, J.R.R. Tolkien - O Tuorze i Jego Przybyciu do Gondolinu, EBOOKI, pobierz pdf 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

J.R.R. Tolkien

O Tuorze i jego przybyciu do Gondolinu
(Of tuor and his Comming to Gondolin)

 


J.R.R. Tolkien, oprócz znanych czytelnikom na calym świecie "Hobbita' i "Władcy Pierścieni" pozostawil po sobie mnóstwo nigdy nie ogtoszonych za życia drukiem szkiców , opowiadań, dluższych i krótszych fragmentów, zwigzanych z dziejami stworzonego przez siebie świata. Wiele z nich świadomie odrzucił. Inne jednak co prawda zostały nie ukończone, lecz autor bez wątpienia zamierzal kiedyś do nich powrócić. Niestety, nie zdążył.
"Niedokońezone opowieści z Numenoru i Śródziemia" to kolejne, po "Silmarillionie" dzielo J.R.R. Tolkiena, opublikowane pośmiertnie, a opracowane przez syna pisarza, Christophera. Jednak o ile "Silmarillion" stanowil w miarę spójną catość, o tyle
wchodzące w  sklad zbioru "Niedokończonych opowieści" teksty to odrębne fragmenty, dotyczące wybranych wątków historii Ardy. Jednym z nich jest także przedstawiany tu tekst "O Tuorze i jego przybyciu do Gondolinu "Opowieść ta wydaje się interesująca z kilku powodów. Po pierwsze, stanowi całość pod względem literackim. Nie mą tu wtrętów i komentarzy Christophera Tolkiena. Po drugie, dotyczy historii kluczowej dla dalszych dziejów Śródziemia - bowiem Tuor był przecież ojcem Earendila, przodkiem Elronda i Elrosa, a także -po wielu wiekach  -Aragorna.
Tekst urywa się nagle, pozostawiając bohatera tuż przed osiągnięciem upragnionego celu. Ciekawych dalszych losów Tuora odsytamy do dwudziestego trzeciego rozdziatu Silmarillionu, stanowiącego skrót zaplanowanej (i nigdy nie ukończonej) historii
Tuora, Idril i ostatecznego upadku Ukrytego Królestwa.

    Po śmierci rodziców, Huora i Rzany, Tuor wychowywal się w domostwie elfa Annaela. Sam Annael opowiedzial mu o potężnym królu Turgonie i jego ukrytej fortecy, Gondolinie, do której nie mieli wstępu ni ludzie, ni elfy, i chłopiec zamarzył, by kiedyś ujrzeć Ukryte Królestwo. Tymczasem życie w zajętym przez najeźdźców kraju stawalo się coraz cięższe, toteż elfy postanowiły odejść na poludnie sekretną drogą, zwaną Bramą Noldorów. Podczas wędrówki napadli ich orkowie i Easterlingowie. Elfy rozbiegły się, zaś Tuor trafil do niewoli, z której uciekl po trzech latach, aby jako banita w kraju własnych ojców nękać nieprzyjaciól. Stale jednak szukał Bramy Noldorów, lecz nikt nie umiał wskazać mu drogi. Wreszcie pewnego dnia Tuor postanowił odejść z Dor-lominu. A kiedy  zanucił pożegnalną pieśń, u jego stóp  trysnąl strumień, który odtąd byt mu przewodnikiem. Doprowadziwszy mlodzieńca do mrocznej jaskini, zniknąl, jednak następnego dnia Tuor ujrzal dwa elfy, wychodzące z ciemności. Wyjaśniły mu one, iż tunel ów
to w istocie wlaśnie Brama Noldorów, prowadząca na drugą stronę gór. Tuor natychmiast wyruszył w drogę i wkrótce znatazl się w Cirith Ninniach, żlebie Tęczy, który doprowadził go aż na do Nevrastu. I tak Tuor stanął na krawędzi Śródziemia, na brzegu Wielkiego Morza, Belegaeru.


    Tuor spędził w Nevraście wiele dni. Upodobał sobie tę krainę, od północy i wschodu otoczoną górami, a od południa i zachodu - morzem. Było tu cieplej niż na równinach Hithlumu, a i sama ziemiao wiele gościnniej witała przybysza. Przywykły do samotnego
życia w głuszy Tuor nie narzekał na brak łownej zwierzyny, bowiem wiosna w Nevraście obfitowała w ptactwo, zarówno to znad oceanu, jak i przybywające z mokradeł Linaewen w glębi lądu. Ich śpiew wypełniał powietrze, wszelako nigdzie nie słyszało się gtosów ni elfów, ni ludzi.
    Tuor dotarł na brzeg wielkiego jeziora, lecz nie mógł dosięgnąć wody, gdyż odgradzały go od niej szerokie bagna i nieprzebyty gąszcz trzcin. Wkrotce też zawrócił na wybrzeże, posłuszny wezwaniu Morza, jako że niechętnie myślał o osiedleniu się z dala od szumu fal. Właśnie na wybrzeżu Tuor po raz pierwszy odnalazł ślady dawnych Noldorów. Pośród wysokich klifów Drengistu znajdowało się wiele szczelin i osłoniętych zatoczek, w których pośród czarnych glazów połyskiwały bielą piaszczyste łachy. Tixor często natykał się na prowadzące do takich miejsc schody, wykute w litej skale, zaś nad wodą znajdował zrujnowane przystanie, zbudowane z wielkich kamiennych bloków. Do portów tych niegdyś zawijały okręty elfów. Tuor długo pozostał w tej okolicy, obserwując nieustanne zmiany morza. Tak minęły mu wiosna i lato. W Beleriandzie ciemności pogłębiły się, aż w końcu nadeszła jesień, która przyniosła ze sobą zgubę Nargothrondu.
    Może ptaki przeczuwały, jak sroga będzie zima, bowiem te, które odlatywały na południe, zebrały się wyjątkowo wcześnie, inne zaś, zazwyczaj żyjące na północy, przeniosły się do Nevrastu. Pewnego dnia Tuor, siedzący na brzegu, usłyszał szum i łopot wielkich skrzydeł, a kiedy uniósł wzrok, ujrzał klucz siedmiu białych łabędzi szybujący na południe. Nagle jednak ptaki skręciły i runęły w dół, by z glośnym pluskiem wylądować na falach.
    Tuor kochał łabędzie. Pierwszy raz ujrzał je na szarych stawach Mithrimu. Łabędź też był godłem Annaela i jego szczepu. Powstał tedy, aby powitać ptaki, i zawołał do nich, dziwiąc się ich rozmiarom. Były bowiem większe i wspanialsze niż ich pobratymcy, których dotąd znał. Łabędzie jednak poczęły bić skrzydłami i wydawać ostre wrzaski, jakby czuły w nim wroga i pragnęły odpędzić go od brzegu. Po chwili z wielkim szumem ponownie wzleciały w powietrze i przefrunęły nad glową Tuora, a wiatr wywołany łopotem ogromnych skrzydeł zaświstał mu w uszach. Łabędzie zatoczyły krąg, uniosły się i poszybowały na południe.      Wtedy Tuor zakrzyknął:
-     Oto nareszcie znak, na który tak długo czekałem! - Natychmiast też wspiął się na skały, skąd zdołał jeszcze dojrzeć klucz łabędzi, szybujący w dal. Kiedy jednak ruszył za nimi, ptaki zdażyły już odlecieć.
    Przez siedem dni wędrował Tuor na południe i każdego ranka o świcie wyrywał go ze snu łopot łabędzich skrzydeł. W miarę zaś, jak wędrował, skały stawały się coraz niższe, a ich szczyty zaczynała pokrywać darń przetykana gęsto kwieciem. Na wschodzie dostrzegał lasy, zaczynające już o tej porze roku żółknąć. Przed sobą jednak miał stale zbliżające się pasmo wysokich wzgórz, które zagradzały,mu drogę i ciągnęły się daleko na zachód. Od strony zachodu widać było potężną górę, ciemny wierch, którego skryty w chmurach szczyt wznosił się ponad więlkim zielonym przylądkiem, wysuniętym daleko w morze.
    Owe szare wzgórza były w istocie zachodnią flanką Ered Wethrin, północnej granicy Beleriandu, szczyt zaś zwał się Taras; była to najdalej na zachód wysunięta strażnica tej krainy. Ona to pierwsza ukazywała się oczom żeglarza,   oddalonego jeszcze o wiele mil od brzegu, wskazując drogę ku lądowi. To w jej cieniu ośiadł niegdyś Turgon w swym pąłacu w Vinyamarze, najstarszym z kamiennych rniast wzniesionych przez Noldorów w kraju wygnania. Dwór ten stał nadal, opuszczony, lecz nie zniszczony, na wysokim tarasie spoglądającym w morze. Ząb czasu nie naruszył grubych murów, słudzy Morgotha także omijali je z daleka,
lecz znać na nich było wpływy wiatru, deszczu i mrozu, zaś na zwieńczeniach ścian i całym dachu widać było bujną zieloną roślinność, która w ożywczym słonym powietrzu krzewiła się nawet w szparach gołego kamienia.
    Wreszcie Tuor postawił stopę na zaginionym trakcie. Wędrował pośród zielonych pagórków i pochyłych kamieni, aż o zmierzchu dotarł do starego dworu o wielkich, przestronnych salach, w których szumiał wiatr. Nie czaił się tam żaden cień strachu czy zła, lecz Tuora ogarnęła groza i podziw na myśl o tych, którzy tu kiedyś mieszkali i odeszli, a nikt nie wie dokąd - o dumnym ludzie, nieśmiertelnym, lecz skazanym na zgubę, pochodzącym z daleka, zza Morza. Odwrócił się i spojrzał, tak jak i oni niegdyś, na błyszczące fale, sięgające aż po horyzont.  Po chwili skierował wzrok w inną stronę i dostrzegl, że prowadzące go łabędzie przysiadły na najwyższym tarasie, przed zachodnią bramą pałacu i czekały tam, bijąc skrzydłami, jakby zapraszały go do środka. Wspiął się więc na szerokie stopnie, teraz ledwo widoczne pośród zielska i mchu, przeszedł pod potężnym sklepieniem i znalazł się w mrocznym domostwie Orgona, po chwili zaś wkroczył do sali, wspartej na smukłych kolumnach. Choć i z zewnątrz wydawała się wielka, dopiero w środku mógł Tuor docenić jej ogrom i wspaniałość. Oszołomiony, starał się zachowywać cicho, aby nie budzić uśpionych ech. Nic tam nie dostrzegł, z wyjątkiem stojącego we wschodnim krańcu siedziska na podwyższeniu, toteż stąpając ostrożnie ruszył w jego stronę, a odgłos kroków na kamiennej posadzce biegł przed nim, niczym zwiastun przeznaczenia, rozbrzmiewając pośród kolumn.
    Stanąwszy w półmroku przed wielkim tronem Tuor ujrzał, że został on wyciosany z jednego kamienia, a jego boki pokrywały dziwne znaki. W tej właśnie chwili zapadające słońce zrównało się z wysokim oknem w zachodniej ścianie i jego promień padł na ścianę za tronem, która rozbłysła niczym wypolerowany metal.
    I Tuor ze zdumieniem odkrył, iż na ścianie wisi tarcza, ogromna kolczuga, hełm i długi miecz w pochwie. Kolczuga lśniła, jakby wykuta z czystego srebra, a słoneczny promień krzesał z niej złociste iskierki. Tarcza jednak wedle Tuora miała niezwykły
kształt, była bowiem podłużna, zwężona ku końcowi, widniał tei na niej herb: białe łabędzie skrzydło na błękitnym polu. Wtedy Tuor przemówił, a jego słowa zabrzmiały pod tym dachem niczym wyzwanie:
-     Biorę oto dla siebie ten oręż, a wraz z nim los, jaki z sobą niesie.
    A kiedy uniósł tarczę, odkrył, iż jest nadspodziewanie lekka i poręczna, sporządzono ją bowiem z drewna pokrytego przez elfich mistrzów metalem, cienkim, lecz odpornym na ciosy, robactwo i wilgoć.
    I przywdział Tuor kolczugę, włożył na głowę hełm i przypasał miecz z czarnym pasem i pocAwą, ozdobionymi jedynie srebrnymi klamrami. Tak uzbrojony opuścił dwór Turgona i stanął na tarasie, skąpany w krwawym blasku zachodzącego słońca. Niczyje oczy nie oglądały go w tej godzinie i nie wiedział, że z dala przypomina potężnych władców Zachodu, człeka godnego, by zostać ojcem królów ludźkiego plemienia zza Morza. Takie też byłojego przeznaczenie. Kiedy jednak po raz pierwszy ujął znalezioną broń,
wielka zmiana zaszła w sercu Tuora, syna Huora i jego duch urósł, by nigdy już nie sczeznąć. A gdy zstąpił po schodach, łabędzie oddały mu cześć, pochylając przed nim swe białe głowy, i każdy ofiarował mu pióro wyrwane z własnego skrzydła, składając je na kamieniu u jego stóp.
    On zaś podniósł pióra i umieścił je na hełmie. Na ten widok łabędzie uniosły się w powietrze, by odlecieć na zachód. I Tuor nigdy ich już nie ujrzał.
    Nagle Tuor poczuł, że morski brzeg  przyciąga go z nieodpartą siłą. Zszedł tedy po długich schodach na szeroką piaszczystą łachę u północnego zbocza Taras-ness. A kiedy szedł, ujrzał, jak znad fal ciemniejącego morza wyłama się czarna chmura i przesłania zachodzące słońce. W powietrzu rozległ się daleki pomruk nadciągającej burzy: Wreszcie Tuor stanął na brzegu, a słońce płonęło na horyzoncie mętnym, groźnym światłem. I, wydało się mu, że w dali unosi się wielka fala, zmierzająca wprost do brzegu. Nie umknął jednak, lecz trwał bez ruchu, wiedziony ciekawością. Fala zaś zbliżała się coraz bardziej, a jej szczyt skrywał cień i mgła. Nagle, nie opodal brzegu, załamała się, docierając na piasek długimi płatami piany. Lecz w miejscu, gdzie opadła, widniał teraz ciemny kształt pośród narastającej burzy: wyniosła, majestatyczna sylwetka.
    Tuor skłonił się przed nią, bowiem zdało mu się; iż ogląda potężnęgo króla. Przybysz miał na głowie koronę jakby ze srebra , spod której spływały długie włosy, białe niczym morska piana o zmroku. A kiedy odrzucił szary płaszcz, oczom zachwyconego Tuora ukazała się lśniąca szata, przylegająca do ciała niby łuska ogromnej ryby, zaś kaftan pod nią, barwy głębokiej zieleni, połyskiwał jak morskie fale, gdy jego właściciel wolno zbliżał się ku brzegowi. W ten to sposób Ten, Który Mieszka w Głębinie, przez Noldorów zwany Ulmem, Panem Wód, ukazał się u stóp Vinyamaru oczom Tuora, syna Huora z rodu Hadora .
    Nie wstąpił na brzeg, lecz stojąc po kolana w wodzie przemówił do Tuora, a głębia jego głosu, dochodzącego jakby z samych podstaw świata, i płonący w oczach ogień przeraziły młodzieńca, który padł przed nim na piasek.
-     Wstań, Tuorze, synu Huora! - rozkazał Ulmo. - Nie obawiaj się mego gniewu, choć już od dawna wzywałem cię, a tyś mnie nie słyszał. A kiedy wreszcie wyruszyłeś, długo zwlekałeś po drodze. Powinieneś był stanąć tu wiosną, teraz jednak zima przybywa już z krainy Nieprzyjaciela. Musisz nauczyć się pośpiechu, gdyż droga, jaką dla ciebie zgotowałem, nie będzie już taka łatwa. Wzgardzono bowiem mą radą i doliną Sirionu skrada się wielkie zło, zaś wrogowie stanęli juź pomiędzy tobą a twym celem.
-     Jakiż jest zatem mój cel, panie? - spytał Tuor.
-     Ten sam, do którego zawsze tęskniło twe serce - odparł Ulmo. - Odnaleźć Turgona i spojrzeć na jego ukryty gród. Bowiem nosisz teraz strój mojego posłańca i broń, którą dawno temu przeznaczyłem dla ciebie. Na razie jednak musisz wymknąć się złu, skryty w cieniu. Owiń się tedy tym płaszczem i nigdy go nie zdejmuj, póki nie dotrzesz do krańca podróży.
    Wtedy wydało się Tuorowi, iż Ulmo rozdarł swój szary płaszcz i rzucił mu jego połę. Kiedy jednak ów skrawek materii opadł obok na ziemię, Tuor stwierdził, iż jest to obszerne okrycie, w które mógł owiriąć się od stóp do głów.
-     Oto wędrować będziesz w moim cieniu - oznajmił Ulmo. - Lecz nie zwlekaj już dłużej, bowiem nie strzyma on długo blasku Anaru ani ogni Melkora. Czy podejmiesz się zadania, jakie ci przeznaczyłem?
-     Tak, panie.
-     A zatem przekażę twym ustom słowa, które masz zanieść Turgonowi. Wcześniej jednak muszę nauczyć cię wielu rzeczy.
O niektórych z nich nie słyszeli jeszcze ani ludzie, ani nawet najpotężniejsi z Eldarów. - I Ulino opowiedział Tuorowi o Valinorze i ciemnościach, jakie go spowiły, o Wygnaniu Noldorów i Proroctwie Mandosa, i o tym, jak Błogosławione Królestwo zostało na zawsze ukryte. - Zważ jednak - dodał - że w zbroi Losu (jak zwą go dziaci Ziemi) zawsze znajdzie się jakaś szczelina, a w ścianach Przeznaczenia -- wyłom, i będzie tak aż do czasu pełnego stworzenia, ktore wy zwiecie Końcem. I póki żyję, nie umilknie cichy głos, nie zgaśnie promyk światła - nawet w miejscach, gdzie winna pono panować tyIko ciemność. Tak zatem, w tych dniach mroku, przeciwstawiam się nawet woli mych braci, Włądców ZachoduTaka jest bowiem ma rola pośród nich, i przeznaczono mi ją jeszeze przed stworzeniem świata. Zło jednak jest silne, cień Nieprzyjaciela staje się coraz dłuższy, a moja moc słabnie. W Sródziemiu głos mój słychać już tylko jako cichy szept. Biegnące ku zachodowi wody nikną, ich źródła spływają trucizną, i moja władza nie sięga już tych krąin. Bowiem elfy i ludzie ogłuchli i oślepli na me znaki, zwiedzeni potęgą Melkora. Wkrótce spełni się wyrok Mandosa i wszystkie dzieła Noldorów legną w gruzach, zaś ich nadzieja rozsypie się w pył. Pozostała tylko jedna nadzieja, której się nie spodziewąją i która nie od nich zależy.
    Spoczywa ona w tobie, tak bowiem zdecydowałem.
-     Zatem Turgon nie stanie przeciw Morgothowi, jak tego pragną wszyscy Eldarowie? - spytał Tuor. - I czego oczekujesz ode mnie, o panie, jeśli udam się teraz do niego? Choć bowiem chętnie postąpię tak jak mój ojciec i stanę u boku króla, by go bronić w potrzebie, czymże jestem, samotny śmiertelnik, pośród tak wielu dzielnych wojowników z wysokiego rodu, którzy widzieli Zachód?
-     Jeśli postanowiłem wysłać ciebie, Tuorze synu Huora, to nie sądź, że nie przyda im się jeszcze jeden miecz. Elfy długo pamiętać będą odwagę Edainów i nawet po wielu stuleciach nadal nie opuści ich zdumienie, że ci, których czas na ziemi jest tak krótki, równie chętnie oddają swe życie. Nie wybrałem cię jednak jedynie ze względu na twą odwagę. Zaniesiesz bowiem światu nadzieję, którą nawet nie dostrzegasz, i blask, który rozproszy ciemność.
    Kiedy Ulmo wyrzekł te słowa, szum wiatru wokół przeszedł w potężny ryk, zerwał się sztorm, a niebo zupełnie pociemniało, zaś płaszcz Pana Wód uniósł się na podobieństwo szarpanej wichurą chmury.
-     Idź już! - polecił Ulmo. - Albo pochłonie cię morze! Bowiem Osse jest posłuszny woli Mandosa i gniewa się, że sprzeciwiam się jego wyrokowi.
-     Zrobię, jak każesz - odrzekł Tuor. - Jeśli jednak uniknę zguby, jakie słowa mam zanieść Turgonowi?
-     Kiedy do niego dotrzesz, pojawią się one w twej głowie i usta twe powtórzą moją wiadomość. Przemów wtedy bez lęku! A kiedy to uczynisz, rób, co ci nakazuje serce i honor. Pilnuj dobrze płaszeza, on bowiem będzie ci ochroną. Ja zaś wyślę do ciebie kogoś, któ przybędzie tu dzięki furii Ossego, i tak zyskasz przewodnika. Będzie to ostatni marynarz ostatniego statku, który wyprawił się na poszukiwanie Zachodu przed wzejśćiem Gwiazdy. Teraz wracaj na ląd!
    Nagle rozlegl się grzmot i nad morzem zalśniła błyskawica. W jej blasku ujrzał. Tuor Ulma niczym potężną, srebrną wieżę, zwieńczoną tańczącymi płomieniami, i zawołał, przekrzykując ryk wiatru:
-     Idę, panie! Lecz me serce już tęskni za Morzem!
    Wtedy Ulmo uniósł ogromny róg i zagrał na nim jedną jedyną nutę, przy której skowyt wichury zdawał się jedynie szmerem wieczornej bryzy. A Tuorowi, kiedy usłyszał ten dźwięk, który ogarniał całą jego istotę i przepełniał ją bez reszty, wydało się, jakby brzegi Śródzięmia zniknęły, a przed oczami stanęły mu wszystkie wody świata: od wąskich górskich strumieni po ujścia potężnych rzek, od nabrzeżnych płycizn po głębie oceanu. Ujrzał Wielkie Morze, jego niespokojną powierzchnię, przedziwne morskie stwory
i pozbawione światła głębiny, w których rozlegają się głosy straszliwe dla uszu śmiertelnika. Całą tę ogromną przestrzeń ogarnął nagle bystrym wzrokiem Valara; widział nieruchomą powierzchnię wód i odbijające.się w niej oko Anaru, połyskujące w świetle rogatego księżyca,  zmarszczki, toczące się z dziką wściekłością góry fal, które załamują się na skałach Wysp Cienia. Zaś jeszcze dalej od Śródziemia, tam, gdzie wzrok ledwo sięga, dostrzegł górę, wznoszącą się ku niebu wyżej, niźli mógł to ogarnąć jego umysł.
    Jej szczyt skrywała lśniąca chmura, a u stóp błyszczała długa linia brzegowa. I kiedy wysilał słuch, by dosłyszeć szum owych odległych fal, i atarał się dojrzeć wyraźniej dalekie światło, dźwięk rogu ucichł i Tuor znów znalazł się pośród burzy. Niebo ponad jego głową rozdarła rozwidlona błyskawica. Ulmo zniknął, a na morzu szalał sztorm, gdy gniew Ossego uderzał w mury Nevrastu.
    Wtedy Tuor umknął przed furią wód i z wielkim trudem zdołał wspiąć się na wyższe.tarasy. Wichura bowiem pchała go ku skalnej ścianie, a kiedy dotarł do szczytu, ostry powiew powalił go na kolana. Schronił się tedy w mrocznej i pustej sali i przesiedział całą noc na kamiennym tronie Turgona. Nawet kolumny wspierające sklepienie dygotały pod naporem burzy, a Tuorowi zdawało się, że w porywach wichru słyszy jęki i okrzyki bólu. Zdrzemnął się jednak nieco, nękany przez nocne koszmary, z których po przebudzeniu nic nie pamiętał - z wyjątkiem jednego. W tym śnie ujrzał wyspę, a na jej środku stromą górę. Za górą zachodziło słońce, a na nieboskłon wypełzały cienie, wszelako ponad szczytem jaskrawym blaskiem świeciła jedna, oślepiająca gwiazda.
    Po tej wizji Tuor zapadł w głęboki sen; bowiem jeszcze przed świtem burza ustała, a wiatr przegnał czarne chmury nad wschodnią część świata. Gdy się zbudził, w sali panował szary półmrok: Tuor opuścił wyniosły tron i powędrował ku wyjściu, po drodze natykając się na stado morskich ptaków, które schroniły się tu przed sztormem. Wyszedł na dwór w chwili, gdy ostatnie gwiazdy blakły na zachodzie, zwiastując nadejście dnia. Tuor przekonał się, że wielkie nocne fale dotarły daleko w głąb lądu, pozostawiając swe piętno na szczytach klifów. Nawet tarasy były usłane wodorostami i zasypane drewnem, które zwykle unosiło się na wodzie. Spojrzawszy zaś na dół dostrzegł wysokiego elfa, odzianego w przemoczony szary płaszez, wspartego o kamienną ścianę. Wokół walały się deski wraku. Obcy siedział w miłczeniu, wpatrzony ponad zaśmieconą plażą w dal, w morze. Wokół panowała cisza, zakłócana jedynie gniewnym szumem fal. Gdy tak Tuor stał i spoglądał na milczącą szarą postać, przypomniały mu się słowa Ulma i nagle usłyszał, jak wypowiada obce imię:
-     Witaj, Voronwe! Oczekiwałem cię.
    Wtedy elf odwrócił się i uniósł wzrok, a Tuor napotkawszy przeszywające spojrzenie szarych jak morze oczu pozńnł, że oto stoi przed nim Noldor wysokiego rodu. Kiedy jednak przybysz ujrzał Tuora stojącego bez ruchu na skale, spowitego w płaszcz szary niczym cień, spod którego błyskała zbroja elfów, wjego oczach pojawił się lęk.
    Trwali tak przez chwilę, przyglądając się sobie nawzajem, aż wreszcie elf wstał i nisko pokłonił się Tuorowi.
-     Kim jesteś, panie? - spytał. - Długi czas spędziłem na bezlitosnym morzu. Powiedz, proszę, jak wielkie zmiany zaszły w tym kraju od czasu, gdy po raz ostatni postawiłem stopę na lądzie? Czy Cień upadł? Może Ukryty Lud opuścił swą fortecę?
-     Nie - odparł Tuor. - Cień jeszcze wzrósł w potęgę, a to, co ukryte, pozostało w ukryciu.
    Voronwe spojrzał na niego i umilkł na długą chwilę.
-     Lecz kimże ty jesteś? - spytał wreszcie - Mój lud opuścił ten kraj wiele lat temu i odtąd nikt tu już nie mieszkał. Teraz zaś poznaję, że mimo twego odzienia nie jesteś jednym z nas, jak sądziłem, lecz pochodzisz z plemienia ludzi.
-     Owszem - potwierdził Tuor. - Ty natomiast, czy jesteś ostatnim marynarzem z ostatniego statku, który wypłynął z przystani Cfrdana na poszukiwanie Zachodu?
-     Tak - odrzekł elf - A miano me Voronwe syn Aronwego. Nie pojmuję jednak, skąd znasz me imię.
-     Poznałem je, bowiem Pan Wód przemówił do mnie wczorajszego wieczoru i oznajmił, iż ocali cię przed gniewem Ossego po to, byś był mi przewodnikiem.
    Na to Voronwe zakrzyknął w strachu i podziwie:
-     Rozmawiałeś z Ulmem Potężnym? Zatem wielka musi być twa odwaga i wielki cel, do którego zdążasz! Gdzież jednak mam cię poprowadzić, panie? Jesteś wszak chyba królem wśród ludzi i wiele sług czeka na twe rozkazy .
-     Przeciwnie, jestem zbiegłym niewolnikiem - odparł Tuor - i banitą w obcej krainie. Mam jednak wiadomość, którą muszę przekazać Turgonowi z Ukrytego Plemienia. Czy wiesz, która droga doń prowadzi?
-     W tych czasach zła wielu staje się rabami i wygnańcami, choć zgoła inne jest ich urodzenie. Czuję, że pochodzisz z rodu władców plemienia śmiertelników. Gdybyś jednak był nawet najdostojniejszym spośród twego ludu, nadal nie dawałoby ci to prawa do poszukiwania Turgona i twa wyprawa spełzłaby na niczym. Nawet gdybym doprowadził cię do wrót jego królestwa, i tak nie mógłbyś ich przekroczyć..
-     Nie proszę, abyś przeprowadził mnie przez bramę - odrzekł Tuor. - Tam Wyrok zmierzy się ze Słowem Ulma. I jeśli Turgon nie zechce mnie widzieć, moja misja zakończy się, a Przeznaczenie zwycięży. A co do moich praw: jestem Tuor syn Huora i krewniak Hixrina, które to imiona Turgon z pewnością pamięta. Przychodzę też z po]ecenia Ulma. Czyżby Turgon zapomniał o słowach, jakie niegdyś od niego usłyszał? "Pamiętaj, że ostatnia nadzieja Noldorów przyjdzie zza Morza"? Albo: "Kiedy niebezpieczeństwo przybliży się, z Neyrastu przyjdzie ktoś, aby cię ostrzec." Ja jestem tym, którego przyjście zapowiedziano, i przyodziałem się
w strój, jaki na mnie czekał.
    Tuor sam zdumiał się, słysząc swe słowa, bowiem nie znał dotąd przepowiedni, jaką wypowiedział Ulmo do Turgona przed odejściem elfów z Nevrastu. Nikt zresztą o niej nie słyszał, poza Ukrytym Plemieniem. Tym bardziej zdumiony był Vorońwe.
    Odwrócił się ku Morzu, spojrzał w dal i westchnął: -
-     Niestety! Nie chciałem już nigdy tam wracać. I często przysięgałem sobie, że jeśli kiedykolwiek postawię jeszcze stopę na stałym lą'dzie, zamieszkam w spokoju z dala od Cienia na północy, w Przystani Cirdana albo na zielonych polach Nan-tathren, gdzie wiosna jest słodsza niż można wymarzyć. Jeżeli jednak podczas mych wędrówek zło wzrosło w siłę i niebezpieczeństwo zagraża memu ludowi, muszę tam: powrócić. - Spojrzał na Tuora. - Zaprowadzę cię do ukrytych bram, bowiem mądrość nie pozwala zlekceważyć rady Ulma.
-     Zatem wyruszymy razem, jak nam poruczono - stwierdził Tuor - Nie rozpaczaj jednak, Voronwe! Serce me bowiem przeczuwa, że czeka cię długa droga, a twa nadzieją powróci do Morza.
-     Jako i twoja - odrzekł Voronwe. - Teraz jednak musimy śpiesznie wyruszyć w drogę.
-  ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • paulink19.keep.pl