, Józef Mackiewicz - Nudis Verbis (1939-1949), KSIĄŻKI txt jar i inne, książki jar na komórkę, książki które polecam, ebook, pdf 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Józef MackiewiczNUDIS VERBISIZachodzi zasadnicza różnica w podejciu do sprawy służenia ojczynie w czasie wojny pomiędzy różnymi krajami, na przykład pomiędzy Angliš a Polskš. W Anglii wojskowy, który był w cywilu listonoszem, urzędnikiem, szewcem czy dyrektorem opery, po ukończeniu wojny powraca do swego zawodu i usiłuje w dalszym cišgu być dobrym szewcem czy dobrym dyrektorem opery. Wręcz przeciwna tradycja zakorzeniła się w Polsce. Niejeden kto u nas na wojnie strzelał dobrze z ckm, odniósł rany czy narażał życie, z tego włanie tytułu domaga się beneficjów wykraczajšcych poza ramy przewidziane statutami armii w postaci orderów i rang, a - żšda wpływu na politykę, na prasę, czasem materialnych synekur, narzuca hegemonię w użyciu formy pluralis maiestaticus: "my!" Nie bardzo jest to tradycja fortunna. Albowiem oficer, który potrafił kierować bitwš, nie zawsze potrafi kierować koncernem przemysłowym, albo redakcjš wpływowego w kraju czasopisma. Ta zasadnicza różnica pomiędzy tradycjš polskš a wybranš tu przykładowš angielskš, wydaje mi się wynikać z odmiennej interpretacji służby wojskowej jako "zasługi" wobec ojczyzny, w odróżnieniu od "obowišzku" wobec ojczyzny. Ta druga interpretacja jest niewštpliwie słuszniejsza, zgadza się też za równo z duchem, jak literš ustaw "o obowišzkowej służbie wojskowej". A że przy wypełnianiu tego obowišzku naraża się własne życie, albo umiera, tego żadne ludzkie prawo ani przepisy zmienić dotychczas nie potrafiły i wštpić należy, czy kiedykolwiek zmienić będš w stanie.Interpretowanie walki za ojczyznę jako "zasługi" osobistej bardzo wyranie podkrelały w Polsce tzw. koła legionowe. Legionici piewali "My, pierwsza brygada...", a póniej cišgle, z dużš dozš dokuczliwego uporu, narzucali to swoje "my" cywilnemu życiu całego społeczeństwa. Podobne tradycje usiłujš dzi, w nieusprawiedliwiony sposób, odnowić niektóre sfery kierownicze naszego AK i politycznych "autorytetów" walki podziemnej. Nieusprawiedliwiony dlatego, gdyż zapominajš o nieodzownych warunkach wymaganych przy narzucaniu owego "My": a mianowicie efektywnego rezultatu w odzyskaniu czy obronieniu niepodległoci. Tymczasem pomiędzy tzw. sferami legionowymi, które wyszły z tamtej wojny, a sferami naszego Resistance, które wyszły z tej wojny, zachodzi bardzo zasadnicza różnica. "Legionistom" ludzie najbardziej nawet niechętnie do nich usposobieni, do których i ja należałem, mogli dużo zarzucić, ale nie mogli im odmówić jednego, że mianowicie walnie się przyczynili do zwycięstwa i odrodzenia Polski. Bez względu natomiast, co by się powiedziało o kierownikach naszego Oporu podziemnego, niepodobna zaprzeczyć jednemu, że mianowicie walnie się przyczynili do naszej klęski. A upieram się przy tym, że klęska, która spotkała Polskę, należy do największych na przestrzeni Jej dziejów.Stwierdzenie tego faktu w niczym nie pomniejsza bohaterstwa walczšcych żołnierzy polskich, czy to w podziemiu, czy na ziemi swojej i obcej, ani hołdu oddawanego tym, co zginęli na frontach, w więzieniu, w obozach, pod pałkami okupantów. Ale z powyższego nie wynika, że ma to umniejszyć odpowiedzialnoć ich kierowników za klęskę. Gdy generał Samsonow w r. 1914 wpakował wiele korpusów w bagno klęski, nie przyszło mu na myl usprawiedliwiać się - liczbš zabitych żołnierzy... Ani tym, że kazał im strzelać, czy że sam strzelał, a - strzelił sobie w łeb.Jakkolwiek odległa może się wydać ta analogia, nie jest rzeczš słusznš, że niektórzy panowie u nas, zamiast przyznać się do błędów i usprawiedliwiać w jaki bšd sposób po kompletnym bankructwie ich koncepcji politycznych, omielajš się, tak jest: omielajš się, nie tylko narzucać swoje "My" całoci narodu i uzurpować sobie prawo do rozdawnictwa patentów na patriotyzm, wytyczania linii "czystoci życia" politycznego, ale - zgłaszać pretensje do kontynuowania swego kierownictwa politycznego. Zdawałoby się, iż podobne zgłoszenie nie może być nigdy potraktowane poważnie przez naród dotknięty klęskš, a więc zmuszony do analizy i rewizji swego postępowania w przeszłoci, do szukania nowych dróg, a więc i nowych ludzi w przyszłoci. Tymczasem w ostatnich czasach mamy do zanotowania szereg wystšpień publicznych tzw. "autorytetów" naszej b. konspiracji, które potraktowane zostały w sposób budzšcy zaniepokojenie, jakoby ta resztka Polski, która pozostała niezależna od najedcy, nadal zamierzała tym "autorytetom" być posłuszna i podlegać ich dyrektywom.Chwilami wydaje się doprawdy, iż fatum, które nas przeladuje, przybiera postać jakiego koszmaru, jest jakim złym snem, który się nie kończy, z którego niepodobna się obudzić, ani otrzšsnšć.Kto wreszcie musi powiedzieć prawdęSprawa nie może dłużej leżeć odłogiem. Nie można cišgle koło niej chodzić z palcem na ustach, zachowujšc tę ciszę, jaka przynależna jest stšpaniu wród majestatu grobów poległych. Jeżeli kwiaty zasadzone na tych grobach nie zdšżyły jeszcze pożółknšć ani powiędnšć, nie zmienia to faktu, że ci, którzy je skrapiajš łzami i pielęgnujš w pamięci, chcš i muszš żyć. Dlatego wydaje mi się, iż dobrze się stało, że rzecz została sprowokowana, gdyż doniosłoć ówczesnych wydarzeń ma pierwszorzędne znaczenie dla oceny, dla diagnozy politycznej naszej klęski, a bez cisłej diagnozy nie może być rodków zaradczych. Zdawało mi się, iż winien jš poruszyć bardziej może kompetentny sporód tych, którzy rzeczywistoć w kraju za okupacji niemieckiej widzieli i przeżyli; że zechce wreszcie powiedzieć, dlaczego tak się stało, jak to się stało, jak to się stać mogło, że kraj przyjšł obecne moralne ze, które niejednego przyprawia o dreszcz, a prawie wszystkich wprawia w zdumienie. Kto wreszcie to powiedzieć musi.W jednej wielkiej tragedii Polski zwarły się trzy klęski: klęska militarna, klęska polityczna i klęska moralna. Przyczyny pierwszych dwóch omówione były dokładnie i sš nadal dyskutowane z niewštpliwym pożytkiem dla naszej przyszłoci. - Klęska moralna kraju wydaje mi się wszakże najbardziej zasadnicza. Widmo "radzieckiej" Polski, nie tylko w jej sowieckiej formie i zewnętrznych granicach, ale wewnętrznej treci, straszne widmo sparaliżowanego bolszewizmem narodu, stoi u progu. Kto za ten wewnętrzny paraliż postępujšcy ponosi największš odpowiedzialnoć?W odróżnieniu od stanowiska Lwowa i Wilna oraz większoci prasy emigracyjnej, za największš winę kierowników naszego podziemia poczytuję nie straty w ludziach i dobrach materialnych w okresie oporu antyniemieckiego, nie powstanie Warszawy, o którym posiadam własny, odmienny sšd, a - kompletne, idealne niemal rozbrojenie moralne wobec najedcy sowieckiego.Imponujšce, jak głaz z monolitu, solidarne stanowisko wobec okupanta niemieckiego, nie jest zasługš kierowników naszej konspiracji, a samych Niemców i ich tępacko-brutalnej polityki w pierwszej kolejnoci, na drugim miejscu za zdrowego instynktu całego narodu. To sš fakty. I otóż w cišgu długich pięciu lat ten zdrowy instynkt samoobrony narodowej, w stosunku do drugiego najedcy, najedcy sowieckiego, podkopywany i podważany był systematycznie przez "autorytety" podziemia, w lepym posłuszeństwie instrukcjom londyńskim.Niesłusznie jednak, moim zdaniem, wyłšcznoć winy przypisuje się agendom rzšdu na emigracji. Wina ta, acz można się spierać o jej stopień, spada również na odpowiedzialnych kierowników kraju. Ich obowišzkiem było raczej rzadziej zanurzać się w rozgrywki partyjno-osobiste, a częciej za to i rzetelniej informować Londyn o nastrojach kraju. O istotnym stanie tych nastrojów nie udało mi się czyŹtać czy słyszeć dotychczas ani jednej relacji całkowicie prawdziwej. Czy ktokolwiek powiedział chociaż raz w Londynie, że nie wolno podszczuwać kraju w poredniej popularyzacji sowieckiego "sojusznika", gdyż kraj ten, zaszczuty przez Niemców, zalany optymizmem i lepš wiarš w Anglików, czekał bolszewików w 80 procentach jak zbawienia?! Podobnie jak oczekiwano Niemców na ziemiach wschodnich w r. 1941. Czy uprzedził kto, że wszelako metody sowieckie sš tak dalece różne w swej perfidii i oddziaływaniu na psychosferę ludnoci od tępej brutalnoci metod niemieckich, że rezultat reakcji i formy rozczarowania będš zupełnie inne? Nikt tego nie powiedział, choć dowiadczenie leżało na dłoni. Trudniono się natomiast wysyłkš takiego materiału, który by potwierdzał i naginał do linii generalnej, z góry narzuconej przez Londyn, jakkolwiek była ona w najoczywistszej sprzecznoci z tym dowiadczeniem.Niemcy wkroczyli do Wilna dopiero w roku 1941, ale już po kilku miesišcach zorientować się było można, że, bez pomocy żadnej akcji podziemnej, metody ich wzbudzajš totalnš nienawić ludnoci. Z tej strony zatem bylimy asekurowani i o jakim załamaniu na rzecz Niemiec mowy absolutnie być nie mogło. Natomiast zrodziło się niebezpieczeństwo inne, trudne do przewidzenia zawczasu. Stał się nim mianowicie fakt, że te same metody niemieckie niejako rykoszetem przetaczajš się w ródło popularyzujšce bolszewików jako wroga Niemców. Było to zjawisko najbardziej naturalnej reakcji, wynikajšce z prostej ludzkiej psychiki. Jeżeli niebezpieczeństwo to zagrażało krajowi, który tych bolszewików znał i ich panowanie przecierpiał, w jakże zwielokrotnionym stopniu zacišżyć musiało tam, gdzie ich znano aktualnie tylko ze słuchowisk radia londyńskiego...Niebezpieczeństwo to potężniało i unaoczniało się z dniem każdym coraz bardziej. Przybrało za formy grone pod wpływem nie tyle jawnej agitacji komunistycznej, do której ludzie odnosili się cišgle jeszcze i z reguły powcišgliwie, ile nieinteligentnie prowadzonej własnej akcji podziemnej, która niebawem przeszła porednio lub nawet bezporednio do obozu probolszewickiego.***Dla uniknięcia wszelkich ewentualnych niedomówień, w obliczu faktu, że przez pewne sfery "autorytetów" naszej konspiracji, jak też agenturę sowieckš, zw... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • paulink19.keep.pl