, J.O. Curwood - Włóczęgi północy, ◕ EBOOK, ◕ Przygodowe i podróżnicze, pobierz pdf 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
James Oliver Curwood
WŁÓCZĘGI PÓŁNOCY
NIUA
SPIS TREŚCI
PIERWSZA WALKA
...................................................................................................................................................
MIKI
W NIEWOLI
.................................................................................................................................................................
GROZA ŚMIERCI
........................................................................................................................................................
DWAJ ŻEGLARZE
......................................................................................................................................................
JEŻOZWIERZ
..............................................................................................................................................................
WILCZE ŁOWY
...........................................................................................................................................................
ROZŁAM
......................................................................................................................................................................
CZŁOWIEK
..................................................................................................................................................................
BITWA W PAROWIE
..................................................................................................................................................
WIELKA PRZEMIANA
...............................................................................................................................................
POTWÓR
......................................................................................................................................................................
TRUCIZNA I OGIEŃ
...................................................................................................................................................
NANETTA
....................................................................................................................................................................
W MOCY DIABŁA
......................................................................................................................................................
WYZWOLENIE
...........................................................................................................................................................
ZNOWU W NIEWOLI
.................................................................................................................................................
USKI PAJPUN
..............................................................................................................................................................
WALKA PSÓW
............................................................................................................................................................
ODZYSKANY PAN
.....................................................................................................................................................
RADOSNA ERA
..........................................................................................................................................................
MINIONE SZCZĘŚCIE
................................................................................................................................................
MIKI ODNAJDUJE NIUĘ
...........................................................................................................................................
SYGNAŁ TRWOGI
......................................................................................................................................................
OSTATNIA PRZYGODA
............................................................................................................................................
NIUA
W końcu marca, gdy księżyc stał w ostatniej kwadrze, Niua, czarny niedźwiadek, po raz
pierwszy naprawdę zobaczył świat. Jego matka, stara niedźwiedzica, jako osoba w podeszłym
wieku, cierpiała na reumatyzm i lubiła długo sypiać. Tej zimy więc, zamiast uciąć zwykłą
trzymiesięczną drzemkę, spała całe cztery miesiące, a co za tym idzie, Niua, urodzony w czasie
snu matki, miał nieco ponad dwa miesiące zamiast sześciu tygodni, gdy wreszcie opuścili
legowisko.
Nuzak wyszukała odpowiednie leże w jaskini położonej u szczytu wysokiego, pozbawionego
roślinności zbocza. Stamtąd Niua po raz pierwszy spojrzał w dolinę. Wyszedłszy z ciemnej jamy
na zalany słońcem przestwór, chwilę był oślepiony zupełnie. Usłyszał i wyczuł wiele rzeczy, nim
je zobaczył. A Nuzak, jakby zdumiona tym, że zamiast śniegu i chłodu panują wkoło słońce i
ciepło, stała parę minut, wietrząc i spoglądając w dół na swoje państwo.
Od dwóch tygodni wczesna wiosna czyniła cuda w tej pięknej północnej krainie, rozpostartej
pomiędzy Jackson's Knee i rzeką Shamattawą oraz pomiędzy jeziorem O’God a fortem
Churchilla.
Był to kraj prześliczny. Z wyniosłości skalnej, na której stali, wyglądał jak wielkie morze
światła usiane tu i ówdzie białymi płatami śniegu, który przetrwał jeszcze w miejscach, gdzie
wiatr potworzył głębsze zaspy. Jak daleko mógł sięgnąć wzrok ludzki, widniały błękitne i czarne
smugi boru, lśniły tafle wciąż półzamarzłych jezior, skrzyły się strugi i potoki oraz zieleniały
łąki, wydzielając mocny aromat świeżej ziemi. Ta woń biła w nozdrza niedźwiedzicy jak zapach
jadła. W dole świat kipiał życiem. Pąki topoli już nabrzmiały, lada chwila gotowe pęknąć; trawy
wypuszczały nowe źdźbła, delikatne i soczyste; pierwiosnki i fiołki garnęły się ku słońcu. Nuzak
węszyła z doświadczeniem nabytym w ciągu dwudziestu lat życia, chłonąc rozkoszny aromat
jodeł i cedrów, wilgotną słodką woń dzikich lilii, płynącą z pobliskich moczarów, oraz górujący
ponad wszystkim mocny oddech ziemi.
Niua drżał i dygotał pełen zdziwienia. Przed chwilą jeszcze pogrążony w mroku znalazł się
nagle w krainie czarów. W ciągu tych paru minut przyroda dokonała nad nim swego dzieła. Nie
miał życiowego doświadczenia, ale urodził się obdarzony określonym instynktem. Wiedział, że
to jest jego świat, że słońce i ciepło są dla niego, a słodkie dary ziemi stanowią plon jego
dziedzictwa. Zmarszczył maleńki brunatny nosek i wciągał powietrze, łowiąc wonie wszelkich
rozkoszy, o jakich warto było marzyć.
Nasłuchiwał. Stojące uszki wyciągał ku przodowi i chwytał szelesty zbudzonej ziemi. Nawet
źdźbła traw musiały chyba nucić radośnie, bowiem wzdłuż i wszerz całej doliny brzmiała cicha,
śpiewna melodia kraju pełnego szczęścia, że nie stąpa po nim noga ludzka. Wszędzie unosił się
harmonijny poszum wody, a łączyły się z nim inne dźwięki wieszczące rozkwit życia: świergot
skalnego wróbla, srebrzysta aria drozda polatującego nad mokradłem, rozdygotany hejnał
wspaniale barwionej sójki kanadyjskiej, szukającej wśród aksamitnej gęstwy świerków
odpowiedniego miejsca na uwicie gniazda. Nagle Niua zadrżał, usłyszawszy wysoko nad głową
ostry krzyk. Instynkt przestrzegł go, że w tym krzyku czai się groźba. Nuzak spojrzała w górę i
zobaczyła cień Upiska, wielkiego orła, który ważył się na rozpiętych skrzydłach między ziemią a
słońcem. Niua dostrzegł go również i przylgnął do matki.
 A Nuzak, chociaż tak stara, że utraciła połowę zębów, że wzrok słabł jej coraz bardziej, a w
chłodne i wilgotne noce łamały ją kości — z rosnącym zadowoleniem spoglądała na kraj
rozesłany u jej stóp. Myśl jej wybiegała poza obrąb doliny. Kędyś, za murem borów, za
najdalszym jeziorem, za rzeką i łąką leżały bezkresne przestrzenie, tworzące jej ojczyznę.
Słyszała nieuchwytny dla Niuy dźwięk: daleki łoskot wielkiego wodospadu. Ten łoskot właśnie i
szept tysięcy strużek wody, złączony z miękkim szmerem wiatru wśród iglastych konarów —
stanowiły gędźbę wiosny.
Wreszcie Nuzak westchnęła głęboko i mruknąwszy w stronę Niuy, jęła wolno schodzić drogą
między skałami w dół zbocza.
W dolinie było jeszcze cieplej niż u szczytu góry. Nuzak szła prosto nad krawędzie błot. Pół
tuzina ptaków porwało się do lotu trzepocąc skrzydłami i Niua o mało się nie przewrócił ze
strachu. Nuzak ani drgnęła. Niua zauważył jej wyniosłą obojętność. Nie spuszczał z niej oczu, a
instynkt już mu doradzał, by jeśli matka objawi chęć ucieczki, zmykać u jej boku co sił. W
dziwacznym, małym łebku krystalizowało się wyraźnie pojęcie o tym, jak niezwykłą istotą jest
jego rodzicielka. Była przede wszystkim największa ze wszystkich żywych stworzeń. Wierzył
w
to niezachwianie całe dwie minuty, to jest nim doszli do końca moczarów. Ale raptem ozwało się
głośne chrapanie, trzask sitowia, chlupot wielkiego cielska w głębokim bajorze — i potworny
łoś, czterokrotnie większy niż Nuzak, porwał się do szalonej ucieczki. Oczy Niuy niemal wylazły
z orbit. A Nuzak i na to nie zwróciła najmniejszej uwagi.
Więc Niua zmarszczył maleńki nosek i warknął groźnie, tak samo jak warczał w głębi
mrocznej pieczary, bawiąc się futrem Nuzak lub kawałkami suszu. Pojął wspaniałą prawdę: może
drwić z wszelkich istot, choćby największych, bowiem każdy umyka przed Nuzak, jego matką.
Przez cały dzień Niua czynił wiele odkryć i z każdą chwilą upewniał się coraz bardziej, że
jego matka jest bezsprzeczną władczynią tej nowej słonecznej krainy.
Nuzak była starą, mądrą rodzicielką, która wychowała już piętnaście do osiemnastu pokoleń
niedźwiadków, toteż w pierwszym dniu wędrówki nie chodziła zbyt wiele, dbając o to, by
miękkie podeszwy łapek Niuy mogły stopniowo twardnieć. Nie porzucali prawie mokradeł i
odwiedzili jedynie pobliską kępę drzew, gdzie Nuzak pazurami rozdarła korę sosny,
umożliwiając dostęp do soczystego miąższu pnia i słodkiej żywicy. Niua, najadłszy się wprzód
korzeni i kłączy, rozkoszował się tym deserem, po czym spróbował o własnych siłach rozdrapać
korę innego drzewa. Po południu Nuzak była tak nażarta, że boki jej spęczniały, a Niua, opchany
matczynym mlekiem i rozliczną strawą dodatkową, wyglądał jak baryłka. Stara, leniwa
niedźwiedzica wynalazła teraz skalny złom, silnie ogrzany słońcem, i legła pod nim na krótką
drzemkę. Niua zaś, kręcąc się tu i ówdzie w poszukiwaniu nowych wrażeń, znalazł się nagle
oko
w oko z krwiożerczym potworem.
Był to ogromny leśny żuk długi na dwa cale. Jego bojowe kleszcze, czarne niby smoła,
wyglądały jak żelazne haki. Miał piękny brunatny przyodziewek, a metaliczny pancerz lśnił w
słońcu niby wykuty z miedzi. Niua spłaszczony na brzuszku gapił się z mocno bijącym sercem.
Żuk, oddalony zaledwie o pół metra, sunął naprzód. To właśnie było niezwykłe i gorszące. W
ciągu całego dnia zdarzyło się po raz pierwszy, że napotkana żywa istota nie ratowała się
ucieczką. Żuk, zbliżając się za pomocą dwóch rzędów nóżek, wydawał ostry chrzęst, który Niua
słyszał całkiem wyraźnie. Przemówiła w nim raptem wojownicza krew ojca, wspaniałego
Suminitika, nagląc do czynu. Wyciągnął więc niepewną łapkę, a żuk Czigewese w jednej chwili
przybrał straszliwy wygląd. Skrzydła jego zawirowały z brzękiem, rozwarł szczypce tak szeroko,
że mógłby nimi objąć ludzki palec, i począł się kołysać na wszystkie strony, jak gdyby tańcząc.
Niua spiesznie cofnął łapkę, a Czigewese uspokoił się po chwili i znowu sunął naprzód.
Niua nie wiedział oczywiście, że wzrok żuka sięga zaledwie o cztery cale poza czubek jego
nosa, toteż sytuacja wydała mu się okropna. Żaden z synów Suminitika nie był jednak tchórzem,
nawet wtedy, gdy liczył niespełna dziewięć tygodni. Pełen rozpaczliwej odwagi Niua ponownie
wyciągnął łapkę i niefortunnie, jednym pazurkiem, ujął żuka wpół, przyciskając go lśniącym
pancerzem do ziemi tak mocno, że Czigewese nie mógł ani buczeć, ani chrzęścić. Niua uradował
się niepomiernie. Cal za calem przyciągał bliżej łapkę, aż żuk znalazł się tuż u jego mordki.
Wtedy powąchał go.
Nadeszła chwila odwetu. Czigewese zacisnął szczypce, i drzemka Nuzak została przerwana
nagłym rozpaczliwym wrzaskiem Niuy. Gdy uniosła łeb, niedźwiadek tarzał się po ziemi jak
ogarnięty szałem, wiercił się, rzucał i wył. Nuzak patrzała chwilę uważnie, potem wolno wstała i
podeszła bliżej. Wielką łapą obróciła syna na grzbiet i zobaczyła żuka mocno i uparcie
uczepionego noska Niuy. Wtedy, przytrzymując niedźwiadka tak silnie, by nie mógł się ruszyć,
ujęła żuka zębami, nadgryzła lekko, a gdy rozluźnił chwyt, połknęła go.
Niua aż do zmierzchu leczył zbolały nosek. Nieco przed zachodem słońca Nuzak legła pod
skałą, a Niua spożył kolację. Potem umościł sobie gniazdo w zgięciu jej wielkiej łapy. Choć
nosek mu dolegał, był bardzo szczęśliwym niedźwiadkiem. Wyszedł wreszcie na szeroki świat,
zobaczył dużo rzeczy i chociaż niewiele zdobył, chwalebnie spędził swój pierwszy dzień.
PIERWSZA WALKA
Tej nocy Niua doznał okropnych
mitsupujew,
czyli inaczej mówiąc, boleści. Wyobraźcie
sobie małe dziecko, żywione wyłącznie mlekiem, któremu by raptem dano befsztyk! Tak się
właśnie stało z Niuą. Normalnie biorąc, dopiero za miesiąc powinien był spróbować stałych
pokarmów, ale przyroda zaprawiała go zawczasu do ciężkiej i nierównej walki, którą miał
wkrótce podjąć. Długie godziny Niua narzekał i płakał, a Nuzak rozcierała mu nosem wzdęty
brzuszek; wreszcie niedźwiadek dostał wymiotów i poczuł się lepiej.
Potem usnął. Gdy zbudził się, wlepił zdumione ślepki w ogromne, płonące ognisko. Wczoraj
słońce było złote i bardzo odległe. Dzisiaj Niua widział je po raz pierwszy, wychodzące nad
krawędź świata. Czerwieniało niby krew i w miarę jak patrzył, mknęło ku górze szybko a
bezustannie, aż przybrało kulistą formę — ogromne, okrągłe coś. W pierwszej chwili pomyślał,
że to jest samo życie — groźny potwór szybujący ku nim ponad lasem — i z trwożnym piskiem
przytulił się do matki. Nuzak jednak nie okazywała lęku. Zwróciła w stronę słońca olbrzymi łeb i
mrużyła ślepia z rozkosznym zadowoleniem. Zresztą Niua uczuł również przyjemne ciepło,
bijące od purpurowej kuli, i mimo pewnego zdenerwowania przyglądał się jej w dalszym ciągu.
Słońce z czerwonego stało się wkrótce złote, a dolina, tonąca w blaskach, jęła znów pulsować
życiem.
Nuzak pozostała jeszcze w pobliżu urwiska i błot całe dwa tygodnie. Wreszcie gdy Niua
ukończył drugi miesiąc, zwróciła pysk w kierunku dalekich czarnych borów i rozpoczęła letnią
wędrówkę. Łapki Niuy utraciły nadmierną wrażliwość, a ważył już dobre sześć funtów.
Prawdziwe przygody Niuy rozpoczęły się dopiero teraz. W ciemnych i tajemniczych leśnych
ostępach tu i ówdzie leżał jeszcze śnieg, więc całe dwa dni niedźwiadek tęsknił i płakał za ciepłą
i słoneczną doliną. Gdy minęli wodospad, Niua ujrzał po raz pierwszy rwący nurt wody. Bór
wkoło nich stawał się coraz bardziej ponury i mroczny. Tu Niua wziął pierwszą lekcję łowów.
Nuzak bobrowała między Jackson's Knee i rzeką Shamattawą, zwiedzając, doskonałe wiosną,
myśliwskie tereny. O ile nie morzył jej sen, była niestrudzona w poszukiwaniu żywności, ryjąc
bez ustanku ziemię, odwracając głazy i rwąc w strzępy zmurszałe kłody i pnie drzew. Popielate
myszki leśne, choć tak małe, stanowiły piece
de résistance
i Niua nie mógł się nadziwić, jak
zręczną i obrotną okazywała się jego ciężka, stara mama, gdy szło o pojmanie którego z tych
stworzonek. Nieraz udawało się jej złowić całą rodzinę gryzoniów. Jadała również na pół jeszcze
senne żaby, mrówki na pozór martwe, ukryte w zbutwiałych pniach, a czasem osy, pszczoły lub
szerszenie. Niua próbował niejednokrotnie tych lub owych przysmaków. Trzeciego dnia podróży
Nuzak odnalazła gromadę zimujących mrówek, spojonych mrozem w twardy blok wielkości
dwu. Judzkich pięści. Niua pochłonął ich sporą ilość, a łagodny kwas tej potrawy ogromnie
przypadł mu do smaku.
W miarę jak mijały dnie, a różne żyjące stworzenia wyrajały się spod pni i skał, Niua poznał
rozkoszny dreszcz samodzielnych łowów. Napotkał znów leśnego żuka i zabił go tym razem.
Zabił leśną myszkę. Szybko rozwijał się w nim wojowniczy instynkt ojca, wspaniałego
Suminitika, który żył o trzy lub cztery doliny dalej na północ i nigdy nie opuścił okazji do zwady.
Mając cztery miesiące, było to pod koniec maja, Niua jadł wiele rzeczy, które wyprawiłyby na
tamten świat większość jego rówieśników. Od czubka nosa począwszy, po krótki, puszysty
ogonek nie miał na sobie ani jednej żółtej łaty. Ważył dziewięć funtów i był czarny jak smoła.
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • paulink19.keep.pl