,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
J.R.R. TOLKIEN
Niedokończone opowieści Tom III
(Przełożył RADOSŁAW KOT)
NOTKI O UTWORACH Część trzecia I KLĘSKA NA POLACH GLADDEN Jest to "późna" opowieść, co oznacza wszakże tyle tylko, iż powstała w ostatnim okresie twórczości mojego ojca poświęconej Śródziemiu (dokładna data nie do ustalenia), w tym samym czasie co "Kirion i Eorl", "Bitwy u Brodów na Isenie", "Duedainowie", jak i filologiczne rozprawy wykorzystane w "Historii Galadrieli i Keleborna", w wiele lat po publikacji Władcy Pierścieni. Tekst "Klęska na Polach Gladden" istnieje w dwóch wersjach: nie dopracowanego maszynopisu całości (wyraźnie pierwszy etap pracy nad opowieścią) i uwzględniającego wiele poprawek, "czystego" maszynopisu, który urywa się w miejscu, kiedy to Elendur nakłania Isildura do ucieczki. Redaktor nie miał tu wiele do roboty. II KIRION I EORL. PRZYJAŹŃ GONDORU Z ROHANEM Sądzę, że urywki te pochodzą z tego samego okresu co "Klęska na Polach Gladden", kiedy to ojciec wielce interesował się wcześniejszymi dziejami Gondoru i Rohanu. Niewątpliwie miały stanowić zaczątek obszernej opowieści rozwijającej wątki zawarte w Dodatku A do Władcy Pierścieni. Całość była dopiero w pierwszym stadium opracowywania, mocno nie uporządkowana i roiła się od sugestii możliwych wersji, jak i nie zawsze czytelnych wtrąceń i dopisków. III WYPRAWA DO EREBORU W liście z 1964 roku mój ojciec pisał: Istnieje, rzecz jasna, wiele nie zawsze widocznych powiązań miedzy Hobbitem a Władcą Pierścieni. Większość z nich wprawdzie zaznaczyłem lub wręcz wyjaśniłem w tekście, później jednak zostały one wykreślone dla ogólnej przejrzystości narracji. Tak właśnie miała się rzecz z relacją Gandalfa o jego podróżach badawczych oraz o więzach łączących go z Aragornem i Gondorem; z pełnym przedstawieniem działań Golluma aż do schronienia się onego w Morii i tak dalej. Ostatecznie spisałem pełną wersję opowieści o wydarzeniach poprzedzających dzień, kiedy to Gandalf spotkał się z Bilbem, skutkiem czego doszło do "Zabawy z dawna oczekiwanej", a uczyniłem to z punktu widzenia Gandalfa. Pierwotnie fragment ten miał się znaleźć we Władcy Pierścieni jako cześć toczonej w Minas Tirith rozmowy tyczącej różnych zaszłości, ostatecznie jednak zaistniał tylko we fragmencie w Dodatku A (Powrót Króla, str. 469-471), chociaż ominięto kwestię trudności, które spotkały Gandalfa ze strony Thorina. Ta właśnie relacja Gandalfa znalazła się na stronach Niedokończonych opowieści. Zamieszanie, które panuje w tekstach źródłowych, opisane zostało w Dodatku do tego rozdziału, gdzie pomieściłem również obszerne wyjątki z wcześniejszej wersji. IV POSZUKIWANIA PIERŚCIENIA Istnieje wiele notatek traktujących o wydarzeniach roku 3018 Trzeciej Ery, znanych zresztą z Kroniki Królestw Zachodnich oraz z relacji Gandalfa (i innych) składanych przed Radą u Elronda. Zapiski te mają wiele wspólnego ze wspomnianymi powyżej "zaznaczeniami" i "wyjaśnieniami". Nadałem im wspólny tytuł Poszukiwania Pierścienia, opisując przy okazji te bardzo nie uporządkowane manuskrypty (chociaż brak ładu nie jest tu żadnym wyróżnikiem), które wszakże nader trudno byłoby precyzyjnie datować (osobiście sądzę, że wywodzą się wszystkie z tego samego okresu, podobnie jak i trzeci podrozdział: O Gandalfte, Sarumanie i Shirze). Na pewno powstały po wydaniu Władcy Pierścieni, widnieją bowiem na nich odnośniki do konkretnych stron książki, inaczej jednak umiejscawiają w czasie niektóre wydarzenia wspomniane w Kronice Królestw Zachodnich, Narzuca się wyjaśnienie, że było to po wydaniu pierwszego tomu Władcy Pierścieni, a jeszcze przed ukazaniem się tomu trzeciego, który zawierał dodatki. BITWY U BRODÓW NA ISENIE Tekst ten, razem z umieszczonymi w Dodatku do rozdziału relacjami tyczącymi historii Isengardu oraz militarnej struktury stworzonej przez Rohirrimów, jest częścią późnych, wybitnie analitycznych rozpraw historycznych. Jego przygotowanie do druku było stosunkowo łatwe, jest wszakże w najbardziej dosłownym znaczeniu tekstem nie dokończonym. Część czwarta I DRUEDAINOWIE Pod koniec życia ojciec wyjawił wiele nowych szczegółów tyczących Dzikich Ludzi z Lasu Druadan w Anórien i posągów Pukeli przy drodze wiodącej do Dunharrow. Podana tu relacja o Druedainach żyjących w Pierwszej Erze w Beleriandzie i opowieść "Wierny kamień" pochodzi z długiego i nie dokończonego traktatu zajmującego się w pierwszym rzędzie sprawami wzajemnych zależności miedzy językami Śródziemia. Jak się okaże, Druedainowie mieli odegrać swoją rolę w historii wcześniejszych er, jednakże z oczywistych powodów nie zostało to nawet wzmiankowane w opublikowanym tekście Silmarilliona. II ISTARI Wkrótce po przyjęciu Władcy Pierścieni do wydania pojawiła się propozycja, aby na końcu trzeciego tomu dołączyć indeks i wiele wskazuje na to, że latem 1954 roku mój ojciec rozpoczął prace nad owym indeksem (dwa pierwsze tomy skierowane zostały już wówczas do druku). W liście z roku 1956 pisał o tym, co następuje: "Miałem sporządzić indeks imion własnych, który wraz z dodatkami etymologicznymi zapowiadał się na całkiem spory słownik języka elfów. [...] Opracowanie pierwszych dwóch tomów zajęło mi szereg miesięcy (i to właśnie stanowiło główną przyczynę opóźnienia publikacji trzeciego tomu), aż stało się jasnym, że całe dzieło byłoby ponad miarę obszerne i kosztowne". Tak zatem indeks pojawił się dopiero w drugim wydaniu Władcy Pierścieni w roku 1966, jednak brudnopis pierwszej wersji indeksu zachował się do dziś. Posłużył mi za pierwowzór do indeksu pomieszczonego w Silmarillionie, wraz z tłumaczeniem imion własnych i wyjaśnieniami. Przydał się też przy sporządzaniu indeksu do niniejszej książki. Brudnopis zawiera również wykorzystany w tym rozdziale "szkic o Istarich", fragment nijak z samym indeksem nie współgrający, jednakże takie przemieszanie zapisków było typowe dla sposobu pracy mego ojca. Pozostałe cytaty pomieszczone w tym rozdziale opatrzyłem możliwie precyzyjnie ustalonymi datami ich powstania. III PALANTIRI W drugim wydaniu Władcy Pierścieni (1966) ojciec poczynił istotne zmiany w rozdziale Palantiri (w tomie Dwie Wieże) oraz kilka dalszych, związanych z poprzednimi, w rozdziale Stos Denethora (w tomie Powrót Króla). Zostały one jednak uwzględnione dopiero w drugim rzucie poprawionego wydania (1967). Tekst pomieszczony w niniejszej książce jest wyjątkiem z zapisków na temat palantiri, powstałych w związku z owymi zmianami. Moja interwencja ograniczyła się w tym przypadku wyłącznie do zebrania luźnych fragmentów w jeden tekst. MAPA ŚRÓDZIEMIA Z początku zamierzałem dołączyć do tej książki mapkę zawartą we Władcy Pierścieni, uzupełniając ją tylko o dalsze nazwy. Pomyślałem wszakże, że lepiej byłoby wykorzystać moją oryginalną mapę i poprawić przy tej okazji kilka pomniejszych błędów (nie czuję się bowiem władny, by zmieniać te większe spośród pomyłek). Tak i przerysowałem ją możliwie najdokładniej, pomniejszając o połowę wobec pierwowzoru. Mapka obejmuje też mniejszy obszar, brakuje na niej wszakże tylko Portu Umbar i Przylądka Forechel *, mogłem za to użyć większego kroju liter, na czym przejrzystość mapy tylko zyskała. * Mam niemal całkowitą pewność, że akwen opisany na oryginalnej mapie jako "Lodowa Zatoka Forechel" jest tylko małą częścią całej zatoki (w Dodatku A do Władcy Pierścieni określonej jako "ogromna") rozciągającej się dalej na północny wschód. Jej północne i zachodnie brzegi tworzy Przylądek Forechel, którego bezimienne zwieńczenie widnieje na oryginale mapy. Na jednym ze szkiców ojca północne wybrzeże Śródziemia wyciąga się wielkim łukiem w kierunku wschód-północ-wschód, poczynając od tegoż przylądka, i sięga około 700 mil [ponad tysiąc kilometrów] na pomoc od Karn Dum.
Uwzględniłem na tej mapie wszystkie co istotniejsze nazwy miejsc wymienione w niniejszej książce, a nie pojawiające się we Władcy Pierścieni, jak Lond Daer, Druwaith laur, Edhellond, Płycizny czy Greylin, dodałem też kilka, które winne (lub mogłyby) zostać uwzględnione na oryginalnej mapie, jak nazwy rzek Harnen i Kamen, Annuminas, Wschodnia Bruzda, Zachodnia Bruzda, Góry Angmar. Omyłkowe ukazanie we Władcy Pierścieni jedynie obszaru Rhudaur poprawiłem dodając nazwy Kardolan i Arthedain, uwzględniłem też wysepkę Himling u północno-zachodnich wybrzeży, która pojawia się wyłącznie na szkicu ojca i na mojej pierwszej przymiarce do tematu. Himling to wcześniejsza forma nazwy Himring (wielkie wzgórze, na którym Maedhros, syn Feanora, wzniósł fortecę opisaną w Silmarillionie) i chociaż nie ma na ten temat żadnej jednoznacznie brzmiącej wskazówki, oczywistym jest, iż szczyt owego wzgórza wystawał jaka wyspa ponad wody kryjące zatopiony Beleriand. Nieco bardziej na zachód widnieje większa wyspa zwana Tol Fuin, która musiała stanowić niegdyś najwyższe partie Taur-nu-Fuin. W zasadzie (chociaż nie zawsze) starałem się stosować sindarińskie nazwy (o ile były znane), dodając wszakże zazwyczaj tłumaczenie, jeśli takowe często pojawia się w tekście. Można zauważyć, że Pustkowie Pomocne zaznaczone na górze moich oryginalnych map miało w założeniu stanowić zapewne odpowiednik obszaru określanego Forodwaith *. * Forodwaith pojawia się tylko raz w Dodatku A do Władcy Pierścieni. Odnosi się wówczas do pradawnych mieszkańców Północnych Ziem. Od nich to wywodzili się Śnieżni Ludzie z Forochel. Jednak sindarińskie słowo (g)waith oznaczało zarówno krainę, jak i jej mieszkańców (por. Enedwaith). Na jednym ze szkiców ojca nazwa ta zdaje się równoznaczna z "Pustkowiem Pomocnym", gdzie indziej została jednak przetłumaczona jako "Północne Ziemie".
Uznałem za pożądane zaznaczenie całego przebiegu Wielkiego Gościńca łączącego Arnor z Gondorem, chociaż odcinek między Edoras a Brodami na Isenie odtworzyłem na podstawie domysłów (podobnie jak i domyślać się można tylko dokładnego położenia Lond Daer i Edheltondu). Pod koniec chciałbym jeszcze podkreślić, że wiernopoddańcze wzorowanie się na mapie (pomijając kwestie nazw i liternictwa), którą nakreśliłem w pośpiechu dwadzieścia pięć lat temu, nie oznacza jeszcze, iż uważam ją za doskonałą i ze wszech miar słuszną. Z dawna żałuję, że ojciec nie nakreślił w jej zastępstwie własnej mapy. Sprawy wszakże tak się potoczyły, że koniec końców, chociaż niedoskonała i niedokładna, stała się owa mapa MAPĄ i nawet potem tę właśnie ojciec wykorzystywał (wypominając przy tym często jej mankamenty). Rozmaite szkice, które zostały napisane na podstawie mojej mapy, są dziś częścią składową historii powstawania Władcy Pierścieni. Uznałem zatem, mając ostatecznie pewien osobisty wkład w sprawę, że najlepiej będzie zachować oryginalną postać mojej mapy, skoro z grubsza odzwierciedla ona zamysły ojca.
Część trzecia TRZECIA ERA
I KLĘSKA NA POLACH GLADDEN Po upadku Saurona syn i dziedzic Elendila, Isildur, powrócił do Gondoru. Tam jako król Arnoru przejął Elendilmira1 i ogłosił swe władztwo nad wszystkimi Dunedainami na Północy oraz Południu, był bowiem mężem dumnym i energicznym. Pozostał w Gondorze przez rok, przywracając porządek i umacniając sojusze2, większość armii Arnoru powróciła zaś do Eriadoru, odchodząc numenóryjską drogą wiodącą od Brodów na Isenie do Fornostu. Gdy w końcu Isildur stwierdził, że może już udać się do swego królestwa, wyruszył w pośpiechu, najpierw kierując się do Imladris, gdzie zostawił uprzednio żon? i najmłodszego syna3, pragnął też czym prędzej naradzić się z Elrondem. Tak zatem postanowił ruszyć z Osgiliath na pomoc Doliną Anduiny do Kirith Forn en Andrath, wysoko położonej przełęczy Pomocy, z której szlak opadał ku Imladris4. Dobrze znał te okolice, jako że przemierzał je nieraz przed Wojną Sojuszu, tedy też u boku Elronda maszerował na wojnę wraz ze zbrojnymi wschodniego Arnoru5. Drugi możliwy szlak wiodący na zachód, a potem na pomoc, aż do spotkania dróg w Amorze i dalej, aa wschód do Imladris, był dłuższy6, choć droga wydawała się dogodniejsza dla szybkich jeźdźców. Isildur nie miał jednak odpowiednich wierzchowców7. W dawnych dniach trasa ta może była też bezpieczniejsza, ale Sauron został pokonany, a ludzie z Doliny walczyli po stronie Gondoru. Isildur lękał się jedynie kaprysów pogody i znużenia, ale tyle ścierpieć musiał każdy, kogo potrzeba skłamała do wędrówki po dalekich szlakach Śródziemia1. I tak właśnie, jak powiadają dawne legendy, pod koniec drugiego roku Trzeciej Ery Isildur wyruszył z Osgiliath, a działo się to na początku miesiąca Ivanneth9. Przewidywał, że podróż do Imladris zabierze mu czterdzieści dni, więc dotrze na miejsce w połowie miesiąca Narbeleth, zanim zima nadciągnie z Północy. Jasnym porankiem Meneldil10 pożegnał go przy Wschodniej Bramie Mostu. - Ruszaj zatem i niechaj to słońce, co świeci teraz na niebie, nigdy nie zgaśnie nad twoją drogą! Isildur zabrał ze sobą trzech swoich synów, Elendura, Aratana i Kiryona", a także eskortę składającą się z dwustu rycerzy, dzielnych i zaprawionych na wojnie mężów z Arnoru. O następnych dniach wędrówki opowieść milczy do momentu, gdy przeszli Dagorlad oraz rozległe pustkowia na południe od Wielkiego Zielonego Lasu, by dwudziestego dnia podróży ujrzeć w oddali wieńczący wyżyny las, a także poblask czerwieni i złota Ivanneth. Niebo zaniosło się wówczas chmurami, wiatr przygnał deszcz znad Morza Rhun. Padało przez cztery dni, tak że kiedy dotarli wreszcie do doliny (między Lórien a Amon Lanc12), Isildur oddalił się od wezbranej i bystrej rzeki, by odszukać na wschodnim stoku biegnące skrajem puszczy pradawne ścieżki Elfów Leśnych. Po południu trzydziestego dnia podróży mijali północny skraj Pól Gladden13. Maszerowali ścieżką wiodącą do królestwa Thranduila14, które wówczas istniało w tamtej okolicy. Blask dnia szarzał z wolna, nad odległymi górami zbierały się chmury, a zachodzące słońce tonęło pośród nich roztaczając czerwony blask. Dunedainowie śpiewali, spodziewając się rychłego końca marszu i nocnego odpoczynku. Pokonali już trzy czwarte drogi. Po prawej mieli strome, porosłe lasem aż do grani stoki doliny, łagodniejące wszakże po lewej, gdzie w dole płynęła rzeka. Nagle, gdy słońce skryło się za chmurą, usłyszeli przeraźliwe wrzaski Orków, którzy wypadli spomiędzy drzew i zaczęli zbiegać po zboczu, wywrzaskując swe okrzyki wojenne15. Trudno było ich policzyć w zapadającym zmroku, lecz bez wątpienia było ich dziesięciokrotnie więcej niż Dunedainów. Isildur rozkazał uformować thangail16 mur z tarcz ustawiony w dwóch zwartych szeregach* który można wyginać z obu końców, jeśli nieprzyjaciel zaszedłby z boku, a w potrzebie przekształcić w krąg obronny. Gdyby walka toczyła się na płaskim terenie lub też atak nadchodził z dołu, wówczas Isildur ustawiłby swe oddziały w dimaith", a potem zaszarżował na Orków, z nadzieją że siła Dunedainów i oręż z Pomocy utorują drogę pośród nieprzyjaciół i Orkowie pierzchną w panice. Tego wszak nie mógł uczynić. Ogarnęły go złe przeczucia. - Zemsta Saurona przeżyła swego pana - powiedział Elendurowi, który stał obok - Przebiegły to plan! Znikąd pomocy, bo Moria i Lórien daleko już za nami, a do Thranduila jeszcze cztery dni drogi. - Poza tym dźwigamy niewyobrażalne bogactwa - powiedział Elendur, wtajemniczony wcześniej przez ojca, Orkowie byli coraz bliżej. Isildur zwrócił się do swego giermka: - Ohtarze18, powierzam to twojej opiece. - I wręczył mężczyźnie wielką pochwę i szczątki Narsila, miecza Elendila. - Uratuj ten skarb za wszelką cenę, nawet gdybyś miał zostać okrzyczany tchórzem, który mnie opuścił. Weź ze sobą kilku łudzi i uciekajcie! Ruszaj! To rozkaz! Ohtar przyklęknął, ucałował dłoń Isildura i wraz z dwoma młodzieńcami zniknął w mroku doliny19. Jeśli nawet bystroocy Orkowie zauważyli jego ucieczkę, to nie wszczęli pogoni. Zatrzymali się na krótko, gotując do szturmu. Najpierw wystrzelili chmurę strzał, a zaraz potem uczynili to, co gotów przedsięwziąć byłby na ich miejscu sam Isildur, czyli runęli z góry wielką masą, zamierzając skruszyć mur z tarcz. Ten jednak wytrzymał napór. Strzały odbijały się od numenóryjskich zbroi. Wysocy mężowie górowali nad najroślejszymi Orkami, a ich miecze i włócznie okazały się o wiele skuteczniejsze niż broń wroga. Atak zwolnił tempo, potem załamał się, aż szeregi Orków poszły w rozsypkę i rozpoczęły odwrót, niewiele krzywdy czyniąc Dunedainom, stojącym wciąż w zwartym szyku za wałem ubitych nieprzyjaciół. Wydało się Isildurowi, że Orkowie odstępują ku puszczy. Spojrzawszy za siebie, ujrzał czerwony skrawek słoneczną tarczy zapadającej się już za góry. Zbliżała się noc. Nakazał niezwłocznie wznowić marsz. Tym razem mieli poruszać się bliżej rzeki, gdzie stok był łagodniejszy i przewaga Orków przez to mniejsza20. Może sadził, że przerażeni takimi stratami wrogowie ustąpią pola, nawet jeśli wyślą w ślad za Dunedainami zwiadowców, by namierzyć po nocy obozowisko Isildura. Orków faktycznie często ogarniał strach, gdy ich potencjalna ofiara zaczynała dotkliwie kąsać. Isildur mylił się jednak. Napastnicy byli nie tylko przebiegli, ale również zajadli i pełni nienawiści. leszcze w dawnych czasach wysyłano zawziętych żołdaków z Barad-duru, by czuwali na drogach21, i oni to teraz dowodzili Orkami z Gór, znacznie wzmacniając ich szeregi. Nie wiedzieli wprawdzie nic o Pierścieniu, dwa lata wcześniej odciętym od czarnej dłoni, jednak to Pierścień właśnie, wciąż przesycony złem Saurona, wzywał wszystkie sługi swego pana na pomoc. Dunedainowie uszli ledwie milę, gdy Orkowie znów zaatakowali, tym razem nie podejmując typowego szturmu, tylko spływając szeroką ławą na przeciwnika. Ich szyk wygiął się następnie w półksiężyc, w końcu otoczył oddział Dunedainów szczelnym kręgiem. Orkowie zaprzestali wrzasków, pilnowali tylko, by trzymać się poza zasięgiem śmiertelnie groźnych stalowych łuków z Numenoru22, chociaż ostatki dnia już pierzchały, a Isildurowi nie stawało łuczników23. Isildur kazał się zatrzymać. Przez chwilę jakby nie się nie działo, jednak obdarzeni najbystrzejszym wzrokiem Dunedainowie oznajmili, że Orkowie krok po kroku podkradają się coraz bliżej. Elendur podszedł do ojca samotnie stojącego w mroku. Isildur wyglądał na głęboko zamyślonego. - Atarinya - powiedział Elendur - a co z ową potęgą, która mogłaby zastraszyć te nikczemne stwory i nakazać im posłuszeństwo wobec twej osoby? Czy żadnego z Pierścienia nie będzie pożytku? - Niestety, nie, senya. Tego użyć nie mogę. Śmiertelnie boję się bólu, jaki niesie każde jego dotknięcie24. Nie wiem też, co uczynić, by nagiąć go do mojej woli. Tu trzeba kogoś o wiele potężniejszego niż ja, przynajmniej teraz. Duma mnie zwiodła. Powinienem oddać go Powiernikom Trzech. W tejże chwili rozległ się nagle dźwięk rogów i Orkowie podeszli ze wszystkich stron, rzucając się w ślepym zapamiętaniu na Dunedainów. Nastała już noc. Wszelka nadzieja na pokonanie wroga pierzchła. Mężowie padali, gdy co roślejsi Orkowie skakali na nich, i martwi lub żywi przygniatali Dunedainów do ziemi, a następnie, wbijając mocne szpony, uśmiercali. Nieprzyjaciel składał ciężką daninę z krwi, pięciu Orków ginęło na jednego człowieka, ale to i tak było za mało. Tak zabity został Kiryon. Aratan zaś, który usiłował pospieszyć bratu na ratunek, otrzymał śmiertelne rany. Wciąż jeszcze nie draśnięty Elendur poszukał Isildura wspierającego zbrojnych po wschodniej stronie, gdzie nieprzyjaciel silniej napierał. Orkowie bali się Elendilmira, który to klejnot władca nosił na czole, i schodzili mu z drogi. Elendur dotknął ramienia ojca, a ten odwrócił się raptownie, sądząc, że to Ork podszedł go z tyłu. - Mój królu - powiedział Elendur - Kiryon zabity, Aratan umiera. Twój ostatni kanclerz musi ci doradzić, a nawet nakazać to, co ty wcześniej rozkazałeś Ohtarowi. Idź! Weź swe brzemię i za wszelką cenę zanieś je Powiernikom. Nawet jeśli będziesz musiał opuścić swych ludzi i mnie! - Królewski synu - odparł Isildur. - Wiedziałem, że przyjdzie mi tak uczynić, bałem się jednak bólu. Nie mogę też odejść bez twojego przyzwolenia. Wybacz mi dumę, która przywiodła cię do takiego końca25. Elendur ucałował ojca. - Idź! Idź już! - powiedział. Isildur zwróciwszy się ku zachodowi wyciągnął Pierścień, który nosił na szyi, zawieszony na cienkim łańcuszku i skryty w puzdrze. Potem z okrzykiem bólu założył go na palec. Nigdy więcej niczyje oczy nie widziały już Isildura w Śródziemiu. Elendilmir pochodził z Zachodu, więc jego blask odporny był na działanie Pierścienia. Nagle klejnot rozgorzał niczym gwiazda gniewną czerwienią, aż ludzie i Orkowie cofnęli się przerażeni. Isildur naciągnął zatem kaptur na głowę i zniknął w ciemności nocy26. Dopiero długo później dowiedziano się, jaki koniec spotkał Dunedainów. Nie trwało długo, a niemal wszyscy legli martwi. Ocalał tylko jeden młody giermek, który ogłuszony leżał pod zwałami zwłok. Zginął Elendur, a to on winien jako następny zostać królem. Wcześniej wielu zgodnie przepowiadało mu przyszłość jednego z najświetniejszych potomków Elendila, najbardziej przypominającego wielkiego dziada, bowiem Elendur był silny i mądry, pełen pozbawionego pychy majestatu27. O Isildurze mówi się, że obolały i cierpiący, pobiegł niczym jeleń zmykający przed sforą, aż dotarł na samo dno doliny. Tam przystanął, by upewnić się, czy nie wysłano za nim pogoni, jako że Orkowie potrafili tropić nawet w ciemności, posługując się samym tylko węchem, wzrok zaś miał dla nich mniejsze znaczenie. Potem Isildur ruszył dalej przez rozległe, pozbawione ścieżek płaskie ugory. Szedł tamtędy ostrożnie, bowiem teren obfitował w bruzdy i zapadliska. Zmęczony forsownym marszem, dotarł głęboką nocą nad brzeg Anduiny. Żaden Dunedain nie przebyłby tej drogi szybciej, nawet gdyby podążał bez przystanków i w pełni dnia28. Rzeka mroczniała przed nim bystrym nurtem. Isildur zatrzymał się na chwilę, samotny i zrozpaczony. Potem pospiesznie zdjął pancerze, odłożył cały oręż, zostawiając tylko krótki miecz u pasa29 i rzucił się do wody. Był mężczyzną silnym oraz bardziej wytrzymałym niż większość Dunedainów w jego wieku, jednak nie miał większej nadziei, że zdoła dotrzeć na drugi brzeg. Nie upłynął daleko, a już musiał skierować się niemal dokładnie na północ, by przeciwstawić się prądowi, mimo to woda i tak znosiła go ku rozlewiskom Pól Gladden, które były bliżej, niż przypuszczał30. Mężowi prawie już udało się dotrzeć na drugi brzeg, gdy zaplątał się w wodorosty. Wówczas to zauważył nagle, że Pierścień zniknął Przypadkiem, a może korzystając z okazji, zsunął się z palca i przepadł tam, gdzie nie było najmniejszej szansy, by go odnaleźć. W pierwszej chwili Isildur, przerażony ową stratą, zaprzestał wałki z wodnym żywiołem, przez co o mały włos by utonął. Szybko jednak depresja mu przeszła, jako że wraz z Pierścieniem odeszło cierpienie. Wielkie brzemię spadło z barków Isildura. W końcu wymacał pod stopami dno rzeki. Wyciągając stopy z mułu, zaczął przedzierać się przez trzciny do małej, podmokłej wysepki blisko zachodniego brzegu. Gdy wydostał się z wody, był już tylko śmiertelnym człowiekiem, samotną istotą zagubioną pośród pustkowi Śródziemia. Wszakże czuwający nad brzegami rzeki Orkowie dostrzegli przede wszystkim przenikliwy blask jego klejnotu. Na nieprzyjaciół padł blady strach, tak że wystrzeliwszy w kierunku gorejącej gwiazdy zatrute strzały, uciekli. Uczynili to niepotrzebnie, jako że aż dwa groty przebiły niczym nie chronione szyję i serce Isildura, który bez krzyku padł z powrotem do wody. Ani elfom, ani ludziom nie udało się później odnaleźć jego ciała. Tak dokonała żywota pierwsza ofiara złośliwych knowań pozbawionego pana Pierścienia: Isildur, drugi i ostatni w tej erze władca Arnoru i Gondoru, król wszystkich Dunedainów. Źródła legendy o śmierci Isildura Przeżyli świadkowie tego zdarzenia. Ohtar wraz z towarzyszami zdołali uciec, unosząc ze sobą szczątki Narsila. W opowieści wspomina się o młodzieńcu, który ocalał z rzezi, był to giermek Elendura, chłopak zwany Estelmo. Runął na ziemię jako jeden z ostatnich, ale cios maczugi nie zabił go, tylko ogłuszył. Znaleziono go żywego pod ciałem Elendura. Słyszał słowa wypowiedziane przez ojca i syna przy rozstaniu. Pomoc nadeszła zbyt późno, by ocalić kogokolwiek więcej, na czas wszakże, aby przeszkodzić Orkom w posiekaniu zwłok. Pewni mieszkańcy lasu wysiali bowiem chytrych umyślnych, którzy przekazali wieści Thranduilowi. Sami też zebrali siły, by zasadzić się na Orków. Ci ostatni, zwiedziawszy się o tym, umknęli w rozsypce, bo chociaż zwyciężyli na Polach Gladden, to jednak ponieśli olbrzymie straty (zginęli niemal wszyscy wielcy Orkowie) i przez długie lata nie próbowali potem podobnych napaści. Przebiegu ostatnich godzin życia Isildura możemy się tylko domyślać, wszakże są to przypuszczenia solidnie umotywowane. Legenda zaczęła krążyć w pełnej formie dopiero za panowania Elessara w Czwartej Erze, kiedy to pojawił się szereg nowych dowodów przemawiających za jej prawdziwością. Do tamtej pory wiedziano tylko, że (po pierwsze) Isildur miał Pierścień i że uciekł ku rzece, oraz (po drugie) iż jego kolczugę, hełm i długi miecz (ale nic więcej) znaleziono na brzegu nieco ponad Polami Gladden, a także (i to po trzecie) wiedziano o uzbrojonych w luki nieprzyjaciołach pilnujących zachodniego brzegu. Stojący tam na posterunku Orkowie mieli za zadanie przechwycić każdego, kto umknąłby z pola bitwy (znaleziono ślady ich obozowisk, w tym jeden blisko skraju Pól Gladden); stąd też wysnuto wniosek (czwarta przesłanka) o zaginięciu Isildura i Pierścienia (razem lub osobno) w nurcie Anduiny. Gdyby bowiem Isildur z Pierścieniem na palcu dotarł do zachodniego brzegu, zmyliłby straże, a ktoś równie wy trzymały jak onże mąż bez wątpienia znalazłby dość siły, by dojść potem jeszcze do Lórien lub do Morii. Wprawdzie byłaby to długa droga, ale każdy Dunedain nosił w zapieczętowanym mieszku u pasa flakonik kordiału skrojone skibki chleba wypiekanego dla podróżnych, które to wiktuały umożliwiały przeżycie wielu dni na pustkowiach. Chleb ów nie był to niruwor* ni lembas Eldarów, wszakże przypominał tamte wypieki, bowiem medycyna oraz inne sztuki numenóryjskie nie zostały jeszcze ze szczętem zapomniane. Wśród rzeczy porzuconych na brzegu nie znaleziono ani pasa, ani mieszka. Długo później, kiedy to Trzecia Era, a także świat elfów miały się ku końcowi i zbliżała się Wojna o Pierścień, Rada Elronda uzyskała informację o odnalezieniu Pierścienia w rzece, blisko skraju Pól Gladden u zachodniego brzegu. Nie było wszakże mowy o szczątkach Isildura. Wówczas to zorientowano się, że od jakiegoś czasu Saruman cichcem przeszukuje te okolice. Nie znalazł wprawdzie Pierścienia (który zabrano dużo wcześniej), ale na co jeszcze mógł trafić, tego nikt nie wiedział. Kiedy wszakże król Elessar, ukoronowany w Gondorze, zaczął zaprowadzać porządki w swym królestwie, jednym z pierwszych jego zadań była odbudowa Orthanku. Zamierzał umieścić tam palantir, odzyskany niegdyś od Sarumana. Przeszukano wówczas skrupulatnie całą wieżę, znajdując wiele wartościowych rzeczy, jak klejnoty i dziedzictwo Eorla wykradzione z Edoras przez sługę Sarumana zwanego Smoczym Językiem, w czasie gdy król Theoden pogrążony był w apatii. Znajdowały się tam również inne, dawniejsze i piękniejsze skarby wybrane z kurhanów oraz grobowców różnych krain. Saruman stoczył się tak nisko, że gromadził błyskotki niczym sroka. W końcu za tajemnymi drzwiami (których nigdy by nie odnaleziono, o otwarciu nie mówiąc, gdyby nie pomoc krasnoluda Gimlego) trafiono na stalową szafkę. Może zamierzano w niej umieścić Pierścień, jednak tylko dwa przedmioty spoczywały na najwyższej półce. Jednym z nich było małe złote puzderko na cienkim łańcuszku, puste wszakże, bez napisów czy znaków, ale bez wątpienia w tym właśnie puzderku nosił niegdyś Isildur Pierścień na szyi. Tuż obok leżał skarb bezcenny, opłakany już dawno jako na zawsze przepadły: sam Elendilmir, biała gwiazda z kryształu elfów osadzona w mithrilu32, dziedzictwo rodu przekazywane od Silmarien po Elendila, uznane przez tego ostatniego za znak monarszy Pomocnego Królestwa33. Wszyscy późniejsi królowie i wodzowie w Amorze, również Elessar, nosili wprawdzie Elendilmira, jednak chociaż był to klejnot piękny, wykonany przez elfy z Imladris w darze dla Valandila, syna Isildura, nie miał już tej pradawnej mocy co zagubiony w ową noc, kiedy Isildur umknął samotnie w ciemność. Elessar przyjął klejnot z szacunkiem; kiedy wrócił na Pomoc i objął na nowo władztwo Arnoru, a Arwena nałożyła mu Elendilmira na skronie, wówczas zgromadzeni umilkli, zachwyceni urokiem znaku królewskiego. Elessar wszakże nigdy już nie narażał cennego przedmiotu na niebezpieczeństwa. Zakładał go jedynie w dni szczególnie ważne dla Północnego Królestwa. Poza tym nosił ten drugi klejnot, który odziedziczył po bezpośrednich przodkach. - On też godzien jest szacunku - powiadał. - Cenię go wysoce, gdyż nosiło go przede mną aż czterdziestu władców34. Zastanowiwszy się nad sprawą gruntowniej, wszyscy wtajemniczeni poczuli się nieswojo. Wydawało im się bowiem, że oba te skarby, a szczególnie Elendilmir, nigdy się nie odnajdą. Jeśli Isildur miał je ze sobą w chwili śmierci i jeśli zginął na głębokiej wodzie, wówczas silny prąd musiałby znieść je z czasem w odległe strony. Jeśli jednak Saruman trafił na klejnot oraz na puzderko, to oznaczało, że Isildur musiał zginąć w płytkiej wodzie, sięgającej mu co najwyżej do ramienia. A skoro tak, to gdzie podziały się szczątki króla? Wprawdzie cała era minęła, ale powinny zachować się przynajmniej kości. Czy Saruman znałazł je, a potem zniszczył, paląc bez szacunku w jednym ze swoich pieców? Byłby to zatem czyn haniebny, nie najgorszy wszakże z postępków Sarumana.
PRZYPISY 1. Wzmianka o Elendilmirze pojawia się w przypisie w Dodatku A do Władcy Pierścieni (Powrót Króla, str. 414). Królowie Arnoru nie nosili korony, lecz tylko pojedynczy biały kamień, Elendilmir, Gwiazdę Elendila, na srebrnej opasce nad czołem". Przypis odnosi się do fragmentu tekstu, w którym wspomina się o Gwieździe Elendila. W rzeczywistości istniały dwa klejnoty o tej nazwie. 2. Jak to opisano w opowieści o Kirionie i Eorlu, opartej na dawniejszych przekazach, obecnie w większości zapomnianych, uwzględnionych wszakże ze względu na opis zdarzeń, które doprowadziły do Przysięgi Eorla i sojuszu Gondoru z Rohirimem [przypis autora]. 3. Najmłodszym synem Isildura był Mamandil, trzeci król Arnoru (por. Pierścienie Władzy... w Silmarillionie, str. 359-360). Dodatek A do Władcy Pierścieni podaje, że Valandil urodził się w Imladris. 4. W tym tekście przełęcz owa nosi nazwę jedynie w języku elfów. Długo potem krasnolud Gimli opisał ją jako Wysoką Przełęcz: "...gdyby nie zastępy Beormineów, nikt by już od dawna nie mógł przejść drogą z Dali do Rivendell. Ci waleczni ludzie strzegą Wysokiej Przełęcz]' i brodu przy Samotnej Skale" (Wyprawa, str. 312). Na tej właśnie przełęczy Thorin Dębowa Tarcza i jego kompani zostali pojmani przez Orków (Hobbit, rozdz. 4). Andrath bez wątpienia oznacza "długą wspinaczkę", patrz: przypis 16 do rozdziału Historia Galadrieli i Keleborna. 5. Por. Pierścienie Władzy... w Silmarillionie, str. 359: "[Isildur] wywędrował z Gondoru na północ tą samą drogą, którą niegdyś przybył Elendil". 6. Trzysta staj albo i więcej [szlakiem obranym przez Isildura], głównie bezdrożami. W owych czasach jedynymi numenóryjskimi drogami były: łączący Gondor z Amorem wielki trakt biegnący przez Kalenardhon, potem na północ przez Gwathló (w Tharbadzie), aż do Pomostu; Gościniec Wschodni z Szarej Przystani do Imladris. Szlaki te krzyżowały się w miejscu na zachód od Amon Sul (Wichrowego Czuba), wedle numenóryjskich miar, punkt ten [Bree] leżał trzysta dziewięćdziesiąt dwie staje od Osgiliath i sto szesnaście staj na zachód od Imladris, cały szlak mierzył zatem staj pięćset osiem [przypis autora]. Patrz: Dodatek do niniejszego rozdziału. 7. Numenóryjczycy hodowali na wyspie konie i wysoko je sobie cenili [por. rozdział z opisem Numenoru]. Nie dosiadali ich wszakże podczas walki, bowiem wszystkie wojny toczyli za morzem. Byli solidnej budowy i dość mieli siły, by dźwigać pełen ekwipunek wojownika, w tym ciężką zbroję oraz oręż. Stadniny istniały wprawdzie w osadach nadbrzeżnych, ale konno jeżdżono w zasadzie tylko dla rozrywki. W czasie wojny wierzchowcami poruszali się jedynie kurierzy i drużyny lekko zbrojnych łuczników (często nie wywodzących się z Numenóryjczyków). Podczas Wojny Sojuszu stracono bardzo dużo koni i niewiele zostało ich w Osgiliath [przypis autora]. 8. Bagaż i prowiant na drogę były konieczne podczas wędrówki przez kraj pozbawiony osad elfów czy ludzi. Do zamieszkanych terenów dotrzeć mieli dopiero pod koniec marszu (królestwo Thranduila). Każdy mąż niósł porcję żywności wystarczającą na dwa dni (niezależnie od wspomnianej w tekście racji awaryjnej), całą resztę, w tym także i bagaże, przewożono aa grzbietach niewielkich, ale wytrzymałych koni. Powiada się, że były to zwierzęta podobne tym, które dzikie i swobodne napotkano niegdyś na szerokich równinach na południe i na wschód o Wielkiego Zielonego Lasu. Zostały oswojone, ale chociaż mogły udźwignąć nawet wielkie ciężary (podążając w marszowym tempie), nie pozwalały się dosiadać. Oddział Isildura zabrał ich ze sobą ledwie dziesięć (przypis autora]. 9. Piątego dnia miesiąca Yavannie (wedle numenóryjskiego Kalendarza Królów, zachowanego z małymi zmianami w Kalendarzu Shire'u). Yavannie (Ivanneth) odpowiada miesiącowi Halimath, czyli naszemu wrześniowi. Narbeleth zaś to październik. Czterdzieści dni (do piętnastego dnia miesiąca Narbeleth) wystarczało, by w sprzyjających okolicznościach marszem pokonać taką drogę, czyli co najmniej trzysta osiemdziesiąt staj, bowiem żołnierze Dunedainów, mężowie wysocy, silni i wytrzymali, zwykle przemierzali "z łatwością" osiem staj dziennie, i to z pełnym oporządzeniem oraz uzbrojeniem. Po każdej staj robili zwykła krotki odpoczynek (lar, sindarińskie daur, pierwotnie znaczące tyle co przystanek lub przerwa), z jednym dłuższym postojem koło południa. Mając dość stosownego prowiantu mogli utrzymywać takie tempo przez długi czas, przyspieszane nawet do dwunastu staj dziennie (lubo i więcej w wielkiej potrzebie), jednakie tyko na stosunkowo krótkich odcinkach. W czasie opisanej kieski na szerokości geograficznej Imladris (do którego się zbliżali) jasny dzień trwał co najmniej jedenaście godzin, w środku zimy czas ten kurczył się do ośmiu godzin. Na północy nie podejmowano dłuższych podróży pomiędzy początkiem Hithui (Hisime, listopad) a końcem Ninui (Nenime, luty), o ile trwał pokój [przypis autora]. Szczegóły ... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Wątki
|