, J.I. Kraszewski - Ulana, Studia, Polonistyka - lektury, Romantyzm, ebook, pdf 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
JÓZEF IGNACY KRASZEWSKI
ULANA
Powieść poleska
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
Ulana
jest jedną z najdawniejszych powieści, pisaną była w roku 1842, tła i treści dostarczyły do niej
lata pobytu na Polesiu, dzierżawy w Omelnem
1
i częstych podróży w głąb tego kątka kraju. Wioska
opisana leżała zna drodze, a historia Ulany jest prawdziwą i ów pasek nawet czerwony, który ją kończy.
Bohaterem był p. B, młody człowiek podobny do pana Tadeusza, którego historię opowiadano mi głu-
chą nocą na noclegu wśród lasów poleskich. – Za owych czasów Polesie było bardzo poetycznym kra-
jem legend i powieści – a tak od niego do świata było daleko! Odbiło się też ono w naówczas pisanych
opowiadaniach nie raz jeden i nie w jednej
Ulanie
. –
Ulanę
tłumaczoną na język francuski umieściła
„”L’Espérance”
2
.
J. I. Kraszewski
Dnia 6 stycznia 1874 roku
Drezno
1
Omelno – wieś w powiecie łuckim na Wołyniu, gdzie Kraszewski był dzierżawcą od r. 1837.
2
L’Espérance” (Nadzieja), czasopismo międzynarodowe, wychodzące w języku francuskim w Genewie.
Ulana
ukazała się tam w przekładzie Władysława Mickiewicza (syna Adama) w latach 1859 – 1860
4
I
Jeśli jaki kraj cichy, jeśli jaki spokojny, to Polesie nasze. Kiedy przez którą wieś
gościniec pocztowy albo nie idzie trakt kupiecki, to prócz pospolitego odgłosu wsi,
który jest jakby jej oddechem, nic nie słychać obcego, nic nie widać cudzego.
Wszystkie świty
3
jednakowo siwe, wszystkie chustki jednakowo białe i sosny jedna-
kowo zielone, i chaty jednakowo niskie i nieforemne, i ten sam zawsze dym czarny
ponad ich dymnikami się wzbija. Jednakże jak dwóch liści jednakowych na krzaku, tak
dwóch wiosek zupełnie jednakowych na Polesiu nie znajdziesz; tam cerkiew wyższa z
ciemnymi galeriami dookoła, tam las gęstszy, tam chat więcej – wszystkie podobne jak
siostry rodzone, a dwóch nie ma jednakowych zupełnie, jak dwóch twarzy ludzkich.
Spojrzyj ponad to jeziorko, co ciche i spokojne położyło się u stóp wzgórza zajęte-
go przez dwór pański – jest to jedna z najpiękniejszych wiosek wołyńskiego Polesia,
co go otacza. Gdy zjedziesz z pagórka, po którym droga się wije, widzisz przed sobą
wieś rozsypaną nad brzegami jeziora; za nim dwór bieleje, a od przyjazdu twego trzy-
kopulna cerkiew stara, na wzgórku stojąc, pogląda na okolicę. Droga idzie spadzisto
ponad jeziorkiem aż do karczmy, która wieś rozpoczyna. W oddaleniu jednaki las so-
snowy. mniej więcej zniszczony, niższy lub wyższy, ogradzający każdy widok na Po-
lesiu, piasek, błoto kępiaste, prze które sączy się rzeczułka okryta trzcinami; a nad tym
niebo pochmurne.
Przez wieś ciągnie się błotnista ulica, gdzieniegdzie przedzielona dróżką od chaty
do chłopskiego gumna, paździerzem
4
lub wiórami i trzaskami wysłana. Otaczają ulice
na przemian chaty, chlewy, gumna całe i pozawalane, zwieszone w węgłach rozparte,
z słupami pochylonymi, z dachami zapadłymi lub zaczynające się dopiero kleić; mię-
dzy nimi kawałki t y n u (płotu z dębowych szczepów) i starego ogrodzenia z kołków i
chrustu. Tu i ówdzie z zagrody blada jarzębina wychyla się na ulicę, stara grusza wy-
gląda lub długi żuraw od studni kołysze się powolnie nad głową przechodnia Z przodu
chat niskich, pokrytych nieszczelne czarnymi już od dymu dranicami
5
zaledwie do
krokwi przymocowanymi, widzisz tylko pod okapem wystającym niewygodną przy-
zbę, często z położonej pod ścianą, odartej z kory kłody składająca się; niskie drzwi od
dziedzińca, zniżone jeszcze wysokim progiem nie dopuszczającym wejścia do sieni
blisko stojącej kałuży; małe okienka z umyślnych szyb okrągłych, zielonych, do dna
butelek podobnych, złożone. Rzadko nieforemne szybki bielsze z cienkiego szkła po-
spolitego, kupione z gotowym oknem na jarmarku, zastępują pospolite krągłoszybe
okienko. Nad okopconym dachem wysoki wznosi się dymnik drewniany, czarny od
dymu, w kształcie trąby lub czworogrannego słupa. W zimie, a często i innych pór
roku, nie dość dymnika na wypuszczenie dymu zebranego pod dachem chaty – ciśnie
się on wszystkimi szczelinami, okny, drzwiami, ścianami i drzwiami tak, że zdaje się,
jakby chata wewnątrz płonęła i za chwilę płomień miał się ukazać. W takiej to atmos-
ferze smolnego, gęstego dymu sosnowych drewek, pary, swądu żyje Poleszuk zwy-
czajnie.
Środek chaty tego samego ubóstwa czy niedbalstwa dowodzi: sień błotnista zwy-
czajnie, po której świnie się przechadzają, zarzucona grabiami, przygotowanym na
zimę łuczywem, drwami olchowymi, drabinami i ułamkami soch i bron popsutych – z
niej wejście do jednej izby, z piecem i ławami dokoła, ciemnej, małej dymnej, bez
podłogi. W środku stół jeden, dzieża, matka chlebodajna, w rogu izby na ławie pod
sukmany chłopskie.
4
Paździerz – skórka na lnie lub konopiach.
5
Dranice – cienkie deszczułki.
5
3
Świty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • paulink19.keep.pl