, J.R.R. Tolkien - Drzewo I Lisć Oraz Mythopoeia, ebooks, pobierz pdf 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

J.R.R TOLKIEN

 

 

 

Drzewo i liść

oraz

Mythopeia

 

Przekłożyli:

Joanna Kokot

Marek Obarskj

Krzysztof Sokołowskj

 

Wstęp

 

Dwa spośród prezentowanych tu utworów - O baśniach i Liść, dzieło Niggle'a - ukazały się łącznie pod wspólnym tytułem Drzewo i liść w 1964 roku. Do obe­cnego wydania dołączyliśmy trzeci tekst, wiersz pt. Mytho­poeia (tworzenie mitu), w którym Filomitos (miłośnik mitu) podważa poglądy Mizomitosa (wroga mitu). Wiersz ten nie był dotychczas publikowany, lecz ojciec cytuje czternaście jego linijek w swym eseju O baśniach - tak podobne są myśli zawarte w obu wypowiedziach. Jednak zanim powiem coś więcej na temat Mythopoei, pragnąłbym przytoczyć wstęp mego ojca do pierwszego wydania Drzewa i liścia:

Jest to przedruk dwóch utworów - O baśniach i Liść, dzieło Niggle'a. Niełatwo zdobyć ich pierwsze wydania, a sądzę, iż mogą one i dziś jeszcze okazać się interesujące, szczególnie dla tych, którym spodobał się Władca Pierścieni. Mimo że jeden z tych tekstów jest esejem, drugi zaś to opowiadanie, są one ze sobą ściśle związane - oba wykorzystują symbole drzewa i liścia i oba, choć na różne sposoby, mówią o tym, co nazywam w swym eseju sztuką tworzenia. Co więcej, powstały one w tym samym czasie (między 1938 a 1939 rokiem), gdy opowieść o Władcy Pierścieni zaczynała dopiero się rozwijać, objawiając mi nawał czekającej mnie pracy i ilość odkryć, jakich będę musiał dokonać w nie znanymmi wciąż świecie - równie przerażającym dla mnie, jak i dla hobbitów. Zdaje się, że dotarliśmy wówczas do Bree i wiadomo mi było tyleż co i im o losach Gandalfa i tożsamości Obieżyświata; rozpaczliwie pragnąłem do­żyć chwili, kiedy dowiem się czegoś więcej.

Esej w swej pierwotnej wersji został wygłoszony na University of St Andrews w 1938 roku jako wykład ku czci Andrew Langa. Jako poszerzony tekst ukazał się w tomie Eseje dedykowane Charlesowi Williamsowi (Es-says presented to Charles Williams, Oxford University Press, 1947, nakład wyczerpany). Przedrukowuję go tu z niewielkimi zmianami.

Opowiadanie pojawiło się w druku dopiero w 1947 roku (w „Dublin Review”). Nie zmieniłem go od mo­mentu, gdy je napisałem, niemal od ręki: po prostu pew­nego dnia zbudziłem się rano z gotowym pomysłem. Jednym ze źródeł inspiracji była topola o wielkich ko­narach, którą widziałem z okna, nawet leżąc w łóżku. Jej właściciel ni z tego, ni z owego okaleczył ją, obci­nając gałęzie - nie mam pojęcia dlaczego. Potem ją ścięto - i była to chyba mniej barbarzyńska kara za wszelkie zbrodnie, jakich mogła się dopuścić, jak choćby to, że żyła i tak się rozrosła. Nie sądzę, by pozostawiła po sobie jakichś przyjaciół czy żałobników - poza mną i parą sów.

W eseju O baśniach mój ojciec cytował wiersz, który ongiś napisał do „człowieka określającego mit i baśń jako kłamstwa, choć [...] był tak miły i niepewny swego, że na­zwał baśń »tchnieniem kłamstwa poprzez srebro«„. Przyta­czany tam fragment zaczyna się od słów:

Drogi Panie - powiedziałem - choć zniechęcony brakiem dobra, jeszcze nie jest zgubiony...

Rękopis Mythopoei nie zawiera podobnej rymowanej epistoły. Istnieje siedem wersji tego utworu, ale żadna z nich nie przybiera formy prywatnego listu - co więcej, pier­wsze cztery wersje zaczynają się od słów „Kiedy spogląda na drzewa”, a nie „Kiedy spoglądasz na drzewa” (zaś naj­wcześniejsza wersja nosi tytuł Nizonitos: długa odpowiedź na krótką bzdurę). Ponieważ sens słów „choć zniechęcony brakiem” zależy od kontekstu wcześniejszych wersów i wy­maga ich obecności -

Serce człowieka nie składa się z kłamstw, ale przepełnia je mądrość Jedynego Mędrca, którego przywołuje w nieskończoność...

- i ponieważ przytaczany w eseju fragment pochodzi (z niewielkimi zmianami) z najwcześniejszej wersji, oczy­wiste jest, iż forma listu funkcjonuje tu jedynie jako kon­wencjonalny zabieg.

Człowiekiem, który określił „mit i baśń jako kłamstwo”, był C.S. Lewis. Piątą wersję Mythopoei (tę, która zaczyna się od słów „Kiedy spoglądasz na drzewa”, a nie „Kiedy spogląda na drzewa”) ojciec opatrzył dopiskiem „J.R.R.T. dla C.S.L.”, zaś w wersji szóstej dodał „Philomythus Miso-mytho”. Wersję ostateczną uzupełnił dwiema marginalnymi uwagami. Pierwsza z nich (do słowa „drzewa” w incipito-wym wersie) przywołuje pamięć sytuacji, która sprowoko­wała napisanie wiersza:

Wybrałem drzewa, ponieważ są one zarazem łatwo klasyfikowalne i nieskończenie jednostkowe; ale ponie-

.waż to samo można powiedzieć i o innych rzeczach, dodam jeszcze tylko, że ja dostrzegam drzewa bardziej niż inne rzeczy (i dużo bardziej niż innych ludzi). W każ­dym razie strofy te pisałem z pamięcią o alejach i gaju w Magdalen College nocą.

W Biografii (s. 146-148) Humphrey Carpenter zidentyfi­kował sytuację, która stała się impulsem do napisania Mytho-poei. Wieczorem 19 września 1931 roku C.S. Lewis zaprosił mego ojca i Hugona Dysona na obiad do Magdalen College. Po obiedzie wszyscy trzej postanowili się przejść po okolicy i - jak to w trzy dni później pisał Lewis do swego przy­jaciela, Arthura Greevesa - rozmawiali „o metaforze i mi­cie - gdy przerwał nam poryw wiatru tak nagły pośród owego cichego, ciepłego wieczoru i postrącał liście z drzew z takim hałasem, iż sądziliśmy, że to deszcz. Aż wstrzyma­liśmy oddech, a tamci dwaj wpadli w uniesienie - niemal takie, jakiego i ty byś doświadczył”. W kolejnym liście do Greevesa (18 października 1931) Lewis streścił szczegó­łowo poglądy mego ojca i Dysona na temat „prawdziwego mitu”, jakim jest opowieść o Chrystusie. Humphrey Car­penter zaś spróbował zrekonstruować przebieg owej dysku­sji (zarówno w Biografii, jak i później w The Inklings, Allen and Unwin, 1978, s. 42-45) na podstawie listów Le-wisa i tematów podejmowanych w Mythopoei.

Myślę, że mogę podać od razu i drugą uwagę do osta­tecznej wersji poematu, choć nie dotyczy ona historii po­wstania wiersza, lecz wyjaśnia określony zwrot. Ściślej - odnosi się do ósmego wersu dziewiątej strofy wiersza: „...sy­mulowane rozkosze podwójnie kuszą”. „»Podwójnie kuszą«, ponieważ uwiedzeniem tylko jest traktowanie powrotu do ziemskiego dobrobytu jako jedynego celu, a i ten cel jest zdeprawowany i poszukiwany nie tam, gdzie należy”.

Z tego samego okresu co obie uwagi pochodzą słowa, które ojciec dodał na końcu rękopisu: „Pisane głównie w czasie egzaminów, podczas nadzorowania studentów”.

Tekst Mythopoei, który oddajemy tu do druku, jest zgodny z rękopiśmienną wersją finalną. Choć szczegółową historię powstawania utworu można uznać za złożoną, jego rozwój polegał głównie na dodawaniu kolejnych fragmentów. We wcześniejszych wersjach był on o wiele krótszy - brako­wało w nim trzech strof (od słów „Błogosławieni”) oraz wersu: „i złotego widma nie porzucam w nieskończoność”.

(Christopher Tolkien)

 

O baśniach

 

Zamierzam mówić o baśniach, choć zdaję sobie sprawę z tego, jak ryzykowne jest to przedsięwzięcie. Kró­lestwo Baśni to niebezpieczna kraina, gdzie na nierozważ­nych czekają pułapki, a na zbyt śmiałych - więzienne lo­chy. A mnie należałoby uznać właśnie za nazbyt śmiałego; wprawdzie jestem miłośnikiem baśni od momentu, gdy na­uczyłem się czytać, i myślę o nich od czasu do czasu, ale nigdy nie zajmowałem się nimi zawodowo. W tej krainie pełnej cudów, lecz nie informacji, zawsze byłem zaledwie zabłąkanym podróżnikiem (a może nawet intruzem).

Baśniowe kraje rozciągają się daleko wzdłuż i wszerz, w górę i w głąb i pełne są najprzeróżniejszych rzeczy i stwo­rzeń: znajdziesz tam wszelkiego rodzaju ptactwo i zwierzęta, niezliczone gwiazdy i bezbrzeżne oceany, czarowne piękno i czyhającą zewsząd grozę, radości i smutki przeszywające jak ostrze miecza. Ten, kto tam zbłądził, może chyba uznać się za szczęśliwca; ale odmienność i bogactwo tej krainy wiążą język wędrowcowi, który chciałby o nich opowie­dzieć. A zadając zbyt wiele pytań, naraża się on na to, że zatrzasną się przed nim drzwi królestwa, a klucze do nich zaginą.

Istnieje wszakże parę problemów, które ktoś, kto zamie­rza mówić o baśniach, powinien przynajmniej spróbować rozwiązać - nawet gdyby mieszkańcy Królestwa Czarów mieli uznać go za impertynenta. Czym są baśnie? Skąd się wzięły? Jaki z nich pożytek? Postaram się odpowiedzieć na te pytania, a raczej podzielić się okruchami odpowiedzi, jakie udało mi się zebrać - głównie na podstawie tych niewielu baśni, które znam.

Baśń

Czym jest baśń? Na próżno byłoby się tu odwo­ływać do Oksfordzkiego słownika języka angielskiego. Nie zawiera on w ogóle hasła „baśń” (fairy-story) i niezbyt jest pomocny, jeśli chodzi o same elfy (fairies). W suplemencie do Słownika pojawia się hasło „baśń, bajka” (fairy-tale). Słowo to datuje się od 1750 roku, a jego głównym znacze­niem jest: (a) opowieść o elfach lub innych czarodziejskich istotach; zaś znaczenia poboczne to: (b) zmyślona lub nie­prawdopodobna historia i (c) kłamstwo, fałsz.

Drugie i trzecie znaczenie beznadziejnie poszerzyłoby zakres moich rozważań. Ale pierwsze znaczenie jest zbyt wąskie. Byłoby wprawdzie dość szerokie na esej czy nawet na książkę, ale nie oddaje faktycznego użycia tego słowa; szczególnie jeśli się przyjmie słownikową definicję elfów (fairies): „Nadnaturalne stworzenia miniaturowych rozmia­rów, według wierzeń ludowych obdarzone mocą czarodziej­ską i wywierające dobry lub zły wpływ na ludzkie sprawy”.

„Nadnaturalny” to słowo i trudne, i niebezpieczne - niezależnie od tego, czy używa się go w węższym czy w szerszym sensie. Ale nie pasuje ono do elfów, chyba że przedrostek „nad” potraktujemy po prostu jako superlatyw. Bo to człowiek jest „nadnaturalny” w stosunku do elfów (i nierzadko jest też miniaturowych rozmiarów), one same zaś są naturalne - o wiele bardziej naturalne niż ludzie. Taki już ich los. Droga do krainy elfów to nie droga do nieba ani nawet do piekła (choć niektórzy zwykli utrzymy­wać, że może ona tam prowadzić pośrednio, przez diablą dziesięcinę):

Czy widzisz tę wąską drogę na błoniach, Która wije się wśród głogów i cierni? Tak niewielu ludzi pyta o nią, Dążą tu jedynie sprawiedliwi i wierni.

A widzisz tę drogę szeroką,

Co biegnie wśród łąk w maju,

Tak zdradliwą, choć wielu cieszy nią oko

Ufając, że prowadzi wprost do Raju?

A tę piękną ścieżkę w blasku gwiazd, Co ginie wśród paproci? Do krainy elfów zaprowadzi nas Tej czarodziejskiej nocy.

(„ O Tomaszu rymiarzu „, tłumaczył Marek Obarski)

 

Co do „miniaturowych rozmiarów” to nie przeczę, że takie właśnie cechy przypisuje się obecnie elfom. Często myślałem o tym, jak ciekawa mogłaby być próba wyjaśnienia tego zjawiska, lecz moja wiedza na ten temat jest zbyt uboga, bym mógł przedstawić ostateczne rozwiązanie. W dawnych czasach Królestwo Czarów miało także i niewielkich miesz­kańców (choć raczej nie „miniaturowych rozmiarów”), ale mały wzrost nie cechował całego baśniowego ludu. Minia­turowe elfy czy wróżki w Anglii to, jak sądzę, głównie wyra­finowany produkt literackiej fantazji . Jest chyba naturalne, że w Anglii, gdzie w sztuce wciąż powraca miłość do deli­katności i finezji, wyobraźnia kierowała się ku temu, co fi­ligranowe i drobne - tak jak we Francji zwróciła się ku dworskiemu życiu i przystroiła się pudrem i brylantami.

Przypuszczam jednak, że te kwiatowo-motyle rozmiary były produktem „zracjonalizowania” elfów, które przekształ­ciło czar ich krainy w zwykłe wyrafinowanie, zaś niewidzialność w kruchość, która pozwala ukryć się w kielichu pier­wiosnka lub zniknąć za źdźbłem trawy. Moda na elfy pojawiła się chyba tuż po tym, gdy wielkie odkrycia geogra­ficzne uczyniły Ziemię zbyt małą, by mogła pomieścić i ludzi, i elfy; gdy czarodziejskie zachodnie krainy Hy Breasail prze­istoczyły się w zwyczajną Brazylię, kraj czerwonego drewna . Na pewno za taką wizję elfów odpowiedzialna jest literatura - znaczną rolę odegrali tu William Shakespeare i Michael Drayton . Nymphidia Draytona to jeden z przodków długiej linii kwiatowych elfów i uskrzydlonych duszków z czułkami, których to stworków tak nie cierpiałem w dzieciństwie i któ­rych z kolei nie znosiły moje dzieci. Podobne uczucia żywił i Andrew Lang, który w Liliowej księdze baśni tak oto mówi o nużących opowieściach współczesnych mu autorów: „Za­wsze zaczynają się od tego, że jakieś dziecko wychodzi do ogrodu i pośród pierwiosnków, gardenii i kwiecia jabłoni spotyka elfy. [...] Elfy te usiłują być zabawne i ponoszą klę­skę, albo próbują moralizować - i świetnie im to idzie”.

Ale wszystko to miało swój początek, jak już rzekłem, długo przed XIX wiekiem i dawno już zaczęło męczyć właś­nie nieudanymi próbami bawienia. Nymphidia Draytona można uznać za najgorszą z kiedykolwiek napisanych dotąd baśni (czy raczej opowieści o elfach). Pałac Oberona ma ściany z pajęczych odnóży:

I okna z oczu kocich,

A dachy i wieże

Pokrywają skrzydła nietoperze.

(tłumaczył Marek Obarski)

 

Rycerz Pigwiggen dosiada żwawej szczypawki i w kie­lichu pierwiosnka umawia się na schadzkę ze swą ukochaną, królową Mab, której składa w darze bransoletkę z mrów­czych oczu. Wszystko to zostało osadzone w nudnej opo­wieści o dworskiej intrydze i fałszywych posłańcach; wale­czny rycerz i rozwścieczony małżonek razem pogrążają się w gniewie, by w końcu utopić go w wodach Lety. Byłoby znacznie lepiej, gdyby cała ta historia uległa zapomnieniu. Niech sobie Oberon, Mab i Pigwiggen będą miniaturowymi elfami - w przeciwieństwie do Artura, Ginevry i Lance-lota - ale opowieść o dobru i złu na dworze króla Artura jest o wiele bardziej baśniowa niż historia Oberona.

Fairy, bliski odpowiednik wyrazu „elf' Jest słowem obe­cnym w języku angielskim od niedawna, niemal nie znanym przed okresem Tudorów. Warto zwrócić uwagę na jego pier­wsze użycie (jedyne sprzed roku 1450) przytoczone przez Słownik oksfordzki. Cytat wzięty jest z Gowera i brzmi „as hę were a faierie” (Jak gdyby był elfem”). Ale Gower nie to po­wiedział - napisał: „...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • paulink19.keep.pl