, Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol. T. 2, Józef Ignacy Kraszewski, ebook, pdf 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Józef Ignacy Kraszewski
PAN KAROL
Powieść fantastyczna
Tom drugi
You will proceed in pleasure, and in pride
Beloved and loving many, all is o''ver
Tor me on carth, except some years to hide
My shame and sorrow deep in my heart's core,
These l'could hear, but cannot cast a side
The passim which still rages as before
Aad so farewell — forgive me, love me —
Byron. Don Juan, C. 1. s. CXIV.
IX. PANNA HERMENEGILDA TWARDOWSKA
Człek jest farbą, wychowanie malarzem !.
W maleńkim pokoiku na Skopówce siedziała
sobie
Panienka. Panienka była ładna, ale jakoś
od razu poznać było można, że musiała mieć już trochę więcej jak lat dwadzieścia. Robiła ona
sobie
pończochę i czytała
sobie
Romans o
Meluzynie,
wzdychając szczerze i serdecznie. Koło niej
ulubiony szpic
Amur
leżał na sianem wypchanej poduszce — dalej w oknie wisiała klatka, a w niej
kanarków czuła para nosiła wodę wiaderkiem. Przy piecu spoczywał kot czarny Sybirski; w kącie
stał na gierydoniku odwiecznym serwis faiansowey porcelany, opylony i brudny, u pułapu dla
większej ozdoby wisiał pająk z opłatków różnofarbnych sklejony, który się sobie kręcił jak mógł.
Jeszcze dalej w samym kącie stał zegar spowinięty w drewniane pieluszki z kukawką, a na nim
kredą naznaczone były dni Tygodnia, jako surogat Kalendarza.
Panienka, jakem już mówił, mogła mieć trochę więcej jak lat dwadzieścia, była sobie
brunetka (1) nosek miała ----------- (1) Nie widziałem w życiu starej Panny blondynki:
malupacieńki,
usta wysznurowane, jak gdyby się lękała niemi wciągnąć powietrza, oczy
duże czarne, okropne, zapalczywe, fatalne oczy: nad niemi brwi jak dwa łuki, jeszcze wyżej
warkocz ogromny włosów, ułożony z wdziękiem i ozdobny różą, która wyglądała na nim, jak
gdyby rosła z wazonu.. Ta Panienka miała na sobie, szlafroczek biały arcy pięknie haftowany w
ząbki z trzydziesto ośmio falbonami, przepasany paskiem skórzanym spiętym na stalową sprzążkę.
Piersi, tę świątynię serca z białego paroskiego marmuru, pokryła była skromnie spłowiałą
chusteczką bur de sua, w paski zieloną i pąsową, na nóżkach, a nóżki miała --------------------- może,
który z moich czytelników, był szczęśliwszym??
maleńkie, na nóżkach cisnęły się trzewiczki także pąsowe, z zielonymi wstążeczkami.
Na ręku dla białości nosiła rękawiczki duńskie, stare, stare ! okrutnie stare, z poucinanymi
palcami do robienia pończoszki. Czytała uważnie i łzy jej nawet szły czasem z oczu, które ona
oglądając się starannie w około obcierała co najprędzej. Za każdem jej poruszeniem szpic wierny
Amur warczał, domyślając się, czy czasem kto nie myśli zrobić jakiej krzywdy jego Pani.. ale nic..
cicho było, spokojnie, nikt nie przychodził, a panienka czytała, bardzo czytała tak gorąco i
serdecznie, że aż — ustami ruszała ! Bodaj to kobiety one jedne umieją czytać romanse, jak się
należy!.
Otoż, czytała, mówiłem
to
już razy ze cztery, i pośliniwszy czasem końce paluszków
odwracała z pośpiechem kartki książki. Była właśnie w najzabawniejszym miejscu, Meluzyny, jeśli
się nie mylę, tam gdzie to jest o kąpieli, na której buduje się cały romans — pożerała, pożerała, aż
tu
stuk, stuk; traf, traf,
— wchodzi ktoś. Panienka podniosła gniewliwe oczy — był to męszczyzna,
zapłoniła się po uszy, po oczy, po zauszy i po za oczy, położyła książkę i zbliżyła się ku niemu,
gotując się na odpowiedź. — Przybyły, młody, blady, blondyn, słowem Pan Karol, skłonił się
niziuteńko, nie całował w rękę, bo był widać nieznajomy i odezwał się w to słowa:
— Czy w osobie Pani Dobrodziejki, mam honor witać Pannę Hermenegildę Twardowskę.

— Da tak jest!..
— Mocno mie to cieszy, mam honor prezentować się, jestem Lucijan Karol Twardowski,
stryjeczno-cioteczno - wujeczno rodzony brat, Waćpani Dobrodziejki.
— Ach! przypominam sobie! niech Pan Dobrodziej siada !. da proszęż, bez cyremonij!
cicho Amur, da bardzo proszę, jeżeli łaska!
— Dowiedziawszy się,
ze
pani Dobr: tu mieszka, nie zaniechałem będąc w mieście złożyć
jej mego uszanowania, a razem przypomnieć się pokrewieństwu !
— Bardzo wdzięczna jestem Panu Karolowi Dobr: ale dalibógżeż pono, czy nie pierwszy to
raz my się widziemi, Panie braciszku ? ?
— Tak jest!,
to
szczęście..
— Da porzućżeż te cyremonije! to między krewniaczkami nie przystawszy jest. Powiedz z
łaski swojej, co tu porabiasz i czem się trudniszżeż!.
— Ja, łaskawa Pani siostro Dóbr. kiedy się tak pozwolisz nazywać, przyjechałem umyślnie
prawie, dla poznania jej i złożenia.
— Da fisz! cicho Amur. jakto zaraz znać wielki świat na Jegomości, cały w
komplementach, cha. ! cha. ! cha! Do i cóżeż?.
— Ja, jestem Adwokatem w Kijowie.
— U Kijowie! da fisz! to będzie od Wilna, musi być bodaj czy nie mil piętnaście!
— Trochę więcej!.
— Hm! da może być! i wszelako,
ie
ja tam nie byłam, a od dzieciństwa wszystko, albo na
Żmudzi, albo jako to teraz w Wilnie przebywam, po śmierci mojej matki, świętey pamięci, wieczne
odpocznienie. Wasan Dobrodziej, czy nie znałeś mojej matki?
— O ! znałem, szanowna to była kobieta ! nieco podobna do Waćpani Dobrodziejki.
— Da fisz! ani troszeniateczki by podobieństwa, ja do ojca ś. p. wieczne odpocznienie
podobniutenieczka!
— Tak.. ale.. z wzrostu.
— Da już, dalibógżeż, albo żartujesz, albo zapomniawszy jesteś, tać moja Mama była mała,
a ja gdzie, półtory głowy wyższa!.
— Tak ! ale.. zapomniałem ! bo to już dawno !
— Da wierzę! choć to i nie tak bardzo dawno jak umarła, drugi rok..
— Umhu... Pani Dóbr. nie siedzi na wsi ? któż zajmuje się pięknym folwarkiem, który spadł
na Panią Dobrodziejkę?
— Da już to ja arendą wszelako wypuściwszy ? bo to, pewniejszy grosz wszelako jakoś, a w
mieście msza święta codzień o każdej godzinie tak ja już przyiechałam do Miasta!
— Tak ! zapewne ! w wieku Pani, zabawy, młodzież...
— Da fi ! czy sfiksował ? da ja od młodzieży, by od bazyliszka uciekam.
Ja sobie sama jedna żyję, nikt u mnie prawie nie bywa!. a na zabawach! krew Chrystusa
Pana! nigdy nie bywam !
— Tak! ale przy tak pięknym majątku, można życie wygodniej prowadzić w mieście.
— I, już to ja tego nie lubię!, ja sobie oszczędnie! wszelako, by już jakoś dla zabawy
trzymam kucharkę, szpica, kota i dwóch kanarków!
— Tak! to czas uprzyjemnia! przytem literatura zapewne?.
— Da ! tak sobie czasami przysiedę się, ale to rzadko., bo i niema co czytać, same, z
pozwoleniem, teraz błazenterije Drukują. Może Jegomość Pan Braciszek, herbaty by napił się..
— Jeżeli łaska Pani !
— Da to dobrze, ja każę wody zagrzać, u momencie powracam.. Amur leżeć !. Burek, pójdź
Burek, da takie to rozlazłe kocisko, że wszelako by, spało cały dzień pod piecem; a trzeba na dwór
wypuścić dla przewietrzenia !.
— Tak ! warto!.
— W momencie przychodzę !
Wyszła i Pan Karol ruszając ramionami przeszedł się po pokoju i zbliżył się do zapylonego
fortepianiku stojącego w kącie, w tem wróciła Panna Hermenegilda.
— Pani Dóbr. — amatorka muzyki jak widzę!
— At! by godzinę przepędzić, czasami sobie do śpiewu zagram., rzadko w pieśni światowe
się wdaję! a naj- częściej śpiewam sobie różaniec lub godzinki..
— Z tak pięknych ustek, jakże miły głosek wychodzić musi, czy nie raczysz Pani
zaśpiewać, choćby słów parę !. proszę bardzo, jestem wielkim amatorem muzyki.
— Da bratuleńku najchętniej — tylkoby jaką przypomniałam sobie światową piosnkę, bo ty
pewno świętych nie lubisz...
— Cokolwiek, bylebyś Pani zaśpiewała.
— Da ! co umiem to i będzie — ekch! ekch! tfu! hm!
I tu ozwała się piosnka czuła i bardzo ładna której strofa pierwsza kończyła się tymi słowy.
Posiałem nie zżąłem,
Kochałem nie wziąłem.
Posiać nie zżąć,
Kochać nie wziąść !!..
Panna Hermenegilda śpiewała ją z takim uczuciem, że Amur wierny, ku końcowi trzeciej
strofy szczekać zaczął, jakby na przestrogę, aby się zbyt uczuciom wygórowanym powodować nie
dała.
— Prawdziwie! i piosnka i muzyka! prześliczne! a głos Pani naydoskonalszy..
najdoskonalszy... najpiękniejszy., hm !.
contra,
..
contra...
co u licha !
contra basso !..
— O! to jeszcze nieboszczka babka mojej matki, uczyła się jej od swojego stryja a ja z kolei
od Mamy! ale istotnie piękna, i moralna !.
— Tak! to tez moralność pierwszą jest pieśni zasadą! hm!
— Da otóż i herbata!
Wniosła ią była stara kucharka ósmy cud świata, żyjący szkielet, długo, nogi, długo ręki,
długo nosy, długo Uchy i jak się domyślać należało długojęzyczny,
— A czemuż nie przyniosłaś, bułeczki świeżej od Federa?
— A Pani nie jada!
— Da tak, ale gość?
— I ja piję czyste herbatę....
— To dobrze ! bratulenieczku ! bo i to wszelako pięć groszy oszczędzonego.. proszęż pić, a
czy słodka ?
— Z rąk Pani...
— A fisz kompleniencista! musiałeś bratuleńku, chodzić po Akademij, toś się tych
cyremonij nauczył.... ale ze mną bardzo proszę!. może jeszcze cukru, albo żórawinowego soczku?
— Nie, bardzo dziękuję, bardzo dobra.
— Już to dobra, jest ona wszelako, mam ją drugi rok tę herbatę, po ś. p. matce mojej, tylko
od gości, sama nie piję, bo cukier drogi, i miodu trudno dostać, wszelako! da może drugą pozwolisz
szklanieczkę, z cytryną, jest tu cytryna, ta co na Boże narodzenie do ryby na kuciją.. Franuś!..
— Nie! ja bardzo dziękuję, nie pijam drugiej, upadam do nóg!..
— I sprawiedliwie, wszelako doktorowie mówią, że to piersi, z pozwoleniem osłabia i
osusza!
— Tak ! to wielka prawda!.
— A i przy tem kieszeń suszy, bratulenku ! a gdzież, czego się spieszysz. czy masz Izbą
Skarbową interessa? a i ja miałam z Izbą Skarbowa, ale jakoś ukończywszy!.. Da ! bądźźeż łaskaw,
bywaj u mnie często.. na herbacie proszę. — Nie omieszkam !
X.
NAJPEWNIEJSZE DOŚWIADCZONE INIEOMYLNE LEKARSTWO N
A
MIŁOSC
ZA PIĘTNAŚCIE GROSZY.
Cóż to miłość ? ? szał ziemski — odlany w formie ukradzionej z nieba.
— Cicho Amur ! cicho! a łotr! — a kto tam ? tak rano, taż osiem nie biwszy u S. Jana, czy
to ty Franuś!
— To ja.. Karol.
— A bratuniu ! i wszelako tak ra-no wchodzić nie przystało do kobiety.. przybądź za
godzinę, jeszczem się nie ubrała i na mszę świętą, trzeba iść zaraz.
— Łaskawa Pani siostruniu Dobr. —
przebacz mi i memu pośpiechowi --- idzie tu o los całego mego życia!.. odezwał się głoś z
za drzwi.
— Da ! o życie !. powtórzyła przelękniona Panna Hermenegilda i poleciała w jednej
spódnicy zapomniawszy się i odszczepiła drzwi.
Karol wpadł jak szalony i ujrzawszy ją w tak niedbałym stroju, gdyż z żalem a prawdą
wyznać musim, że koszula była
do
gorsu, a chustki żadnej, — bo Panna Hermenegilda
posłyszawszy, że chodzi o życie o wszystkiem zapomniała — ujrzawszy ją więc w tak niedbałym
stroju, zaczerwie- nił się cały, i ni z tego, ni z owego, plackiem do nóg.
— A tożeż co? Jezu Chryste? zawołała przelękniona Panienka, zakrywając rękoma piersi i
wpatrując się ciekawie w klęczącego brata!. a tożeż co? czy sfiksował ?. cicho Amur!.
— Pani już żyć nie mogę !..
— Da cożeż Jezu Chryste, czy nie goły? może okradli? kiedy nie masz
%
czego żyć, to ja
parę złotych na karteczkę pożyczę !
— Ach! nie! — przerwał rozgniewany trochę Karol ciągle na kolanach. miłość! miłość,
którą pierwszy raz w życiu czuję, do rospaczy mnie przywodzi ! rzeknij słowo!
— Da nie jedno! a choć i cztery rzeknę! a ty musi zakochawszy się jesteś, czy nie we ranie ?
— Tak jest! tak ! Pani niego serca i duszy, ratuj ranie.. oto u nóg twoich miłosierdzia żebrzę,
mam ja majątek!.
— Da fiż! a że mnie włosy skołowaciały bratuleriku! czy ty tak prędko roskochawszy się
jesteś we mnie? aj? jakiż ty fiksat? da czy ty możeż, aby pomyśleć, żeby ja ciebie, tak prędko
pokochała?
— Ach! zabijasz mnie!
— I porzuć wszelako!, by jeszcze my się znaliśmy się, rok, dwa, to nie mówiłam bym, ale to
ledwie tydzień!
— A czyż trzeba więcej, aby cię pokochać ?.
— Da! wszystko to może być !, że ty kochasz, ale ja to ani nic!. cicho Amur!. wszelaką żeby
się niespóźnić na mszę świętą!.
— Ach! Pani bądź litościwszą!. u stóp twoich składam mój majątek cały,
— A dużyż masz majątek ?,
— Blisko pół milliona!, — I czy w ziemi ?
— Różnie! w niebie, na ziemi i na każdem miejscu!
— Ps ! da to nie małe rzeczy ! ale kuzyneczku! żeby ty mnie i zapisał nawet, to cóż kiedy
nie kochający się, to i pobrawszy się nie będzie i zgody wszelako i jakoś,. — Ach! czyż moje
przywiązanie! ach! nie wzbudzi w tobie, ach! ani iskierki miłości! ach!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • paulink19.keep.pl