, Jóźwiak Wojciech - Godzamba, EBOOKI WIEDZA TAJEMNA, pobierz pdf 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wojciech Jóźwiak
Godzamba, czyli wyprawa po moc
Środek i Skraj
1.
Świat jest mandalą. W środku rezydują Bóg i Król, na skraju włóczą się Obcy, wyją wilki, a dalej
ciągnie się niepojęty Chaos. W środku wszystko jest jasne i jednoznaczne, skraj jest mglisty i
niepewny. I środek, i skraj są Miejscem Mocy tylko, Ŝe tu i tam jest
inna moc
.
Słowo "środek" (wśród, średni, środa) pochodzi od słowa "serce", niegdyś "sierdce". Środek jest
sercem mandali świata. Słowo "świat" teŜ ma swoją mitologię: jest z tego samego pnia, co
światło, świecić, świt i prześwit, a takŜe gwiazda i kwiat. W sercu świata mieszka jasność.
Słowo "skraj", tak samo jak kraj, skrajność i ukraina czyli "pogranicze", pochodzi od czasownika
"kroić", w tle którego słychać stary rdzeń "kri". Od niego krój i kraj, okrawek, krawiec i krawędź.
Skraj ma więc to do siebie, Ŝe coś tam
odkrojono
, nastąpiło cięcie, w przestrzeni powstała
nieciągłość. Dalej jest juŜ nieświat, zaświaty, ziemia nieludzka; tam juŜ nie da się zamieszkać.
Jak "środek", tak i "skraj" doprowadza w końcu do anatomii ludzkiego ciała. Równoległym
rdzeniem do "kri", skąd skraj, było "kru", skąd po polsku "krew", po łacinie
cruor
czyli krew
płynąca z rany, po grecku
kreas
czyli surowe, odkrojone mięso. Środek i skraj jak serce i rana.
Środek i skraj oba te miejsca są niebezpieczne, jako naładowane mocą. Ludzie rozsądni raczej
będą unikać obu tych skrajności. NajwyŜsza śmiertelność była na pograniczach, gdzie atakowali
Obcy, i w samym środku, na dworach władców, gdzie tak samo nikt nie był pewien swego jutra.
2.
Europa składa się, jak wiadomo, ze Śródziemnomorza i z Północy. W staroŜytności
Środziemnomorze było cywilizowane, Północ była barbarzyńska. Ale nie było Ŝadnych
wątpliwości, Ŝe Środek jest na Śródziemnomorzu; moŜna było dyskutować, czy są nim Ateny,
Rzym, Jeruzalem czy Konstantynopol. Północ na pewno pozbawiona była środka. Tam był
jedynie Skraj. Ta sytuacja była nie do zniesienia dla mieszkańców Północy. Dzieje germańskich
najazdów (dla prostoty obrazu inne ludy pominiemy), od których w końcu upadł Rzym, to dzieje
trwającej przez kilka stuleci manii, aby zdobyć i zawłaszczyć Środek który jest gdzie indziej, na
Południu. Wandalowie i Goci swego dopięli, po drodze łupiąc cel, do którego szli. Powtórką tej
manii były Krucjaty, ich celem Jeruzalem, środek idealny, bo zamieszkały przez Boga.
3.
Raczej nie łudźmy się, Ŝe w Środku zostanie miejsca dla przyrody. MoŜe Tubylcy Australii i
Indianie Prerii, którzy mieli swoje święte góry, byli dość nieliczni, aby ich nie zadeptać. W
bardziej rozwiniętych społeczeństwach środek jaki by nie był, miasto, świątynia, centralny plac,
pałac króla musi być jakoś umocniony i wybrukowany, wypełniony materią sztuczną. Dwa są
tego powody. Jeden to właśnie taki, Ŝe tylko sztuczna materia jest odporna na napór ludzkich stóp,
rąk i siedzeń. Drugi zaś, Ŝe tylko ze sztucznej materii daje się sporządzić symbole mocy, takie,
jakich potrzebują stali mieszkańcy środków władcy, kapłani i urzędnicy; a więc wielkie
budowle, obeliski, piramidy, katedry i oszklone wieŜowce.
Zatem w środku nie ma przyrody. Tłoczą się za to ludzie, albo przynajmniej ich intencje. śycie w
środku i blisko środka jest Ŝyciem pośród ludzi, w nieustającej interakcji. Świat bliski środka ma
dwa punkty odniesienia:
moc, która jest w środku
, czyli jakiegoś boga lub władzę, oraz
ludzi
.
Inne stosunki panują na skraju. Tu człowiek Ŝyje w duŜo większym rozproszeniu, jest duŜo
bardziej samotny, i postawiony w obliczu śywiołów. Moc teŜ tu jest obecna, ale jest moc
innego
rodzaju
niŜ ta środkowa; a jej przekaźnikiem nie są władcy i kapłani, którzy na skraju zawsze
tracą władzę, ale sama przyroda, poza którą ludzka percepcja chętnie postrzega duchy tejŜe
przyrody.
4
Dawna granica Państwa Rzymskiego, ta na Renie i Dunaju, z małymi zmianami przetrwała do
dziś. I nie chodzi tylko o to, Ŝe na południe i zachód od tej linii (pominąwszy kapryśne Bałkany)
mieszkają tak samo jak w czasach Imperium Romanum ludy mówiące językami romańskimi,
kontynuującymi łacinę; na północ zaś i wschód od tej linii, tak samo jak w staroŜytności,
Celtowie i Germanowie (ze Słowianami na zapleczu).
Przed
tą linią ("przed" patrząc z Rzymu) panuje wzór postrzegania świata właściwy dla
bliskości
środka
.
Za
rzymskim limesem za to przewaŜa do dziś wzór postrzegania świata
właściwy dla
skraju
.
I nie chodzi nawet o to, Ŝe mieszkańcy Południa do dziś chętniej przyznają, Ŝe środek jest gdzieś
u nich, zaś ci z Północy chętniej będą środka poszukiwać poza swoją ziemią i poza sobą. Nie
będziemy teŜ się fascynować odkryciem, Ŝe jeden z narodów Północy sam swoją ziemię nazwał
"skrajem" czyli Ukrainą.
Dla mieszkańców Południa: Francuzów, Włochów, Hiszpanów... takŜe dla śydów i Arabów (jeśli
cokolwiek wolno mi o tych niedocieczonych ludach powiedzieć) przyroda nie ma znaczenia, nie
mieszka w niej Ŝaden sens, nie płynie z niej Ŝadna moc. Tu do końca przyswojono sobie
instrukcję, którą Jahwe dał Noemu:
"Płódźcie się i mnóŜcie, a napełniajcie ziemię. Niech
bojaźń i lęk przed wami padnie na wszelkie zwierzęta ziemskie... uwijajcie się po ziemi i
bierzcie ją we władanie."
[
Tłumaczył Artur Sandauer.
] Po południowej stronie limesu bogowie ze
szczętem opuścili ziemię. A kiedy mieszkańcy tych ziem tracą wiarę w Boga, pozostaje im tylko
jałowa kotłowanina pomiędzy podobnymi sobie. To jeden z nich, mieszkańców Południa,
powiedział, Ŝe "piekło to inni".
Północ przechowała jeszcze jakieś ślady poczucia sensu i sakralności ziemi i przyrody. Jednym z
dowodów na to jest ten, Ŝe podczas gdy francuskie (południowe!) parki były modelowane w
geometryczne figury, parki angielskie północne naśladowały dziką przyrodę. Innym dowodem,
Ŝe tylko na Północy czyniono próby odrodzenia pogaństwa, podczas gdy Południe zawsze leciało
po pochyłej równi w bluźnierstwo lub ateizm.
Przekaz Słowian
5
Czy Słowianie ci dawni coś nam pozostawili? Jakieś Przesłanie, Przekaz, Naukę? Czy z tego,
Ŝe byli, Ŝyli, kiedyś, bardzo dawno temu, coś w ogóle dla nas wynika?
Dosłownie nie pozostawili nic. Nie zachowały się po nich opowieści o czynach ich bóstw i
bohaterów. Nie przetrwało nic, co przypominałoby "Tain Bó Cuailnge", "Eddę" ani "Der
Nibelunge Not". Celowo wymieniam zabytki celtyckie i germańskie, bo przecieŜ ani Grekom, ani
Rzymianom, o śydach juŜ nie wspominając, niczego nie zazdrościmy, bo nawet nie umiemy
sobie pomyśleć, jak moglibyśmy im zazdrościć ich staroŜytności. Przyzwyczailiśmy się, Ŝe
gdzieś, w otchłaniach czasu, istniały inne, starodawne kultury, i nasi przodkowie do Ŝadnej z nich
się nie zaliczają. Ale staroŜytności celtyckie i germańskie budzą w nas zawiść. Dlaczego oni mają
swoje Stare Kultury, a my nie? Co za niesprawiedliwość... śe teraz ich potomkowie na Zachodzie
są bogatsi i szczęśliwsi od nas, to jakoś byśmy znieśli, gdybyśmy tylko byli mocniej okopani w
naszych Korzeniach. A tu nic z tego... Okazuje się, Ŝe równieŜ nasze korzenie są duŜo cieńsze i
krótsze, niŜ mają ci z Zachodu.
Dobrze, niech będą juŜ te Korzenie takie jakie są, z ich niepewnym pochodzeniem, odnotowanym
przez wykopaliska jakichś skorup i ziemianek, z pięćsetnych lat naszej ery to teŜ byśmy znieśli,
gdyby za nami stała nasza późniejsza Oryginalność. Ale tej teŜ brakuje. Kultura wysoka, warstw
oświeconych, jest w całości kopią tej europejskiej, i to w pośledniejszym, bo peryferyjnym i
wtórnym wydaniu. Folklor zaś, kultura warstw niŜszych, który mógłby być zaczątkiem jakiejś
nowej Oryginalności, przepadł, i nigdzie nie podtrzymają go państwowe dotacje. Pod tym
względem jesteśmy uboŜsi od dowolnego afrykańskiego plemienia...
Kiedy się czyta o tych resztkach i śladach po naszych przodkach, ogarnia w końcu Ŝal i złość...
6
Jest ksiąŜka Marka Derwicha i Marka Cetwińskiego (mam jej drugie wydanie z 1989 roku), pod
tytułem "Herby, legendy, dawne mity". Jest to jedna z kilku ksiąŜek, które czytam wciąŜ i wciąŜ
od nowa, i to od wielu lat. Autorzy badają w niej legendy herbowe polskiej szlachty i starają się
w oparciu o ten materiał dociec pierwotnych słowiańskich mitów i towarzyszących im religijnych
obrzędów. Legendy herbowe opowiadały o okolicznościach, w których poszczególne rody
szlacheckie weszły w posiadanie swoich herbów. Były to opowiadania pseudohistoryczne; w
kaŜdym razie renesansowi i późniejsi heraldycy starali się te opowieści wpasować w znaną sobie
historię. Jednak ich mitologiczne pochodzenie jest dziś dla nas oczywiste. Legenda herbowa była
niszą, ostoją, w której mogła się schować i zachować dawna przedchrześcijańska słowiańska
święta opowieść, wszędzie indziej zajadle tępiona przez chrześcijański kler.
7
Wśród mitycznych wątków, wyekstrahowanych przez Derwicha i Cetwińskiego, jest jeden, który
szczególnie porusza. Zacytuję Autorów:
"Paprocki /.../ i /.../ Niesiecki prawią, jakoby herb ten [herb Godzięba] nadano komesowi
Godzambie na pamiątkę przygody, jaka rycerz ten przeŜył w 1094 roku podczas
wyprawy wojewody krakowskiego Sieciecha na Morawy. Oto kiedy straŜ przednia wojsk
polskich /.../ starła się z czatującymi w zasadzce Morawianami, Godzamba utracił broń i
ratował się ucieczką do pobliskiego lasu. Ścigający [go] rycerz morawski nie poniechał
jednak pogoni i nadal godził na Ŝycie Godzamby. Polak w rozpaczy ostatecznej
zeskoczył z konia, wyrwał z korzeniami sosnę i tak uzbrojony stanął do walki. Mimo Ŝe
wróg mieczem odrąbał dwie gałęzie z zaimprowizowanej maczugi, strącił Morawianina z
konia oraz wziął go w niewolę."
Herb Godzięba wyobraŜa
"sosnę o trzech wierzchołkach i pięciu korzeniach, z dwiema
gałązkami obciętymi przy pniu. /.../ pole tarczy malowane było na czerwono, pień sosny
na złoto, a trzy wierzchołki na zielono. /.../ nad tarczą herbową hełm z /.../ figurą rycerza
odzianego w zbroję, dzierŜącego w prawicy herbową sosnę."
To teŜ z Derwicha
Cetwinskiego.
8
Legenda ta, i inne podobne do niej, w ksiąŜce DC jest przedmiotem drobiazgowej egzegezy. Da
się sprowadzić do takiego "generycznego" schematu: Bohater, zagroŜony przegraną, śmiercią i, co
najgorsze, klęską swojej wojennej misji, ucieka do lasu. Tam uzyskuje pomoc od jakichś istot
zamieszkujących ów las, albo chwyta broń najprostszą: kij, gałąź, lub (tak właśnie czyni
Godzamba) wyrywa drzewo z korzeniami, i tą bronią zwycięŜa wroga, czym często ratuje
zagroŜony kraj lub władcę. Ostateczna walka zwykle ma miejsce w nocy.
Pod tym schematem leŜy warstwa głębsza, której kronikarzeheraldycy juŜ nie przekazują: las jest
tym samym, co zaświaty, krainą zmarłych przodków, i to oni, duchy przodków, w takiej lub innej
postaci wspierają bohatera. Drzewo, z którego bohater sporządza swoją magiczną w istocie
broń, jest źródłem mocy i siedzibą przodków, ale i czymś więcej jest Drzewem Kosmicznym.
Noc, podobnie jak mrok leśny, takŜe jest metaforą zaświatów.
9
GodziębaGodzamba ścigany przez przemoŜnego przeciwnika kieruje swoje kroki ku
skrajowi
i
ku
mocy skraju
. W obliczu klęski wychodzi
poza
ziemie ludzi. Jego ucieczka do lasu jest
zarazem wyjściem poza ekumenę, poza świat przez ludzi oswojony (gdyŜ czymś takim, an
ekumeną był las) i wejściem w zaświaty, do krainy duchów, co moŜe bez wielkiego błędu
dałoby się porównać ze współczesnymi doświadczeniami ludzi, którzy przeszli przez śmierć
kliniczną i
near death experiences
. Ale bohater wnika w te nieludzkie światy w pełni sił
fizycznych i psychicznych, a więc postępuje jak typowy
szaman
. Jego ucieczka nie jest błędem i
nie jest haniebnym odwrotem przeciwnie, jest
wyprawą po moc
. I zauwaŜmy nie jest to moc
mieszkająca w środku! To jest ta inna moc,
moc skraju
.
Wielkie Uproszczenie
10
"Rewolucja neolityczna", czyli wynalazek rolnictwa czyli produkcji Ŝywności (w przeciwieństwie
do Ŝywienia się tym, co daje ekosystem, jak w gospodarce myśliwskozbierackiej) niemal
nieuchronnie prowadzi do wyłonienia się "kleptokracji" czyli elity Ŝyjącej na koszt pracy reszty
ludności, dla której z kolei konieczne jest państwo, i dalsze jego pochodne, jak miasta, pismo,
administracja, hierarchiczna podległość i zorganizowana religia. Ale mimo tej niemal
nieuchronnej konieczności pojawiają się niekiedy w historii zdumiewające formacje, które robią
wraŜenie, jakby dokonało się w nich pewne radykalne uproszczenie struktur. Rolnicza "baza"
pozostaje zachowana ale za to cala "nadbudowa" zostaje znakomicie uproszczona. Wśród ludów
takich nie ma państw, władców, arystokracji, hierarchicznych kościołów... choć zachowują one
całą techniczną sprawność, potrafią się mnoŜyć i powiększać swoje terytorium, i zdarza im się
stanowić zagroŜenie dla bardziej "rozwiniętych" sąsiadów.
Zapewne ludów takich było wiele w historii. Nam najbliŜsze są dwa. Jednym są Amerykanie,
drugim dawni Słowianie.
Przodkami zarówno genetycznymi, jak i ideowymi Amerykanów byli mieszkańcy Europy (a
raczej jej północnozachodniego, brytyjskiego i germańskiego kąta), Ŝyjący pod władzą
monarchów i dziedzicznej arystokracji, wyzyskiwani i wyzyskujący, krępowani piramidą prawa,
podlegający religii zorganizowanej w hierarchiczny kościół. Mówiąc w przenośni, świat, z
którego wyszli Amerykanie, był szczelnie wypełniony kulturowymi strukturami, i kaŜdy jego
uczestnik miał swoje ściśle wyznaczone miejsce. Podboje kolonialne mogły przenieść cała tę
piramidalną (naduŜywam tej metafory, trudno...) strukturę do Nowego Świata, i tak się
rzeczywiście stało w koloniach portugalskich i hiszpańskich. W koloniach, z których powstały
Stany Zjednoczone wyszło inaczej. Nastąpiło Wielkie Uproszczenie. Miejsce feudalnych
czynszów, pańszczyzn i cechów zajął najprostszy, odruchowy ustrój gospodarczy wolny rynek.
(Jego zaczątki i zapowiedzi istniały juŜ wcześniej w Starej Europie.) Miejsce monarchii i
arystokracji zajęła demokracja. (TeŜ na mniej śmiałą skalę wypróbowywana juŜ wcześniej w
Starej Europie: były przecieŜ włoskie republiki miejskie, był republikański ustrój szlachty
polskiej, była Rzeczpospolita Helwecka.) Miejsce hierarchicznego, wyniosłego kościoła zajęły
"rodzinne" sekty i wędrowni kaznodzieje. To teŜ nie był wynalazek amerykański, lecz Starej
Europy; emigrację za ocean na długo poprzedziła wielka fala Reformacji. A więc róŜne
upraszczające procesy występowały w Starej Europie, tyle Ŝe połączyć się w jeden nurt i stworzyć
nową jakość nową cywilizację, mogły dopiero za Atlantykiem.
Amerykańskie Uproszczenie miało szczęście. Więcej: wygrało główny los na loterii. Nie chodzi
mi wcale o te niezmierzone przestrzenie Teksasów i Oregonów, na których wystarczyło tylko
obezwładnić Indian. Amerykańskie Uproszczenie zbiegło się z wielkim technologicznym
przewrotem w łonie macierzystej cywilizacji Zachodu, z przewrotem, który wydzwaniał Koniec
Świata Neolitu. Kiedy pierwsi Amerykanie budowali swoje osady, w Europie zaczynała się
rewolucja naukowotechniczna, rewolucja upraszczając znowu do symbolu Newtona, Watta i
Pasteura. Ludzie dostali do rąk Naukę, Silniki i Szczepionki. Trzy rzeczy, które (wraz z telefonem
i komputerem, które przyjdą chwilę później) rozpoczęły Kasowanie Neolitu.
Słowianie podobnie byli formacją, która bazowała na Uproszczeniu. Pojawili się bez państwa,
miasta, pisma i zorganizowanej religii, na obszarze, który te wynalazki znał, i to od paru tysięcy
lat. Uformowali się jako nowy etnos w środkowym biegu Dniepru, który przecieŜ nie leŜy na
antypodach. W dolnym biegu tej rzeki jest Krym, i czarnomorskie limany, gdzie od półtora
tysiąca lat istniały miasta, świątynie, armie i królowie, i gdzie mówiono w ówczesnym
światowym języku po grecku. (A za Morzem Czarnym, więc niedaleko, leŜała jedna z
prakolebek cywilizacji Azja Mniejsza.) Ale pojawili się w szczególnym monecie historii, kiedy
śródziemnomorska cywilizacja leŜała w śmiertelnym kryzysie, i kiedy co więcej jej kryzys
pociągnął równie śmiertelne wyczerpanie u jej odwiecznych wrogów i konkurentów, Germanów.
PrzecieŜ wtedy nie tylko Rzym porastał trawą, ale przede wszystkim prastare siedziby jego
zwycięzców, Wandalów i Gotów, czyli ziemie nad Odrą, Wisłą i Łabą, wyludniły się i porosły
dąbrową. Złoty Wiek Słowian, czas ich ekspansji, kiedy (podobnie jak 1200 lat później
Amerykanie) poszli na swój Dziki Zachód, czyli nad Dunaj, Wisłę i Łabę, przypadł przecieŜ na
Ciemne Wieki cywilizacji Zachodu.
Słowianie, rezygnując z Ŝycia miejskiego, władzy królów i kultu bogów, wynaleźli po prostu
bardziej energooszczędną formę społecznego bytu, lepiej dopasowaną do trudnych czasów.
11
W biologii znane jest zjawisko neotenii kiedy rozradzać się zaczynają organizmy nie dorosłe.
Jest to taka sztuczka Matki Natury: kiedy źle się dzieje, kiedy stres trudnych warunków
środowiska ogranicza rozwój form wysoce wyewoluowanych i wyspecjalizowanych, okazać się
moŜe, Ŝe skutecznym ewolucyjnie manewrem staje się
pozbycie się nadmiaru specjalizacji
sprawdza się to choćby wtedy, kiedy środowiska, do którego doskonale przystosowane były
pewne Ŝywe formy, juŜ nie ma. Wtedy, jak juŜ powiedziałem, naleŜałoby
zrzucić garb postępu
i zacząć poszukiwania od nowa. Jedynym znanym ewolucji sposobem na taki zwrot jest właśnie
neotenia, czyli pozwolenie na rozmnaŜanie się takim formom, u których pewne specjalistyczne
wynalazki jeszcze nie zdąŜyły w pełni się wykształcić. Jest zresztą hipoteza, Ŝe Homo Sapiens
wyewoluował z takich neotenicznie cofniętych w rozwoju małp. (Czy zresztą człowiek nie
przypomina szympansiego dziecka?)
To, co piszę o Amerykanach i Słowianach, byłoby kulturowym odpowiednikiem neotenii.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • paulink19.keep.pl