,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Józef Ignacy Kraszewski PAN KAROL Powieść fantastyczna Tom Pierwszy You will proceed in pleasure, and in pride Beloved and loving many, all is over Tor me on carth, except some years to hide My shame and sorrow deep in my heart's core, These I'could bear, but cannot cast a side The passim which still rages as before And so farewell — forgive me, love me — Byron Don Juan C. 1. s. CXIV DOMINIKOWI ZABIEŁŁOWI W DOWÓD PRZYJAŹNI POŚWIĘCA I. PRZECHADZKA. Pierwszy pocałunek, jest bramą do nieba miłości ostatni fusami szczęścia ! ! Noc była chłodna, wiatr świstał po pustych ulicach Wilna. Księżyc blady, jak upiór, obwinięty białych chmur całunem, kołysać się zdawał na niebie — było blisko północy — może i północ, bo wiatr szumny głuszył bicie zegarów i dźwięki ich w drobne cząstki rozrywał. W Sapieżyńskim Ogrodzie przecha- dzały się dwie osoby, dużą środkową ulicą, jedną z nich był męszczyzna, drugą kobieta — pobrawszy się pod ręce szli i zbliżali się właśnie ku drugiej Fontannie bliższej bramy ogrodu, gdy męszczyzna odezwał się głosem ponurym. — Kochana moja Amalciu! — przeklęte zimno kości mi przejmuje. Usiądźmy trochę — i tobie, moja droga,musi być zimno ? — Nie — — Umyślnie może tak mówisz ? ale ja! - na! oto masz mój płaszcz — obwiń się!.. — Nie chcę. — To zmarzniesz — jesieńże przecie! a do rana jeszcze daleko, nie dawno noc się zaczęła... — To nic — — Ale proszę cię moja droga!.... — Nie chcę!.. — Prawdziwie! rzekł po chwili nieznajomy rzucając płaszcz z gniewem na siebie. To zimno oziębiło także i twoje serce, odpowiadasz mi jak gdybym był twoim mężem!! — Proszę cię mój Karolu, raz na zawsze, nie wspominaj mi męża ! jest to jedyna łaska, o którą cię błagam! Zrobiłam dla ciebie wiele, poświęciłam ci głos mego sumienia, jest to największa kobiety ofiara — oszukuję mego męża.. a ty nielitościwy co chwila mi przypominasz moje błędy ? Toż to jest miłość Karolu ? — Ale biada! biada tej kobiecie, która kochankowi poświęca wszystko, raz nasycony rzuca ją i miłość jego gaśnie w tejże chwili, kiedy nasza najmocniej wybucha!.. — Pfe! co za myśli! Amalko! pfe! wyrzuty! i komuż? twemu Karolowi! — i gdzież ? — tu! w tym ogrodzie, w którym z nim noc przepędzasz! bo Karol, przypomnij sobie, Karol nie ma domu, ani kątka gdzieby głowę położył! Ty jedna chwilkę jego boleści chcesz z nim podzielić, i tak gorzkiemi zatruwasz ją. wymówkami ? — Kochana Amalciu, uścisnij mię proszę — i dajmy temu pokój. Ten ogród byłby nam niebem, gdyby nie to zimno przeklęte... To mówiąc, pocałowali się i siedli blisko siebie na ławeczce; przytulili się jedno do drugiego, jakby się serc swych biciem ogrzać chcieli. Chwila — i Amalija ciężko westchnęła. — Wzdychasz ! odezwał się Karol. Ręczę, żeś sobie przypomniała, że gdy- by nie ja — spałabyś spokojnie w ciepłym pokoju, na szerokiem małżeńskiemłożu! Precz z tą myślą!- krzyknęła głośno kobieta — precz z tem łożem przeklętem !. Karolu ucieknę jeżeli słowem jednem przypomnisz mi, żemioną. i nie twoją!.. Karol ruszył nieznacznie ramiona mi i zamilkł, nowe westchnienie wyrwało się Amalii. — Mogliżeśmy się kiedy spodziewać — odezwała się ona po chwili — że my ! my! będziem musieli, takie nocy przepędzać, aby choć chwilę być razem? Pamiętasz Karolu? ten wesoły balik dziecinny na twoje imieniny ?. — Amalijo ! bardzo proszę! żadnych wspomnień: żadnych!, niechce.; bo ucieknę.... Oboje zamilkli.. po chwili zbliżyli się do siebie w milczeniu., zimno coraz mocniej dojmowało, rosa jesienna spadała.. wiatr był mocny.. — Ach! jak zimno !. zawołała Amalija. — Weź mój płaszcz! — Za nic !. — Proszę cię na kolanach — mnie ciepło!. ja nie chcę go.. ja go rzucę jeśli nie weźmiesz !. proszę cię !. — Nie! nie! to napróżno! przyszłam tu dzielić twoie cierpienia, ale nie pomnażać !. — Cha! cha! cha! cóż to! myślisz, ze ja cierpię ? Broń Boże! — nie! — ja jestem szczęśliwy !... co mi tam to zimno! mam surdut!.. mam jeszcze nawet pół rubla w kieszeni całego majątku ! cha! cha ! jutro myślę go przepić!. ' — O! Karolu! nie wiesz, ile ja cierpię!.. — Ty! cóz dziwnego?., boś kobieta ! to moja droga, wasze przeznaczenie !. nasze jest... zatruwać wam życie. i wasze cierpieć! cha! cha! na pozór moja Amalko tyś jednak nierównie szczęśliwsza! masz zawsze co jeść, a ja!.. często..bywają dni.. Kiedy woda tylko jest mi pokarmem i napojem, wstydzę się żebrać, wstydzę się pracować.. i umieram z głodu! — O ! mój drogi! na ci! na!.. jest to pierścionek ślubny; jest to jedyna rzecz warta cokolwiek, z tych które mam przy sobie, weź go ! przeżyjesz za to dni kilka.. więcej nie mam nic przy sobie, ani pół grosza, później dam ci więcej.. teraz ! ach ! mam tylko jeden łańcużek złoty od matki, ale tego ci nie oddam.. ślubny pierścionek, jest prawda wielką pamiątką, ale pamiątkę moich nieszczęść,. na cóżbym go nosić miała ? ?.. — Biedna! zawołał Karol, z udaną! czułością, niosąc rękę dla otarcia łez, których jego oczy nie wylały.. do, czegożeśmy przyszli? ja nędzarz! a ty..... — Ach! nie kończ Karolu ! chceszże mnie zabić ?.. — Doprawdy! — chciałbym, ale nie moge.. nie mam na to siły.. Byłabyś! szczęśliwą, pomyśl i Jutro rano ! co chwila! wracasz do męża!. musisz "dawać, musisz opisywać dzisiejsze, nocy zabawy!.. Musisz jego uścisnąć! myśląc o twoim Karolu ? który zgrzytając zębami, bije gdzieś o kamień głową !. Powiedz, co to warto takie życie? Amalija westchnęła i łzy płynęły jej po twarzy,. zaświecił księżyc i przejrzał się w tej rosie serca.. II. PIERŚCIONEK. Przysięga ! czcze słowo ! można?, przysięgać na to co nie jest wnaszej mocy ?? — No! za zdrowie twojej żony! Panie Sędzio. śliczną masz żonkę ! niech mie diabli wezmą!... umf! gdybym to ja miał taką !. — Proszę! bardzo proszę — ani słowa o żonie — ani słowa, facecije!! — Cóż tam ! dla czegóż u licha ?. na tożeś się ożenił, żebyś się lękał wieczyście wspomnieć nawet jej imię- nia? E!. to żarty Panie Sędzio! nie bądź zazdrosnym.. nalewam ci nowy kieliszek! za zdrowie twojej żony! no! pijcie Panowie ! — Wiwat! Pani Sędzina !.. — I, w istocie! Panie Sędzio, dalibóg nie wiem czemu, zawsze chmurzysz czoło, alboż nie jesteś szczęśliwy! — Ba! szczęśliwy! facecije!!. — Ciekawyż jestem wiedzieć, co ci do tego brakuje ? — Brakuje! ba! facecije! szczęśliwy!.. — Ja nie pojmuję ! masz lat pięć. dziesiąt i... — Ba! facecije!. Panie Józefie! Wasan zawsze głupstwa prawisz!... zacząłem trzydziesty dziewiąty w Lipcu.. facecije!.. — No, no, no ! — ja temu nie wierzę !.. — Ot! nie wierzę! kiedy mówię!.. jak dziś dzień, pokazałbym metrykę, ale kościoł parafjalny, w którym chrzczony byłem, spłonął razem z metrykalnymi.. księgami!. — No! mniejsza o lata! masz pieniądze ! i przy twoim wieku jeszcze.. — O ! wieku ! ba ! facecije ! Panie Józefie! dalibóg nie jestem w wieku?. czegoż chcesz?, o! patrz! raz! dwa, trzy.. jeszcze ci wytnę hołubca i przysiady.. patrz !łytki! nogi! to nie tak jak u starego !... facecije! — W wieku, czy nie w wieku, zawsze to dobrze mieć żonkę ładną, młodą, miłą!.. — Oh! facecije! Panie Józefie! gdzie tam ładną! hm! proszę ani słowa o żonie.. o żonie ja nie chcę ani słowa !. — Jeszcze kieliszeczek Panie Sędzio ! doskonały Markebr ü ner.... — Upadam do nóg!. Markebrüner! facecije! a toż co za figura ?.. Kiedy to mówił, wszedł do traktijeru, człowiek młody, blady, blondyn, wysokiego wzrostu, odziany nie wykwintnie, lecz czysto, płaszcz zrzucił w pierwszym pokoju i posunął się dalej. Wszyscy przytomni spojrzawszy na niego, cofnęli się mimowolnie... Nadzwyczajna, śmiertelna bladość okrywała twarz jego cała, oczy miał wielkie, czarne, rysy wszystkie skupione, usta szerokie i otwarte; tak, że dwa rzędy zębów białych jak kość słoniowa, pokazywały się z pod warg bladych. Wzrok miał dziki i szyderski, jedno spojrzenie jego, lub na niego, mogło popsuć humor na długo, tak dalece wyraz twarzy jego okropnem uczuciem oddychał. Długie, jasno blond włosy, kręcące się niedbale spadały mu na ramiona. Sędzia spojrzał dwakroć na niego i odezwał się do sąsiada. — Facecije ! ba! czysta trupiagłówka!. ten Jegomość !.. hm! te zęby.. Panie Józefie ? — Prawda ! prawda ! jakie oczy, nos, usta, zupełnie trupiagłówka! ach! jakże się rozśmiał, jak gdyby już tysiąc lat nie otwierał gęby. — Facecije! takich figur nie powinni puszczać do traktijeru — to psuje apetyt! czysta trupiagłówka!. ach! idzie ku mnie! Facecije! czego Wasan chcesz ?..... Ba? Mosanie? kieliszek Markebrünner ? — proszę, pij, pij i idź sobie z panem Bogiem !. — Nie — odpowiedział zbliżając się nieznajomy — chciałbym tylko kawałek chleba... — Co? przerwał Sędzia — alboż?. i tu zatrzymał się, lękając się przybyłego nieprzyzwoitym obrazić do- mysłem. — Tak! tak Panie! rzekł przybyły. Nie mam co jeść! cha! cha! cha ! nie prawdaż, ze się to śmiesznie panom musi wydawać, po dobrym obiedzie ? — Ba! śmiesznie! pięknie to śmiesz- nie! facecije ! facecije! to, nie śmiesznie. Jedz Wasan ! masz tu co chcesz ! może od samego rana nie jadłeś, a to już po czwartej!.. — Tak! już to trzeci ranek jak nic nie jadłem! — Trzeci!! facecije !. i dziw że tu — że Pan tak źle wyglądasz jak jaka... — Trupia główka ! przerwał nieznajomy z uśmiechem, nie prawdaż, że mam do niej nieco podobieństwa ? — Ba! facecije! ja tego nie mówię.. tylko.. ale proszę jeść... Nieznajomy jadł z pośpiechem, potem jakby sobie cóś przypomniał, śpiesznie położył widelec i nóż na talerzu, sięgnął ręką do kieszeni surduta i zapytał Sędziego. —Może mi Pan Dobrodziej zrobisz jeszcze jedną łaskę.... — Co ?. kieliszeczek Markebrüner może?., najchętniej! tylko jedz Pan wprzódy, żebyś czasem nie umarł! — Nie ! nie! tego się Pan nie lękaj! czy nie kupisz Pan u mnie pierścionka.. głód i potrzeby nie odbite których nie mam czem zaspokoić, zmuszają mnie do sprzedania go.. chociaż mi jest bardzo drogim..... — Facecije! drogim ! pierścionek. pokaż no Pan może ja kupię, dla... — Dla żony kupisz ?. — Panie Józefie ! ba. głupstwa gadasz ! dla siebie kupię.. proszę pokazać !.. Nieznajomy podał obrączkę złotą, gładką Sędziemu, on wlepił w nią o- czy, przetarł je, popatrzył znowu i wykrzyknął głosem okropnym. — Facecije! to obrączka mojej żony!.. — Jego żony !.. podchwycił nieznajomy. Proszę mi ją oddać Panie Sędzio.. ja jej nie przedam.. żartowałem tylko.. cha! cha! cha!... I uśmiechając się nieznajomy pokazał ogromny rząd białych jak śnieg zębów, wytrzeszczył oczy, aż Sędzia zadrżał i cofnął się krokiem, ciągle w ręku trzymając pierścionek... — Proszę mi go oddać ! bardzo proszę !.. — Nie! o nie!. ba! facecije! oddać! mój ślubny, dalibóg mój własny.. zkąd go Waść masz? — Juściż pewna nie myślisz Pan. żem go ukradł ? przerwał nieznajomy, pochwycił silnie za rękę Sędziego, ten ze strachu upuścił pierścionek a po śliskiej posadzce, mała obrączka potoczyła się daleko. Nieznajomy jak kot rzucił się za nią, podpełznąt pod kanapę, dostał go, schował i w momencie zniknął z traktijeru. — Tego dalibóg nie pojmuję — rzekł po chwili Sędzia.. Ba! mój własny, którym się zaręczyłem z moją... — No cóż ? boisz się wymówić imienia żony ? — Ba! Wasan tylko bredzisz. Panie Józefie ! facecije ! ale dalibóg mój własny !. tego nie pojmuję., a ten szałaput!. ta trupiagłówka poleciał i nie powiedział mi nawet zkąd go dostał! hm! kieliszeczek Markebrüner, Panie Józefie ? — Ta obrączka stanęła mi w gardle, że i wina przełknąć nie mogę !.. Trupiagłówka ! — At! dałbyś temu pokój! Bóg wie, o co się troszczysz Panie Sędzio ! —. Tak ci się przydało! to nie twoja obrączka! — Facecije! Wasan same głupstwa prawisz, Panie Józefie. ! zawsze! przydało się ! przydało,. ale ba !, kiedy ja napis czytałem? — No, to co innego! dajmy temu pokój !. chodź Panie Sędzio, zagramy w billard jedną partyjkę!... — Nie ! coś ręka mi drży ! ta trupiagłówka !. — O! porzućźe te dzieciństwa! zupełnie tak tchórzysz, jakbyś miał rok piąty... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Wątki
|