,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział pierwszy Zasada Rhiannon nr 27: Kiedy pracujesz w klubie dla panów, a jedna z tancerek ściąga obcasy, ciężka artyleria i kopanie tyłków wskakuje do menu. Lacey dokończyła występ i ruszyła w kierunku garderoby. Błyskające światła ze sceny mieszały się z dymem papierosowym tworząc mgłę, która otaczała jej ramiona wirem. Jej ciało było szczupłe i opalone, opinało je białe bikini. Pełne biodra kołysały się z jednej strony na drugą jak wisząca liana, kiedy kroczyła do stolika mężczyzn w drogich, biznesowych garniturach. Pochyliła się, pełne czerwone usta, szeptały ochryple a sztuczne piersi kołysały się prowokacyjnie. Idealne nogi rozciągały się, gdy wyginała kręgosłup do tyłu, trzy calowe plastikowe obcasy z pływającymi w środku sztucznymi złotymi rybkami, dodawały jej wzrostu i smukłości. Każdy dobry tancerz wie jak pracować z klientami, a Lacey była zawodowcem. Zgarniała większość klienteli z okolicznych domostw a jej stali klienci zjeżdżali z daleka specjalnie na jej występy. Wyglądała pozornie bardzo młodo, z długimi blond włosami i wielkimi niebieskimi oczami, które były główną częścią jej uroku. Nigdy nie ujawniła swojego wieku, ale ja wiedziałam (zajmując się tymi sprawami w knajpie), że ma dwadzieścia dwa lata, chociaż wyglądała cholernie nielegalnie. Faceci musieliby zjadać więzienne gówno łyżką, po spotkaniu z Lacey a przynajmniej tak myśleli. — Ile za prywatny taniec, skarbie? Zerknęłam na właściciela głosu, i bez zaskoczenia stwierdziłam, że nie był nikim specjalnym. Kolejny Kowalski uzbrojony w swoje najlepsze teksty, które w domyśle wszystkie i tak znaczyły tylko jedno: pieprz mnie mała . Gdybym dostawała centa za każdym razem, kiedy słyszałam ten tekst mogłabym rzucić tą gównianą robotę i przejść na emeryturę, rozkoszując się dobrym życiem bez konieczność użerania się z milionem dupków dokładnie takich jak ten. Czekałam. Wiedziałam, co będzie dalej. Przewidywalność, to kolejny profit obcowania z klientami dupkami. — Założę się, że ktoś cały czas zadaje ci to pytanie. Posłałam mu najsłodszy z moich uśmiechów. Ten, który mówił zewnętrznie: zgadłeś kolego, a wewnętrznie: odpieprz się. Zobaczmy geniuszu. Jestem kobietą pracującą w barze z egzotycznymi tancerkami. Mam wszystkie zęby, przyzwoite ciało i chociaż niedawno skończyłam już 25 lat, wyglądałam znacznie młodziej. Nie, nikt nawet nie pomyślałby, aby zadać mi to pytanie. Kogo to obchodzi, że stoję za barem nalewając trunki? W końcu te butelki mogłyby być tylko częścią mojego spektaklu. Przesunęłam się do kolejnego klienta. Miałam piwa do nalania, drinki do wymieszania i kolejnego cwaniaczka Casanowę w kolejce do obsłużenia. Erica zajęła scenę. Jej opalone ciało wyglądało jak skóra, zbyt ciemna i zbyt sztuczna, do tego miała też pasujące piersi, które zafundowała sobie dziesięć lat wcześniej. Moje oczy śledziły ją jednocześnie mieszając drinka. Każdy taki bar miał swoją królową wszystkich suk i Erica była naszą. Prawdziwa królowa dramatu. Jej cała zajadłość brała się z tego, że była najstarszą z naszych tancerek i jej czas minął już ładnych kilka lat temu. Striptiz nie jest sprawiedliwy ani bezstronny na boisku kariery. Twoje ciało i wygląd to twoje źródło utrzymania. Kiedy to przeminie, tylko kwestią czasu jest wypad z interesu. A Erica więdła szybko. — Ile za taniec na osobności, skarbie? — zakpił znajomy głos. Nie musiałam podnosić wzroku. Poznałabym ten jedwabisty baryton wszędzie. — Nie teraz, Disco. — Moje oczy namierzyły Ericę, kiedy jej numer dobiegł końca i ta podpłynęła do stolika Lacey. Koncentrowałam się na języku ich ciał, skupiając się na twarzach i przyglądając się uważnie. — Kiepska noc? — zapytał, spoglądając przez ramię. Zerknęłam na niego przelotnie, kiedy był zajęty spoglądaniem za siebie. Ubrany od stóp do głów w czerń, tak jak każdej innej nocy. Niekoniecznie było w tym coś złego, bo ten kolor doskonale do niego pasował. — Jeszcze nie — odpowiedziałam moim zwyczajowym tonem: poczekamy zobaczymy. Lacey i Erica stanęły twarzą w twarz, rozmawiając ściszonymi głosami. Jak na razie nie jest źle, buty na nogach, głosy przyciszone. Może się myliłam i wcale nie będzie to jedna z tych nocy, proszę Boże niech tak będzie. — Barmanka! Kolejny głos, który znałam na pamięć tylko, że ten sprawiał, że zgrzytałam zębami i modliłam się o cierpliwość. Przeszłam do lewej części baru w kierunku Lonnie'ego, grubego drania rezydującego w naszym klubie. Był stałym klientem, od kiedy dołączyłam do rodziny baru BP i chociaż znał moje imię wciąż nazywał mnie barmanką. — Czego chcesz Lonnie? — Oparłam lewą dłoń na biodrze, podpierając się o bar z drugiej strony. — Gdzie jest Deena? Kiedy przemówił walczyłam ze sobą, aby trzymać wzrok prosto a nie wpatrywać się w jego koszulkę. Nie udało mi się i skrzywiłam się wewnętrznie. Różnego rodzaju pomarańczowe plamy zdobiły przód jego białej koszulki. Sądziłam, że to ketchup albo sos barbecue. Okrągły brzuch Świętego Mikołaja opinał niebezpiecznie materiał, kreując swego rodzaju bawełnianą rampę, która zsuwała się w dół jego piersi aż do zaokrąglonego od piwa brzucha. Nie rozumiałam, jak do cholery ktoś mógł być taki czysty (włosy, twarz i dłonie były zawsze nieskazitelne) a nie był w stanie wprowadzać jedzenia bezpośrednio przez usta. — Jest na wakacjach — Deena mnie przed tym ostrzegała. Miałam tygodnie aby się do tego przyzwyczaić ale nie było takiej ilości czasu na tym świecie, abym była w stanie przygotować się na spotkanie z Lonniem — Coś jeszcze? — Coronę¹ z colą. — Obrócił swój barowy stołek paskudnie mnie odprawiając. Witamy w McDonald's, czy mogę przyjąć zamówienie? Jeden tłusty, podwójny, odżywczy? Wołowy zestawy. Już się robi! Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam Coronę. Nalałam, wyrzuciłam butelkę i wróciłam na swoje miejsce. Dodałam kilka kostek lodu i Coca-Colę, wykańczając drinka. Postawiłam szklankę przed Lonniem, ale mnie olał podnosząc tylko zawartość do ust i przechylając. Moje spojrzenie powędrowało po zadymionym pomieszczeniu. Stoliki były pełne, ale to żadna niespodzianka. BP nie był najbardziej ekskluzywnym klubem w mieście, ale mieliśmy przyzwoite dziewczyny i całkiem sporo klientów. Ci ze skłonnością do odwiedzania barów topless cieszyli się tu względnym bezpieczeństwem i przyjemnością tak długo, jak trzymali ręce przy sobie. ¹Corona – piwo warzone w Meksyku Stary David Bowie buchnął z głośników i Destiny przejęła scenę. Ciemne kurtyny zatrzepotały, kiedy przez nie przeszła, jasny snop scenicznego światła, koncentrował uwagę z przodu sceny. Jedna z niewielu nieopalonych, jej jasna skóra była miękka, i odbijała sceniczne światła, różowe bikini wydawało się mienić i połyskiwać. Destiny była jedną z moich ulubionych tancerek. U niej zawsze wszystko było prawdziwe. — Możemy później porozmawiać? — Disco pojawił się przede mną i starałam się zachowywać tak jakbym widziała ten zbliżający się ruch, przełykając cicho. Sposób, w jaki się poruszali zawsze mnie przerażał, tak szybko, w oka mgnieniu. To było niepokojące i wstrząsające. Pieprzone wampiry. Uratowało mnie zamówienie. Sięgnęłam pod bar, aby wyciągnąć butelkę i wlać mu coś ekstra za tą interwencję. Kiedy skończyłam nie ruszyłam się z miejsca, stopy prawie wrosły mi w ziemię, ale wiedziałam, że opóźniam tylko to, co nieuniknione. W końcu będziemy musieli porozmawiać. Nie mogłam pozwolić sobie na to, aby Disco pokazywał się tak każdej nocy. — Barmanka! — krzyknął Lonnie. Wywróciłam oczami. Ci najbardziej wymagający zawsze dawali najbardziej gówniane napiwki. Oddałabym wszystko, aby wsadzić mu butelkę Corony w dupę. Zestawiłam nogi, wycierając buty na twardej podeszwie, które piszczały na mokrej plastikowej macie wyścielającej podłogę. Zawsze noszę buty, którymi mogę skopać komuś tyłek, nawet w noce takie jak ta. Wysokie sznurowane buty przypominały stylem emo, gotycki punk, ale robiły dużo więcej niż pomaganie w mojej modowej depresji. Podbite stalą przody były idealne do kopniaków w kroczę, kiedy musiałam rozdać trochę barmańskiej miłości. — Czego chcesz Lonnie? — Kiedy wróci Deena? — Nie zawracał sobie głowy spoglądaniem na mnie. Zabrałoby mu to zbyt wiele wysiłku. Zamiast tego te paciorkowate oczy skupione były całkowicie na scenie, typowe. — Jak wróci — odpowiedziałam gładko. — Mogę podać ci coś jeszcze? Kiedy potrząsnął głową, ponownie wywróciłam oczami. Biedna Deena, jej najlepszy klient był brzuchatą świnią, skąpaną w światłach Nowego Jorku. Miałam nadzieję, że naprawdę cieszy się tym wolnym czasem spędzonym z dala od tej piekielnej dziury, karmiąc raka słonecznymi promieniami Florydy. Napływ czerni przykuł moją uwagę i zmieniłam spojrzenie. Disco tu był gapiąc się na mnie. Nie potrafiłam nic wyczytać z jego spojrzenia. Cholera. Dlaczego jego nieumarły i mówię poważnie, kiedy używam słowa nieumarły kumpel musiał pokazać się tamtej nocy w barze? Stanął mi na drodze. Powiedziałam, żeby się przesunął. Kiedy nie poruszył się po tej grzecznej prośbie, straciłam moją dystyngowaną wrażliwość i krzyknęłam, aby spieprzał z drogi. Zdałam sobie sprawę ze swojego błędu oczywiście, kiedy przyjrzałam się lepiej i dostrzegłam ludzi znajdujących się bezpośrednio za jego przezroczystym ciałem. Nekromancja a przynajmniej jej słownikowa definicja czyli widywanie duchów zmarłych, to prawdziwa suka i nienawidzę jej z całego serca. Widuje naprawdę szalone gówno...bez względu na to, czy tego chcę, czy nie. Stan w jakim dana osoba umiera, a stan w jakim zachowuje się duch, to jak pudełko czekoladek. Zawsze możesz trafić na inne nadzienie. Śmierć przez atak serca, to jak kolejny nudny dzień w biurze, śmierć przez porażenie prądem też ujdzie. Śmierć w wypadku, głowa nieomal oderwana od ciała, mózg na wierzchu, najohydniejsze ze wszystkich. — Barmanka! — krzyknął znowu Lonnie. Ugryzłam się w język, dosłownie. Poczułam ból i o to chodziło. Musiałam się na czymś skupić, żeby nie wybuchnąć. — Co mogę ci podać Lonnie? — Czy Deena będzie z powrotem w następny weekend? Zaczęłam liczyć do dziesięciu. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, i dziesięć. Poprawiłaś ubranie? Dobrze w takim razie odpowiedz panu. — Nie wiem, Lonnie — uśmiechnęłam się, cedząc słowa przez zęby. — Jest na wakacjach, przedłużających się wakacjach. — Yo, Rhiannon — Cletus nadszedł od strony parkietu. Mięśnie wygładzone w tym przydymionym świetle, wypełniały jego skórę w kolorze czekolady. Jego łysa głowa lśniła, kiedy światła odbijały się od jej powierzchni. Najbardziej zastraszający wykidajło w Nowym Yorku i ja dzieliliśmy szczęśliwy pracowniczy związek a reguły, które rządziły tym związkiem były całkiem proste, żadach kłamstw, żadnego całowania, żadnego pieprzenia głupot. Działało to lepiej niż większość małżeństw. — Hej, Cletus — odpowiedziałam zza baru, idąc w jego stronę. Każdy schodził mu z drogi. Nikt nie chce się znaleźć na drodze pędzącej ciężarówki. — Idziesz później na siłownie? Zerknęłam na Disco, który niewątpliwie słuchał. — Prawdopodobnie. Ominęłam ostatnią sesję, wczoraj w nocy. Dlaczego pytasz? W jego dużej dłoni, leżały klucze. Nic wymyślnego, tylko zwykły pierścień otoczony różnymi skrawkami metalu, posiadającymi moc otwierania drzwi — Daj to Mike'owi. Jest dzisiaj. — Jasne, nie ma sprawy — wzięłam klucze i wcisnęłam dzwoniący łańcuszek do kieszeni spódnicy. I tak musiałam zapłacić Mike'owi, więc nie miałam z tym problemu. Cletus wrócił na parkiet, zerknęłam na zegarek sprawdzając, że wieczór powoli dobiega końca. Nie chciałam być tu dłużej niż musiałam chociaż piątek i sobota to najszybciej mijające noce tygodnia. Napełniałam właśnie kolejkę wódki, kiedy usłyszałam warkniecie Erici — Ty pieprzona zdziro! Moja głowa podskoczyła do góry. Erica i Lacey brały udział w gorącej dyskusji po drugiej stronie baru. Ręce latały im w powietrzu. Dokończyłam nalewanie kolejki i schowałam butelkę pod barem, kiedy Lacey zaczęła ściągać te trzy calowe czerwone, lakierowane kozaki na wypełnionych rybkami obcasach. — Cletus! — Podleciałam do końca baru i podniosłam ciężkie drewniane przepierzenie. Ktoś krzyknął, kiedy niechcący przytrzasnęłam mu palce, ale nie miałam czasu na grzeczności. Lacey była na boso. O cholera. Kilka rzeczy, które każdy powinien wiedzieć o kobietach pracujących w takich przybytkach. Są bardzo cwane. Taniec erotyczny to biznes i wiele z nich może przejść na emeryturę w młodym wieku z dobrym finansowym zabezpieczeniem. Są też idealnymi aktorkami. To małe przedstawienie, które dają tam na scenie, nie jest niczym więcej, tylko przedstawieniem. No i wzięły się za łby. Uderzenie Lacey nadeszło zanim Erica zdjęła buty, posyłając ją na ziemie. Odchyliła już rękę do tyłu, aby ponownie ją uderzyć, ale złapałam ją za nadgarstek — Uspokój się Lacey — powiedziałam z wściekłością. — Nie chcesz chyba stracić pracy. Hector tu idzie. To przykuło jej uwagę. Chęć walki opuściła jej ciało, kiedy stanęła. Puściłam ją i obserwowałam jak głowa Erici wraca na miejsce. Dziewczyna była znokautowana. Krew spływała mieszając się z jej pomadką, wyglądała jak jakaś obłąkana wersją naturalnej wielkości barbie, do kompletu z poplątanymi włosami, dżetami i paznokciami, które uniemożliwiały podrapanie większości powierzchni. Cletus podniósł Ericę i przerzucił ją sobie przez ramię. Jej głowa opadła bezwładnie, kiedy niósł ją na zaplecze przypominała szmacianą lalkę. Hector podszedł zwracając się do Lacey — Zechcesz powiedzieć co tu się stało? — Nie chciała się odczepić. Ostrzegałam ją — Lacey wydęła usta obrażona, od razu ujawniając w tym geście swój prawdziwy wiek. Hector skrzywił się z wyrzutem, po chwili jego twarz wygładziła się i zrelaksowała. Nasz wielki szef potrafił być dupkiem, ale przez większość czasu był przyzwoitym pracodawcą. Rozumiał stany ludzkich emocji. Tak jak powinien. W końcu stąd między innymi czerpał zyski. Hector Fernandez wkręcił się w najbardziej niezawodny i lukratywny rynek — sex. Miał pieniądze. Te drogie garnitury, które zawsze nosił, mercedes stojący na zewnątrz i pieniądze na koncie były tego dowodem. Odsunął obcięte do podbródka mahoniowe włosy ze swojej wysublimowanej twarzy, zakrzywiając lekko usta. Jego dominikańskie pochodzenie czyniło z niego typowego amanta. Był smukły, a jego ciało było gwarancją przyjemniej pobudki następnego ranka. Kobiety po prostu nie mogły się trzymać od niego z daleka. — Niech to się więcej nie powtórzy — ostrzegł, besztając ją jakby była dzieckiem, które ukradło colę. — Nie powtórzy — obiecała Lacey, pochylając się i podnosząc swoje buty. Podniosła się wyprostowana jak struna i z wysoko zadartą głową pomaszerowała na zaplecze. — A ty, Rhiannon? — Jego ciemne oczy skupiły się teraz na mnie z wyraźnym oskarżeniem i przygotowałam się na to, co nadejdzie. — Powinnaś zwracać uwagę na tego typu sytuację, gdzie byłaś? — Robiłam swoją robotę. — Skrzyżowałam ramiona defensywnie. — Jestem barmanką Hector. Nie ochroniarzem. — Więc sugeruję abyś zrobiła się bardziej elastyczna w kwestii swoich obowiązków, czy może proszę o zbyt wiele? — Bardziej elastyczna? Czy ja wyglądam jak pieprzona sekretarka? — Mój temperament dał o sobie znać, nim byłam w stanie się powstrzymać. — Jeśli tak powiem, to tak — Hector wpatrywał się w moje oczy. — Następnym razem, uważaj na parkiet. Butch i Cletus nie mogą wszystkiego upilnować. Jeśli sobie z tym nie radzisz daj mi znać a znajdę kogoś, kto sobie poradzi. — Odwrócił się i poszedł, jego odwrócone plecy były adekwatne do: do widzenia . Hector nie był mężczyzną, który dużo mówi. On wydaje polecenia, a ty je wykonujesz. Koniec dyskusji. Uwolniłam z siebie przesadzone westchnienie i opuściłam głowę, tracąc czujność na tyle długo, że Disco zdążył wykonać swój ruch. Jego zimna ręka złapała mnie za ramię, mój podbródek zadrżał. — Musimy porozmawiać. — Puszczaj mnie, Disco. — Spróbowałabym wyszarpać rękę, aby się uwolnić ale tylko zawstydziłabym tym gestem samą siebie. Wampiry są silne, niewiarygodnie silne, a jego ucisk był stalowy. — Tylko jeśli obiecasz, że porozmawiamy. — Jego niebieskie oczy rozbłysły frapująco na tle jego jasnej skóry i złotych blond włosów. Twarz miał gładką, szczękę silną i kwadratową. Wysokie kości policzkowe i prosty smukły nos, pełne usta. Już na wieczność będzie zamrożony w czasie z tym wyglądem dwudziestu kilkulatka. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Wątki
|