p�ywaj�cego nabrze�a, przy kt�rym sta� zacumowany katamaran Keransa. S�o�ce wci�� kry�o si� za ro�linno�ci� po wschodniej stronie laguny, ale narastaj�cy upa� wywabia� wielkie drapie�ne owady z kryj�wek w ca�ym hotelu. Kerans nie mia� ochoty opuszcza� balkonu, �eby schroni� si� za zas�on� z drucianej plecionki. W �wietle poranka nad lagun� zawis�o niezwyk�e, �a�obne pi�kno: ponure, zielonoczarne li�cie skrzyp�w i paproci, intruz�w z triasowej przesz�o�ci, i na wp� zatopione dwudziestowieczne gmachy o bia�ych �cianach odbija�y si� razem w ciemnej tafli wody, jak dwa po��czone z sob� �wiaty, zawieszone gdzie� na rozstaju dr�g w czasie. Z�udzenie prysn�o na chwil�, kiedy ogromny paj�k wodny rozpru� oleist� powierzchni� laguny mniej wi�cej sto jard�w od brzegu.W oddali, gdzie� za zatopionym o p� mili na po�udnie korpusem du�ej gotyckiej budowli, zakaszla� i zakrztusi� si� silnik Diesla. Kerans wr�ci� do pokoju, zamkn�� druciane drzwi balkonu i poszed� do �azienki, �eby si� ogoli�. Z hotelowych kran�w woda nie ciek�a ju� od dawna, ale Kerans urz�dzi� sobie zbiornik w brodziku, pieczo�owicie destyluj�c wod� w kotle na dachu, kt�ra sp�ywa�a do �rodka rurk�, wprowadzon� do �azienki przez okno.Cho� mia� dopiero czterdzie�ci lat, zarost zbiela� mu wskutek dzia�ania radioaktywnego fluoru, zawartego w wodzie, ale wyblak�a, po �o�niersku ostrzy�ona czupryna i g��boka, bursztynowa opalenizna odm�adza�y Keransa przynajmniej o dziesi�� lat. Chroniczny brak apetytu i kolejne nawroty malarii wysuszy�y mu szorstk� sk... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Wątki
|