,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JAMES HILLIS MILLER - amerykański historyk i teoretyk literatury (ur. 1928), profesor literatury angielskiej i porównawczej na University of California, Irvine (wcześniej także Johns Hopkins i Yale University). Badacz poezji i prozy XIX i XX wieku oraz teorii literatury. Autor m.in.: Charles Dickens: The World of His Novels (1959); Poets of Reality (1965); Thomas Hardy: Distance and Desire (1970); Fiction and Repetition (1978); The Linguistic Moment: From Wordsworth to Stevens (1985); Ethics of Reading (1987); Versions of Pygmalion (1990); Theory Then and Now (1991); Topographies (1995).
J. Hillis Miller, Czytanie dokonujące odczytania - jako pierwszy rozdział książki The Ethics of Reading. Kant, de Man, Eliot, Trollope, James and Benjamin, The Wellek Library lectures at the University of California, Irvine, Columbia University Press, New York 1987.
Przekład polski: Dekonstrukcja w badaniach literackich, pod red. R. Nycza, Gdańsk 2000, s. 125-139.
J. Hillis Miller
Czytanie dokonujące odczytania
Etyka czytania - cóż to mogłoby znaczyć? Czy to nie solecyzm, czyli odrobinę mylący sposób mówienia o „czytaniu książek dla ich etycznej zawartości lub doniosłości"? Jaka jest moc dopełniacza w tytule (Etyka czytania)! Ku czemu on prowadzi? Czy chodzi tu o pewną odmianę etyki lub etycznego działania wywołanego przez czytanie, wywodzącego się zeń, czy też o etykę nieodłączną od czytania, pozostającą w jego wnętrzu? A może dopełniacz w tym wypadku działa w obie strony jednocześnie? W jakim sensie sam akt czytania może, lub powinien, być etyczny albo mieć etyczną doniosłość? Czy o czytaniu nie powinno się myśleć przede wszystkim jako o akcie poznawczym, jako o problemie rozumienia tego, co powiedziane? Po czym można by dokonać etycznego użycia owego czytania albo go nie dokonywać, ale w każdym razie użycie to byłoby czymś zewnętrznym w stosunku do pierwotnego aktu czytania jako takiego. W obliczu takich przeświadczeń mam zamiar argumentować, że istnieje konieczny moment etyczny w owym akcie czytania jako takim, moment ani poznawczy, ani polityczny, ani społeczny, ani międzyludzki, ale niezależnie etyczny, we właściwym sensie tego słowa. Będę go analizował na przykładzie kilku fragmentów tekstów, najpierw w rozdziałach odczytujących teksty filozofa i teoretyka literatury - a to w celu zarysowania pola tematu - a następnie odczytując dzieła trzech powieściopisarzy, George Eliot, Anthony'ego Trollope'a i Henry'ego Jamesa, którym poświęcę po jednym rozdziale. W rozdziałach dotyczących powieściopisarzy skoncentruję się na tekstach, w których autorzy czytają siebie, uznając akt samoodczytania za paradygmatyczny dla czytania w ogólności lub co najmniej za zapis wyjątkowych przykładów odczytania. Następną książkę poświęcę badaniom mojego tematu poprzez czytanie samych utworów fikcjonalnych. Etykę czytania można w zasadzie rozważać, wykorzystując w tym celu przykłady wybrane z poezji, z filozofii, a nawet z tekstów politycznych lub esejów krytycznoliterackich. Dobór analizowanych przeze mnie powieści jest więc do pewnego stopnia arbitralny, choć oczywiście wyznacza strategię argumentacji, na przykład w kierunku badania możliwej analogii między wyborami etycznymi postaci powieściowych oraz etycznymi aktami dokonywanymi przez czytelników powieści. To jedna z wersji podwójnego dopełniacza w wyrażeniu „etyka czytania". Czy etyczny a k t p r o t a g o n i s t y wewnątrz książki koresponduje z etycznymi aktami, które wywołuje czytanie książki? Będę jednakże dowodził, że istnieje szczególna i nieoczekiwana relacja między afirmacją uniwersalnego prawa moralnego i snuciem opowieści. Wydawałoby się, że takie prawo będzie autonomiczne i że jego powiązanie, czy to z narracją jako taką, czy też z dowolną konkretną prozą narracyjną, będzie przypadkowe i powierzchowne - w najlepszym razie. Mimo to prawo moralne, co postaram się wykazać, za sprawą swej natury wewnętrznej konieczności daje początek snuciu opowieści, nawet jeśli owo snucie opowieści w taki czy inny sposób kwestionuje lub podważa samo prawo moralne. Etyka i narracja nie mogą być rozdzielane, choć ich wzajemna relacja nie jest ani symetryczna, ani harmonijna. Co więcej, opowieści generowane przez konfrontację z prawem moralnym to właśnie wersje tego rodzaju teleologicznej, rozsądnej i prawem uwarunkowanej narracji, którą nazywamy historią. Z proponowanego sposobu wykorzystania przykładów można wyczytać moje przekonanie, że temat ten nie powinien być omawiany w sposób abstrakcyjny. M u s i on być analizowany oraz ilustrowany w kategoriach konkretnych przypadków. Relacja między przykładami a uogólnieniami pojęciowymi dotyczącymi etyki czytania jest w rzeczy samej relacją problematycznych obszarów w dowolnej teorii etyki czytania. Łatwo zauważyć, że żaden wybór przykładów nie pozostaje niewinny. Jest to nieco arbitralna selekcja, za którą selekcjoner musi wziąć odpowiedzialność. Z drugiej strony, w tej sferze bez przykładów nie ma żadnego dokonującego się odczytania. Jest to w równym stopniu prawda w odniesieniu do traktatów filozoficznych na lemat etyki, jak i do studiów literackich, co wykażę na przykładzie z Kanta w drugim z prezentowanych tu rozdziałów. Bez snucia opowieści nie ma teorii etyki. Narracje, przykłady, opowieści takie jak historyjka Kanta o człowieku, który dokonuje obietnicy, nie zamierzając jej dotrzymać - wszystko to jest niezbędne w myśleniu o etyce. Rozumienie jej jako obszaru dociekań filozoficznych lub pojęciowych zależy — co pewnie zaskakujące — od opanowania zdolności interpretowania spisanych opowieści, czyli Od pewnego rodzaju mistrzostwa, które zwykle zalicza się do dziedziny zainteresowań krytyka literackiego. Jeśli to prawda, rzecz ta ma istotne implikacje dla mojego tematu, jak też dla mojego twierdzenia: badania retoryczne literatury mają kluczowe znaczenie praktyczne dla naszego życia w wymiarze moralnym, społecznym oraz politycznym. Powiedziałem wcześniej, że przykłady narracyjne wydają się szczególnie właściwe dla badań nad etyką czytania, lecz nie wolno mylnie rozumieć powodów tego stanu rzeczy. Przykłady te są szczególnie stosowne dla mojego tematu nie dlatego, że opowieści zawierają dramatyzację sytuacji, wyborów oraz sądów etycznych, stanowiących jej temat. Wręcz przeciwnie, powodem owej odpowiedniości jest to, że sama etyka pozostaje w szczególnej relacji do formy językowej, którą nazywamy narracją. Tematyczne dramatyzacje problemów etycznych w narracjach to niejasne alegoryzacje owej językowej konieczności. O tej trudnej sprawie więcej będę miał do powiedzenia w dalszej części tekstu. Nawet na względnie obszernej przestrzeni sześciu rozdziałów dokonać można jedynie wstępnego rozpoznania podjętego przez mnie tematu. Twierdzę, że ma on zasadnicze znaczenie dla badań literackich i humanistycznych obecnej doby. Wysoka jest stawka właściwego ujęcia, a istnieje też zawsze niebezpieczeństwo jego niewłaściwego ujęcia, może w wyniku zmęczenia, nudy czy niepokoju, albo w wyniku jakiejś innej słabości, uniemożliwiającej badaczowi skupienie myśli na temacie, utrzymanie ich - by tak rzec - na właściwym miejscu. Ogromne są pokusy związane z brakiem należytej uwagi i bardzo prawdopodobne, że jesteśmy — podobnie jak Józef K. z mojego epigrafu — zbyt zmęczeni, by śledzić ścieżki myśli, którymi wiedzie dana opowieść. Możemy też mieć skłonność - jak K. w Zamku - do zasypiania właśnie wtedy, gdy już w końcu mamy zyskać szansę stanięcia twarzą w twarz z autorytetem, który mógłby wszystko wyklarować. Samo czytanie to wyjątkowo ciężka praca. Nie zdarza się ono zbyt często. Jasna refleksja o tym, co się dzieje w akcie czytania, jest jeszcze trudniejsza i rzadsza. To ślady zdarzenia, napotykani tu i tam w formie pisanej, jak tor pozostawiony w komorze pęcherzykowej przez cząsteczkę z przestrzeni kosmicznej. Fragmenty, które pragnę tutaj omówić, to takie właśnie ślady. Co rozumiem przez aspekt etyczny? I co moim zdaniem kuje się przez odsunięcie centrum zainteresowania od u wiele bardziej powszechnego — w rzeczy samej niemal uniwersalnego - tematu badań literackich dnia dzisiejszego, mianowicie politycznych, historycznych i społecznych powiązań literatury? Mówienie o etyce czytania zamiast, dla przykładu, o „polityce interpretacji" oznacza powrót z obszaru badań, które z dużym prawdopodobieństwem mogą stać się niejasne i spekulatywne, często polemiczne, lecz niewyjaśniające niczego, powrót do czegoś, co ni a przynajmniej szansę na konkretność, mianowicie do rzeczywistej sytuacji mężczyzny lub kobiety czytających książkę, uczących w klasie, piszących esej krytyczny. Bez wątpienia owa „sytuacja" rozciąga się na „konteksty" instytucjonalne, historyczne, ekonomiczne i polityczne, lecz wychodzi od i powraca do mężczyzny lub kobiety stawiających czoła słowom na stronie. Moje pytanie brzmi: czy etyczna decyzja lub odpowiedzialność jest w jakiś sposób koniecznie implikowana w owej sytuacji oraz akcie czytania, a jeśli tak, to w jaki sposób, jakiego to rodzaju decyzji, odpowiedzialność wobec kogo lub czego, decyzja uczynienia czego? Zatem moment etyczny w akcie czytania, jeśli takowy istnieje, pokazuje nam dwie drogi. Z jednej strony jest on odpowiedzią na coś, odpowiedzialną wobec tego czegoś, jest wrażliwością na to coś, pełną dlań respektu. Każdy moment etyczny ma jakiś imperatyw, jakieś „muszę" lub Ich kann nicht anders. M u s z ę to zrobić. Nie mogę inaczej. Jeśli odpowiedź nie jest konieczna, ugruntowana w jakimś „muszę", jeśli jest wolnością uczynienia tego, co komu odpowiada, na przykład nadania tekstowi literackiemu znaczenia jakie akurat komuś odpowiada, w takiej sytuacji nie jest ona etyczna, jak wtedy, gdy mówimy: „To nie jest etyczne". Z drugiej strony, moment etyczny w czytaniu wiedzie do działania. Wchodzi w dziedzinę społeczną, instytucjonalną i polityczną, na przykład w tym, co nauczyciel mówi do klasy, lub w tym, co pisze krytyk. Bez wątpienia aspekty polityczny i etyczny zawsze są ściśle splecione, lecz akt etyczny całkowicie zdeterminowany przez względy lub odpowiedzialność polityczną już nie jest etyczny. Może nawet w pewnym sensie zostać określony jako amoralny. To samo rzec można o wypadkach, w których aspekt pozornie etyczny jest podporządkowany aspektowi epistemologicznemu, jakiemuś aktowi poznania. Jeśli ma istnieć takie coś jak moment etyczny w akcie czytania, nauczania lub pisania o literaturze, musi on być czymś sui generis, czymś odrębnym i szczególnym, co samo w sobie jest źródłem aktów politycznych czy poznawczych, a nie jest im podporządkowane. Przepływ władzy nie może przebiegać wyłącznie w jednym kierunku. Musi istnieć napływ mocy performatywnej od transakcji językowej implikowanej w akcie czytania do dziedzin wiedzy, polityki i historii. Literatura musi być w jakiś sposób przyczyną, a nie jedynie skutkiem, jeśli badanie literatury nie ma być względnie trywialnym badaniem jednego z epifenomenów społeczeństwa, częścią technologicznej asymilacji lub potwierdzenia panowania nad wszystkimi dziedzinami życia ludzkiego, które nazywa się „naukami humanistycznymi". Jak to możliwe oraz nieco niepokojące implikacje owego „jak” — to właśnie pokażą wybrane przeze mnie fragmenty. Niech wolno mi będzie wytłumaczyć, co rozumiem, mówiąc, że próba wyjaśniania dzieł literackich przez ich konteksty polityczne, społeczne oraz historyczne z dużym prawdopodobieństwem może stać się „niejasna i spekulatywna". Zaangażowanie w te aspekty jako główny punkt ogniskujący badania literackie, może nawet samo centrum odpowiedzialności badań literackich, jest dziś tak rozpowszechnione - przynajmniej jako projekt, choć nie tak często jako spełniona intencja - że będzie rzeczą pomocną, a nawet konieczną, odróżnienie już na początku mojego projektu od tego, który wymieniłem jako drugi. Nietrudno zrozumieć niektóre ze złożonych motywów, które doprowadziły do tego masowego przesunięcia orientacji badań literackich. Częściowo powodem mogą być wspomniane wcześniej znudzenie i zmęczenie. Tak trudno, nazbyt trudno, skupić uwagę na tekście. Może to być częściowo poczucie winy z powodu zajmowania się czymś tak trywialnym jak powieści i wiersze, które są tak oderwane od „życia" i „rzeczywistości" w porównaniu z poważnymi sprawami historii, polityki oraz walki klas. Może to być strach przed literaturą, odwrócenie oczu od jakiejś mocy anarchicznej, którą się w niej wyczuwa, a którą chciałoby się okiełznać, poddać kontroli lub wyparciu. Jednym z motywów badań nad powiązaniami historycznymi i społecznymi literatury jest pokusa intelektualnego panowania, które obiecują wszystkie tego rodzaju hermeneutyczne teorie znaczenia, czy mają one charakter społeczny i historyczny jak w wypadku krytyki marksistowskiej, czy też charakter religijny lub psychologiczny jak — odpowiednio — w hermeneutyce Gadamerowskiej oraz psychoanalitycznej. Przez „hermeneutyczny" rozumiem mierzący i ugruntowujący znaczenia tekstu w czymś nietekstualnym, poza owym tekstem - w Bogu lub jakiejś innej mocy transcendentnej, w społeczeństwie, historii, warunkach ekonomicznych, psychologii autora, „oryginale" tekstu w „życiu realnym". Społeczne, polityczne i historyczne „tło" czy „konteksty" danego dzieła mogą rzeczywiście być drobiazgowo badane i wyszczególniane z dużą dokładnością, choć ilość trudnych badań empirycznych, koniecznych by tego dokonać, często jest nie do końca oszacowana przez krytyków literackich, którzy mówią, że chcą badać historyczny i polityczny wymiar literatury. Mglistość i oderwana spekulacja - niekwestionowane założenia a priori - pojawiają się dokładnie w tym miejscu, w którym potwierdzona zostaje relacja między „tłem" lub „kontekstem" a tekstem literackim jako takim - słowem, na stronie. O społecznych, historycznych bądź politycznych warunkach mówi się, że są „przyczyną" czy też „kontekstem określającym" dzieło; albo też mówi się, że dzieło „odzwierciedla" swe tło lub że jest „przeniknięte" czy „przesiąknięte" założeniami społecznymi i klasowymi swego autora lub jego środowiska; albo też dzieło ma wyrażać „ideologię" klasy społecznej autora oraz moment historyczny, a poprzez ową ideologię ma ono pozornie ukazywać „rzeczywiste warunki historyczne i społeczne" danego czasu, miejsca i klasy społecznej. Jak argumentowałem gdzie indziej, każda z tych relacji jest faktycznie taką czy inną figurą retoryczną. Odzwierciedlenie, przedstawienie albo mimesis to odmiany metafory. Zakłada ona podobieństwo między przedstawieniem i przedstawionym. Pojęcie kontekstu miota się niespokojnie między metonimią - w sensie jedynie przygodnego sąsiedztwa - a synekdochą, czyli częścią całości, przy założeniu, że część jest jakimś sposobem autentycznie podobna do całości. Pojęcie przeniknięcia czy przesiąknięcia to przykład figury nazywanej anastomosis - wtrącenia słowa w inne słowo, jak w przykładzie danym przez Joyce'a: „underdarkneath," czy w wyrażeniu tego pojęcia relacji języka do dziedzin politycznej i społecznej, które formułuje Bachtin w książce Marksizm a filozofia języka: „Języki to filozofie - nie abstrakcyjne, lecz konkretne filozofie społeczne, przeniknięte przez system wartości nierozerwalnie związany z żywą praktyką i walką klasową". Ideologia wreszcie to gatunek anamorphosis - transformacji jednej formy w inną, rozpoznawalną jako zniekształcenie jej oryginału jedynie wtedy, gdy postrzegana jest pod pewnym kątem. Wszystkie te modele przynależą do problematyki biegunowości wnętrze - zewnętrze, otwartej na różnorodne przecięcia, przemieszczenia i substytucje, gdy wnętrze staje się zewnętrzem, zewnętrze wnętrzem, lub gdy własności po jednej stronie przekraczają mur, membranę czy przegrodę dzielącą strony. Rozumienie takich przemieszczeń, substytucji i przecięć wymaga analizy lingwistycznej lub retorycznej, opanowania odmian figury osadzonej w tym regionie transakcji językowej. Interpretacja tych figur przecięcia krąży niespokojnie wokół ogromnie trudnego problemu: jak coś zdawałoby się niejęzykowego - społeczna władza i siła, materialne środki produkcji, dystrybucji i konsumpcji - przekracza granicę i wstępuje w sferę językowego? Jak to, co pozornie niejęzykowe, staje się językiem; czy, z drugiej strona jak język przechodzi w sferę niejęzykowego i - jak to ujmuje Paul de Man - „generuje" „materialność rzeczywistej historii"? Zatem każdy z tych czterech modeli oraz każdy z niezliczonych ich wariantów, które można wyróżnić, wymaga czujnej i wyrafinowanej analizy retorycznej. To inny sposób powiedzenia, że badanie literatury, nawet badanie jej historycznych i społecznych relacji czy uwarunkowań, pozostaje wewnątrz badań języka. Co więcej, nawet gdy dokładna forma relacji tekstu do jego kontekstu już została określona, praca interpretacji dopiero się rozpoczyna. Wciąż pozostaje do wykonania trudne zadanie przeczytania dzieła i pokazania sposobu, w jaki przywoływany kontekst historyczny staje się nieodłączny od misternego splotu jego języka. Dopóki to nie nastąpi, postawiona zostanie jedynie mglista teza, że kontekst „wyjaśnia" tekst. Niczego w dzisiejszych czasach tak bardzo nie potrzeba w badaniach humanistycznych, jak włączenia badań retorycznych literatury do badań jej wymiaru historycznego, politycznego oraz ideologicznego. Jedynie takie włączenie skomplikuje lub zakwestionuje jednostronny przepływ od historii do dzieła, zakładany w takiej czy innej formie przez każdy z czterech modeli opisanych wcześniej, choć „włączenie" może równie dobrze być przeznaczone do wprowadzenia do wnętrza komórki macierzystej pasożytniczego wirusa, ingerującego w procesy owej komórki i przeprogramowującego ją w nieprzewidziany sposób. Tak czy inaczej, wedle każdego z tych modeli dzieło literackie ma być odzwierciedleniem lub przykładem sił społecznych, historycznych oraz ideologicznych w danym momencie i miejscu. Dana powieść ma być więc w całości tłumaczona przez siły, władze i nadzór, pochodzące spoza niej, i wobec owych sił, władz i nadzoru - odpowiedzialna. Wyraża ona, wbrew sobie, jakąś ideologię. Nie pozostaje ani skrawek na odchylenia, idiosynkrazję, wolność lub moc performatywną. Literatura w żadnym sensie nie czyni historii, lecz jest przez nią urabiana, ponieważ warunkujące siły historii to materialne środki produkcji, dystrybucji i konsumpcji. Te ostatnie tworzą pewne ideologie klasowe, które z kolei są odzwierciedlane w dziełach literackich. Nie pozostaje żaden margines czy odchylenie, z którego nie można by było zdać sprawy poprzez owe strategie interpretacji we wspomnianym już kluczu anamorphosis. Gdyby ta wizja literatury była prawdziwa, uczyniłaby z jej badania sprawę nieco ponurą, ponieważ to, co można by odnaleźć w literaturze, byłoby już znane interpretatorowi - zwykle zresztą lepiej poznane i wyraźniej dostrzegane gdzie indziej, na przykład w badaniach nad historią i społeczeństwem jako takim. Badanie literatury nie byłoby wtedy niczym więcej niż badaniem symptomu czy nadbudowy czegoś innego, bardziej realnego i ważniejszego, literatura zaś nie byłaby niczym więcej niż ubocznym produktem historii, a nie czymś, co w jakikolwiek sposób tworzy historię. Właśnie to założenie chcę poddać dyskusji poprzez przesunięcie ogniskowej na kwestię etycznego momentu pisania powieści lub snucia narracji, działania w ich ramach jako postać, czytania powieści, pisania o nich. W tym, co nazywam „etycznym momentem", pojawia się roszczenie w stosunku do autora piszącego dzieło, do narratora opowiadającego historię wewnątrz fikcji powieściowej, do postaci powieściowych w kluczowych momentach ich życia oraz w stosunku do czytelnika, nauczyciela czy krytyka, odpowiadających na dzieło. Owo etyczne „muszę" nie może - czego zamierzam dowieść - być wyjaśnione przez społeczne i historyczne siły, które wkraczają w jego domenę. W rzeczy samej, moment etyczny poddaje dyskusji owe siły lub też ma wobec nich charakter wywrotowy. Moment etyczny, we wszystkich czterech ze swych wymiarów, ma charakter autentycznie wytwórczy i inaugurujący [productive and inaugural], gdy chodzi o jego wpływ na historię, choć w sposób, który w żadnym razie nie jest uspokajający czy przewidywalnie łagodny, jak to pokażą przykłady. Zakładam także, że istnieją analogie między wszystkimi czterema momentami etycznymi - związanym z autorem, z narratorem, z postacią oraz z czytelnikiem, nauczycielem, krytykiem - choć pozostaje do odkrycia to, co stanowi podstawę analogii - jaki logos nimi rządzi. Mam jeszcze jeden powód, by jako temat wybrać to, co nazywam „etyką czytania". Ataki na tego rodzaju analizę retoryczną dzieł literackich, którą wraz z kilkoma innymi staram się uprawiać, to jest ataki na tak zwaną „dekonstrukcję" - począwszy od tygodnika „Newsweek" aż po wychodzące od tych, którzy zyskali innego rodzaju autorytet, jak Walter Jackson Bate czy René Wellek - skupiają się na domniemanej negatywności czy „nihilizmie" tego trybu krytyki. Słowo „nihilizm" używane jest w takich polemikach raczej swobodnie, by nie rzec więcej, oraz w sposób całkiem fałszywy w stosunku do jego właściwego znaczenia, na przykład gdy używane jest przez Nietzschego czy Heideggera. Jak przekonująco argumentuje ten ostatni, „nihilizm" to nazwa refleksu metafizyki, który pozostaje całkowicie wewnątrz założeń metafizyki. Jednym z aspektów błędnego użycia terminu „nihilizm" jako niestosownej etykiety dla dekonstrukcji - jest stwierdzenie, że dekonstrukcja usuwa wszelkie ugruntowanie pewnoś... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Wątki
|