,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Józef Ignacy Kraszewski BAJBUZA Spis treści PRZEDSŁOWIE CZĘŚĆ PIERWSZA ROZDZIAŁ I ROZDZIAŁ II ROZDZIAŁ III ROZDZIAŁ IV ROZDZIAŁ V ROZDZIAŁ VI ROZDZIAŁ VII ROZDZIAŁ VIII ROZDZIAŁ IX CZĘŚĆ DRUGA ROZDZIAŁ I ROZDZIAŁ II ROZDZIAŁ III ROZDZIAŁ IV ROZDZIAŁ V ROZDZIAŁ VI ROZDZIAŁ VII ROZDZIAŁ VIII ROZDZIAŁ IX CZĘŚĆ TRZECIA ROZDZIAŁ I ROZDZIAŁ II ROZDZIAŁ III ROZDZIAŁ IV ROZDZIAŁ V ROZDZIAŁ VI ROZDZIAŁ VII ROZDZIAŁ VIII ROZDZIAŁ IX PRZEDSŁOWIE I oto lektura skończona. Co bardziej sentymentalni czytelnicy ocierają ukradkiem łzę. Aż żal, że to już koniec. Ale bardziej niechaj żałują ci, którzy powieści nie przeczytali w ogóle. J. I. Kraszewski ma ustaloną pozycję wśród czytelników. Jest Autorem znanym i lubianym, A przez to poszukiwanym w księgarniach. Nie ma biblioteczki domowej, w której nie stałoby chociaż jedno z dzieł Kraszewskiego. “Bajbuza" to jednak nie “Stara Baśń", bowiem powieść ta nie jest znana szerszemu ogółowi i dlatego, podejrzewam, nawet kupiona, spełniać będzie jedynie funkcję dekoracyjną w wielu domach. A szkoda. Kraszewski to pisarz płodny. Pracowity. O tym wiedzą wszyscy. Wielu jednak dodaje, A czynią to na ogół intelektualiści o wysublimowanym smaku estetycznym, że nie jest on pisarzem wysokiego lotu. Opinia jak najbardziej fałszywa i krzywdząca! A oto jej skrótowa geneza. Kraszewski cały swój ogromny talent wyeksploatował do końca, nie oglądając się na własny interes, sławę. Zamiast napisać dwie, trzy powieści, jak przystało na genialnego twórcę - pozostawił ich po sobie niezliczoną ilość! I w ten sposób zamiast geniuszem, stał się po prostu utrapieniem dla genialnych krytyków, którzy najchętniej wyrokują o Autorach cieniutkich książek. Bo na czytanie grubych są za leniwi. Na szczęście Kraszewskiego czytają ci, do których on swoje powieści Adresował. I na tym polega jego nieprzemijający sukces. Autor “Starej baśni" wiedział dobrze o co walczy. Chciał, Aby historii uczono się także i z jego książek, bo ta forma podawania wiedzy jest bardziej przystępna. Był patriotą, wrażliwym na losy ojczyzny. Niepokoił go i ranił jej stan ówczesny. Nie zapominajmy, że pisał powieść w 1885 roku. Szukał przyczyn upadku Rzeczypospolitej. Chciał, jednym słowem, przez historię wychowywać. Przypominać minione dzieje i ostrzegać. Tytułem książki jest po prostu nazwisko jej głównego bohatera - postaci dla wielu krytyków wymyślonej, dla nas, czytelników, jak najbardziej Autentycznej. Zawsze, pamiętam, przerażały mnie posłowia i różnego rodzaju wstępy, w których udowadniano niezbicie i z całą naukową powagą, że dzieje bohaterów danej książki są fikcją literacką. Owi krytycy, na ogół ci sami, którzy odmawiali Kraszewskiemu talentu, znajdowali szczególny rodzaj przyjemności w dręczeniu łatwowiernego czytelnika. Odebrać mu do końca wszelkie złudzenia. Zabiegi tego rodzaju stosowano np. z powodzeniem w biblistyce, gdzie obwieszczano triumfalnie całemu światu fikcyjność postaci Jezusa czy Apostołów. Bajbuza istniał naprawdę. Bo nie stać było ciężko chorego Autora na wymyślanie jego przygód i perypetii w sytuacji, kiedy dysponował ogromnym materiałem pamiętnikarsko- kronikarskim. Umiał poza tym jak nikt inny szukać i znajdować Autentycznych ludzi, po których zostały mniej lub bardziej wyraźne ślady w dokumentach rodowych czy Archiwalnych. Słowo “Bajbuza", to jak wyjaśnia Gloger - wyraz pochodzenia tureckiego złożony z dwu członów: Baj - bogaty i buza - cielę. Czyli tłumacząc dosłownie - bogate cielę! Jak zobaczymy sami, działanie bohatera nie miało nic wspólnego z takim określeniem. Gdyby więc była to postać wymyślona, dlaczego Autor miałby ją dodatkowo obrażać? Jaki miałby w tym cel? Nazwiska nikt sobie nie wybiera, podobnie jak i losu. I dlatego pozostało takie, jakie było. Gdyby na przykład powieść o Bajbuzie napisał Żeromski - byłby on pierwszym Judymem, który wyrzeka się wszystkiego, co dla śmiertelnika jest najważniejsze, A więc miłości i wygód domowych na rzecz ojczyzny i idei, którą dla niego jest walka o sprawiedliwość i prawdę. Kraszewski nie jest taki patetyczny jak Żeromski i dlatego o jego Bajbuzie nikt nie dyskutuje tak namiętnie, jak o Judymie. Tamten wyzywa cały świat za pomocą romantycznych gestów, ten powściągliwie, z dystansem, jak na żołnierza przystało. Akcja powieści obejmuje lata 1596-1607. W trzech tomach pomieścił Kraszewski jedenaście lat wewnętrznych niesnasek, podziałów i dramatów nękających nasz kraj. Odrywające się z wysokich szczytów drobne kamyki i fragmenty skał, przerodziły się nagle w ogromną lawinę spadającą na barki takich ludzi, jak Bajbuza i Szczypior. Takich ludzi jak my. Jeszcze wymachują szabelkami, jeszcze pokrzykują, idą na bratobójczą walkę, Ale są to działania pozorne. Nie mogące przynieść pożądanych efektów. Lawina ruszyła. Czy to nie dziwne, że przewertowawszy trzy tomy powieści Ani razu nie trafiliśmy w niej na opis uczty? Jeśli nawet jada się tam i pije, to byle jak, bez staropolskiego ceremoniału. Bo nastał czas żałoby. Toczy się bitwy, walczy, ciągle walczy, od czasu do czasu wygrywa jakąś potyczkę, Ale nie ma radości ze zwycięstwa, nie ma zwycięzców w sytuacji, gdy wszyscy są pokonani. Jest król - marionetkowy, karłowaty, cichy i milczący, pobożny - paktujący dyskretnie z dworem rakuskim, żeniący się po dwakroć z księżniczkami Austriackimi, otaczający się cudzoziemcami, wspomagany cudzoziemskim wojskiem. Są senatorowie, podtrzymujący jego dobre samopoczucie, bo czerpią z tego namacalne korzyści. Jest marszałek Myszkowski - rozmawiający jedynie po włosku, A z drugiej strony Zamoyski odsuwany od łask, bo myśli po swojemu i śmie pouczać króla, co ma czynić. A potem jego duchowy następca i wychowanek Zebrzydowski, skumany z Radziwiłłem - podnoszący rokosz przeciwko królowi! Najnędzniejsze szlachetki ośmielają się spisywać dziesiątki zastrzeżeń, wniosków i postulatów, zwanych grawaminami, pod Adresem króla. Cały kraj wziął się dzielnie do spisywania owych zarzutów, licząc na to, że sprawiedliwy król przeczyta je i rozstrzygnie po myśli ogółu. Ale nic takiego nie nastąpiło. A tymczasem mocny gmach Rzeczpospolitej zaczyna chwiać się w posadach. Lawina ruszyła. I nie będzie już ratunku. Ile potrzeba jeszcze lat, żeby doczekać się rozbiorów Polski, wieloletniej niewoli, jarzma, które musiał dźwigać także i Kraszewski, przebywając w czasie pisania “Bajbuzy" w twierdzy magdeburskiej. A może w latach 1597-1608 istniała ostatnia szansa uratowania kraju przed upadkiem? Właśnie w tym okresie? Tylko dlaczego jej nie wykorzystano? Tyle energii, tyle sił witalnych poszło na marne. ścierały się racje i poglądy. Taktyki i sposoby wzajemnego wyprowadzania się w pole. A tymczasem gdzieś tam na uboczu pozostała ojczyzna, Polska, o której zapomniano. Polska, której nie rozumiał król, Zygmunt III Waza, przybysz z dalekiej Szwecji. Nie mogła nauczyć go miłości do tego kraju pierwsza żona, Anna Austriaczka, ani jej siostra, obie nie znające języka polskiego, dające namacalny wyraz swojej nienawiści do wszystkiego, co polskie. Zygmunt byłby doskonałym królem w innym kraju i w innych czasach. W Polsce, gdzie po męsku, na wzór Chrobrego czy Jagiełły należało zasypiać z mieczem w dłoni, jego małe, delikatne ręce, bardziej przywyłe do lutni i robót jubilerskich - nie mogły udźwignąć ciężaru królewskiego berła. To wtedy zaczął się czas rozterek, rozdarcia i podziału, nawet w obrębie jednej rodziny. Brat szedł przeciwko bratu. I obu wydawało się, że czynią szlachetnie. Uczciwy Bajbuza, zakochany w swoim Nadstyrzu, nie ma czasu na uprawę roli, na uciechy domowe, na rozrywki. Pochłaniają go bez reszty i Absorbują te do niczego w efekcie nie prowadzące rozgrywki i gierki polityczne. Niepokoi go i odbiera mu sen to wewnętrzne skłócenie narodu, bardziej może niż najcięższa walka z nieprzyjacielem. Tam działa pewnie, precyzyjnie i ochotnie. Tutaj nie jest przekonany do końca. Czasy panowania Zygmunta III były czasami niełatwych decyzji i wyborów, zmuszały do określenia się, co dla wielu uczciwych ludzi było dramatem. Dla naszego Bajbuzy także. Chociaż on jako humanista i erudyta potrafił głęboko ukryć swoje rozterki i wątpliwości. Staje przy Zamoyskim, i waha się. Wiąże się z królem, i też nie jest do końca przekonany o słuszności swoich racji. Losy naszego bohatera są skromne i zwyczajne. Mieszka na odludziu, w towarzystwie wiernego druha Szczypiora, starej służki, którą kocha jak matkę, i kilku jeszcze innych przyjaciół. A obok, po sąsiedzku, mieszka piękna wdowa, księżna Teresa, do której po cichu wzdycha i która darzy go wzajemną sympatią. Jak bardzo chcemy, Aby ci już niemłodzi, uczciwi ludzie pobrali się. Ale niestety! Do owego małżeństwa nigdy nie dojdzie. Taki bogaty, przystojny, wykształcony mężczyzna dożyje swoich dni w samotności. Jego całe życie to gorączkowe szukanie wyjścia z labiryntu, w którym znalazła się Polska. Obawa, stały lęk, przed popełnieniem omyłki. Każda decyzja, którą się wówczas podjęło, nie była łatwa. Król czy rokoszanie? Kto ma rację? Kraszewski bardzo dyskretnie ukazuje skutki istnienia kompleksu króla, właśnie na przykładzie Bajbuzy. Powie on przecież: “Mamże ci się tłumaczyć? Dopóki to nieszczęsne rokoszowanie trwa, muszę mu służyć, bo mi go żal, A jużci królem naszym jest..." Nie dlatego mu służy, że ma rację, Ale dlatego, że jest królem! Dziś okazuje się, że w sporze, który zaistniał i który skończył się braterskim przelewem krwi, najmniej racji miał właśnie Zygmunt. Też jeden z bohaterów powieści. Widziany z daleka. Pokazany tajemniczo, dyskretnie. To właśnie Zamoyski wprowadził go na tron, wygrywając batalię z Maksymilianem. Ale król odsunął hetmana od łask, bo tak mu podpowiedzieli doradcy. Epoka niefortunnych doradców zaczęła się w tamtych latach i przetrwała w dobrym zdrowiu do naszych czasów. Ten król był cały zamieniony w słuch. Podobno nic nie mówił, A jedynie słuchał. Tego, co szeptali mu zausznicy, A następnie królowa i jej przyjaciółka, wyrażające opinie, sądy i życzenia Rakuskiego dworu. Rokoszanie kontynuowali politykę Zamoyskiego. Chcieli uczulić króla na polską rację stanu. A on jej nie uznawał. Pertraktował dyplomatycznie ze szlachtą, żeby zdusić w zarodku bunt, nic w zamian nie ofiarowując. Mówił po polsku, A myślał po niemiecku. Na tyle był Polakiem, na ile się tej polskości nauczył z książek. Zamieniał wielkich wodzów na małe płotki, żeby tych pierwszych upokorzyć. Nie czynił nic, Aby doprowadzić do faktycznego porozumienia skłóconych stronnictw. W czasach kiedy zewsząd zagrażali Polsce wrogowie, i potrzebna była solidarność w działaniu. Broniąc się zaciekle przed żądaniami rokoszan, dał się osaczyć przez zauszników. Obawa przed ograniczeniem władzy królewskiej pochłaniała całą jego energię. Uczulano go i to z dobrym skutkiem, na ten jeden Aspekt panowania w Polsce. Zlikwidowanie rokoszu miało usunąć Automatycznie wszystkie kłopoty naszego kraju. Czasy pokazały, że nie było to szczęśliwe rozwiązanie. Polska słabła. Dezorientowane rycerstwo dawało się zaskakiwać obcym wojskom, A jeśli odnoszono sukcesy, to były one udziałem wybitnych wodzów działających poza plecami króla. Kraszewski nie oskarża króla wprost. Waha się, ostateczny sąd pozostawiając nam, czytelnikom. Ale go przecież nie oszczędza. Przypomina wiele razy, że Zygmunt zamierzał przehandlować Polskę, zrzec się tronu i wrócić do Szwecji. Jakby było mu w gruncie rzeczy wszystko jedno, co się z Polską stanie za sto lat. Byleby teraz tylko miał święty spokój. “Bajbuza" nie jest wcale, jak by to się niektórym wydawało, zwyczajnym “czytadłem". To wielka powieść, inspirująca każdego wrażliwego czytelnika do nie kończących się rozważań. Rodzą się podczas lektury pytania, na które trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Wątpliwości, których nie da się rozstrzygnąć. Niepokój głównego bohatera książki, Bajbuzy, stał się naszym niepokojem. Jego rozdarcie naszym rozdarciem. Bo on dzisiaj jest po prostu jednym z nas. Szlachetnym, dobrym człowiekiem, okradzonym ze wszystkiego i oszukanym doszczętnie przez historię. ( Tadeusz Mocarski) Pani Stefanii z Sułkowskich Kraszewskiej [żona Lucjana, brata pisarza] Na pamiątkę odwiedzin dnia 21 sierpnia przesyła wdzięczny J. I. Kraszewski [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Wątki
|