,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I TO MINIE Z antologii „Księga smoków” Szolc Izabela Szolc Izabela Izabela Szolc (ur. 1974 ) to polska pisarka, autorka głównie literatury fantastycznej . Debiutowała w styczniu 1997 opowiadaniem Watykan opublikowanych na łamach czasopisma "Nowy Talizman". Drukowała opowiadania w " Click! Fantasy ", " Feniksie ", "Hunterze", " Nowej Fantastyce ", "Nowym Talizmanie", " Science Fiction ", " SFinksie ", "WróŜce". Publikowała równieŜ w antologiach Wizje alternatywne 4 , Wizje alternatywne 5 pod redakcją Wojciecha Sedeńki , niemieckiej antologii Reptilienliebe , Antologia Młodej Prozy pod redakcją Konrada T. Lewandowskiego . Jest równieŜ autorką scenariuszy do komiksów, scenariuszy filmowych oraz współautorką albumu fotograficznego stworzonego wraz z Piotrem Dłubakiem . Nominowana do Srebrnego Globu ’98 za opowiadanie Latarnia Heaven . Powieść Wszystkiego najlepszego uzyskała wyróŜnienie w konkursie na "polską Bridget Jones ". I to minie - napis wyryty na wewnętrznej stronie pierścienia chińskiego cesarza. I to minie MęŜczyźni mają Ŝelazne serca, natomiast serca kobiet zrobione są z wody. Przysłowie chińskie Jestem nikim - niechcianą dziewczyną . Ponadto pochodzę z narodu Kin. Urodziłam się w wiosce, która leŜy na skraju rozległego imperium, a przynajmniej tak mówią o niej cesarscy posłańcy, którzy znają i początek, i koniec Państwa Nieba. Wioska ma obowiązek utrzymywać dwa łaciate konie o krótkich, ale rączych nogach. Stanowią wypoczętą zmianę dla znuŜonych gońców. Edykty i polecenia cesarskie są rozwoŜone po całym kraju w dzień i w nocy, bez wytchnienia. Cesarz jest bardzo dumny z tego systemu imperialnej poczty. Nam - wieśniakom - pozostaje tylko ich słuchać. Nazwa „Kin” oznacza „Złoty”. Podobno dawno, dawno temu przez tereny graniczne przepływała złotonośna rzeka, z której cenny kruszec wydobywali moi przodkowie. JednakŜe pewnego dnia, z kaprysu bogów, koryto rzeki zmieniło bieg, a później jej wody schroniły się w piasku albo wyparowały do nieba. Naród Kin stracił źródło utrzymania, ale nazwa ludu pozostała, by wiecznie naigrawać się z nas, biedaków. * * * Mówią na mnie Nu. „Nu” znaczy „dziewczyna”. Nie mam innego, osobistego imienia, bo nikt dotąd mi go nie nadał. Mój ojciec jest nieznany. Moją matkę mieszkańcy wioski przezywają Przeklętą. Nie przeszkadza im, Ŝe juŜ umarła. Nienawiść, którą do niej czują, przekroczyła granicę śmierci. Prawdopodobnie moja matka jest upiorem, gdyŜ nie pochowano jej zgodnie z zasadami, tylko wywieziono ciało na pustynię. Nie nakarmiono jej ducha ryŜowym kleikiem. Kiedy słyszę, jak zawodzi wiatr, to czasem myślę, Ŝe to duch mojej matki płacze z głodu. Ja równieŜ nienawidzę swojej matki - martwej bądź Ŝywej - i dlatego w Święto Wiosny, kiedy zaświaty są najbliŜej ziemi, nie wystawiam dla niej miski z jadłem. Niech jej duch cierpi. Ludzie, jeŜeli w ogóle odzywają się do mnie, mówią, Ŝe gdyby matka mnie kochała, to zabrałaby mnie ze sobą... Po chwili dodają, Ŝe rodzaj śmierci, jaki sobie wybrała, był karygodny, bo naraził wioskę na jeszcze większą nędzę. I plują na mnie, nie mogą bowiem dosięgnąć ducha. * * * Na urodziny niechcianych dziewcząt naród Kin ma swoje sposoby. Ludzie mówią: „Karmić dziewczynkę to jak karmić stado wróbli”. Kiedy pojawi się Ŝeński noworodek, bywa, Ŝe w ogóle nie pokaŜą go matce. PołoŜna albo najbliŜsza krewna rodzącej chwyci dziewczynkę za tył głowy i zanurzy jej buzię w przygotowanym zawczasu popiele. Podobno jest to bardzo łatwe. MoŜliwe, Ŝe nie boli. * * * Znaleziono mnie przy solnej studni. Płakałam, nikt jednak nie zwracał na mnie uwagi, a kiedy wreszcie ktoś postanowił to zmienić, zdąŜyłam juŜ zniknąć. Nikogo to nie zmartwiło - problemem był raczej mój powrót. Pewnego dnia zmaterializowałam się na ulicach wioski, zupełnie jakby podrzuciły mnie demony. Urodziłam się w Roku Konia (fatalna wróŜba dla dziewczynki), więc tamtego dnia musiałam mieć około siedmiu lat. Byłam jednak tak mała, Ŝe wyglądałam na pięć. Nie mówiłam, a kiedy w końcu rózgi przekonały mnie do wyduszenia jakiegoś kalekiego słowa, okazało się, Ŝe nie pamiętam nic ze swojego dotychczasowego Ŝycia. Byłam naga i bardzo brudna, ale gdy zostałam wykąpana, wyszło na jaw, Ŝe niczego mi nie brakuje. Rozczesano i wymyto moje włosy, dotąd matowe i pełne robactwa. Po tym zabiegu były śliskie jak węgorz. Kiedy ktoś za nie szarpnął, Ŝaden kosmyk nie opuścił swojego miejsca w skórze. Oznaczało to, Ŝe jestem silna i zdrowa. Wieśniacy postanowili mnie sprzedać. * * * Najpierw wszyscy się bali, Ŝe znowu zniknę, i dlatego często przywiązywano mnie do płotu, jakbym była krnąbrnym wieprzem. W końcu jednak wieśniakom się to znudziło i bardzo dobrze, bo od sznurka miałam na nodze owrzodzenia. Moja skóra jest delikatna. Byłam wolna, a rana mogła się goić, choć później pozostała blizna. Ludzie unikali mnie tak bardzo, Ŝe nie znalazł się nawet ktoś w takiej potrzebie, by dać mi coś do roboty. Patrzyłam na swoje rówieśniczki, które ścinały trawę i wyrywały korzenie dla świń, a przede wszystkim opiekowały się młodszym rodzeństwem. Nosiły niemowlęta w płachtach materiału zarzuconych na plecy. Jeśli ktoś zabierał od nich dziecko, to natychmiast odrywały się od innych zajęć, aby poskakać przez sznurek. Spotkałam taką grupę bawiących się, rozchichotanych dziewczynek i chciałam się do nich przyłączyć, ale kazały mi iść precz. Zapytałam Starca, który mnie kupił, dlaczego to zrobiły. Odpowiedział, Ŝe jestem dla nich na guo ning, czyli Obcą. Mojej sytuacji nie poprawiał fakt, Ŝe jestem córką Przeklętej. Na guo ning? Spytałam Starca, czy będzie tak na mnie wołał, bo nie ośmieliłam się poprosić go, by nadał mi imię. Odparł, Ŝe jemu wystarczy samo Nu. Do niego miałam się zwracać anda, czyli wychowawca, albo po prostu nazywać go Starcem. Starzec i Dziewczynka - dobrana z nas była para. * * * Starzec mieszkał w Smoczych Górach, które pięły się za wioską. Wieśniacy zapuszczali się tam w ostateczności, gdy trzeba było się ukryć przed prymitywnymi najeźdźcami w labiryncie jaskiń albo poprosić Starca o pomoc. A teraz ja miałam pomagać Starcowi. I bałam się: najmniej tego, Ŝe skoro kupił sobie dziewczynkę, to będzie chciał z nią sypiać. Większy lęk czułam przed duchami, a Starzec uchodził za egzorcystę, i to najlepszego na wiele dni drogi wokół; był tak dobry w tym, co robił, Ŝe o pomoc proszono go w ostateczności, bojąc się, czego zaŜąda w zamian. Starzec mawiał, Ŝe jest lekarzem i Ŝe będę pomagała mu kruszyć zioła. Uwierzyłam z pewnymi oporami, bo jeszcze w wiosce spotkałam dwóch lekarzy całkowicie się od niego róŜniących. Jeden wyrywał zęby Ŝelaznymi szczypcami, drugi obijał chorego kijem, Ŝeby wygonić z niego gorączkę. Do obu medyków ustawiała się kolejka. No i Ŝaden nie był tak stary jak Starzec. Nosili czarny kolor mędrców, a proste szaty Starca były białe. Biały to kolor Ŝałoby, kolor śmierci - kiepska reklama dla kogoś, kto Ŝył z leczenia... Tamci lekarze nie podpierali się kosturem. Ich czaszki były gładko ogolone. Mój anda zaś miał siwą brodę tak długą, Ŝe musiał wciskać ją sobie za pas. Włosy zaś spinał w kok na czubku głowy, a kiedy je rozpuszczał, miałam wraŜenie, Ŝe naszą grotę mieszkalną zalewa słony wodospad. * * * Solanka jest siwa. Kiedy złotonośna rzeka cofnęła się od narodu Kin, wieśniacy odkryli, Ŝe nie są tak do końca przeklęci, jak im się zdawało. Ze Smoczych Gór biły słone jeziorka, które później biegły w dół doliny, tyle Ŝe juŜ głęboko pod gruntem. Wieśniacy natknęli się na nie, szukając jęzorów zagubionej złotonośnej rzeki. Nauczyli się kopać studnie (jak juŜ wspominałam, Smocze Góry były dla nich niedostępne) i wydobywać słoną wodę. Wlewają ją do naczyń, które później stawiają na rozgrzane paleniska: woda paruje, a sól osadza się na dnie i ścianach garnków. Topki soli kupuje od narodu Kin sam cesarz. * * * Cesarz nie moŜe mieć Ŝadnych wad, bo jest Synem Niebiańskiego Smoka. Ma jednak swoje słabości - na przykład jest strasznie łakomy na preparowane kacze jaja. ŚwieŜe jajka wkłada się do słoi z wapnem i solą, a później zakopuje. Po wielu tygodniach wapno i sól przesiąkają przez skorupy. Białko twardnieje i zielenieje, Ŝółtka czernieją. Dla cesarza nie ma większego przysmaku niŜ te czarne Ŝółtka. Według cesarskiego kucharza na ich specyficzny smak ma wpływ nasza sól. Moją matkę ludzie Kin nazywają Przeklętą i głodzą jej ducha, poniewaŜ popełniła samobójstwo, dusząc się w studni z solanką. Słona woda utrzymywała jej ciało na powierzchni, ale to jedno konkretne źródło było juŜ zbrukane gorzką śmiercią. Matka naraziła wioskę na znaczne finansowe straty. Mieszkańcy milczeli o okolicznościach jej śmierci i tylko dlatego ominął ich cesarski gniew. * * * Nigdy dotąd nie widziałam cesarza, ale to normalne. Nawet ludzie z jego najbliŜszego otoczenia mają z tym pewien kłopot - kiedy usłyszą szelest szat cesarza, od razu padają na twarz, aby oddać Smokowi wcielonemu we władcę głęboki pokłon. Trudno sobie wyobrazić to wszystko, chociaŜ Starzec twierdzi, Ŝe mam bujną fantazję. Niemniej on - w przeciwieństwie do innych - nie uwaŜa tego za wadę. Sam marzy, ale poniewaŜ jego myśli sztywnieją ze względu na zaawansowany wiek, do przywołania wyobraźni uŜywa opium. Ma do niego słabość tak wielką, jak cesarz do kaczych jaj. Pierwszą czynnością, której mnie uczy i której ode mnie zawsze wymaga, jest nabijanie fajki. Bez końca ugniatam kleiste kulki opium; fajkę przetykam długim szpikulcem z kości słoniowej, jeśli się zapcha. Wtedy napełniam ją i od razu podaję mojemu zniecierpliwionemu anda. Kiedyś pochyliłam się nad nim z kolejną fajką - jego oczy były juŜ całkiem czarne, jakby narkotyk rozlał mu źrenice. LeŜący Starzec nagle schwycił mnie i pociągnął. Byłam chyba gotowa na wszystko, ale on tylko wskazał pieprzyk na mojej twarzy. - Czarne znamię na policzku ciągnie człowieka do przodu - powiedział. Wiedziałam, Ŝe podobne mam na karku, i pokazałam mu, ale juŜ się nie odezwał. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Wątki
|